W temacie kraterów to powstają one, w przypadku meteorytów bijących w Ziemię, a więc muszących przejść przez atmosferę, stosunkowo małe, ponieważ do pewnej masy (dość dużej), to co zostaje z meteorytu po ablacji spada swobodnie, to znaczy tak, jakbyś to wyrzucił z samolotu. Na ten przykład to zdjęcie, które pokazałeś, meteoryt Hoba, nie wybił krateru w takim sensie, o jakim się myśli np. w przypadku meteorytów na Księżycu, gdzie ciało uderza w powierzchnię z prędkością kosmiczną, ulega przy tym zniszczeniu, a wręcz odparowaniu w chwili uderzenia - i wybija duży krater, porównywalny z efektem płytkiej, podziemnej eksplozji jądrowej. Możesz np. porównać do Czelabińska, który będąc wciąż stosunkowo małym meteorytem (w skali zagrożenia Ziemi - masa ok 10 ton i średnia średnica rzędu 5-cio piętrowego bloku - a jednak ze znanych drugim co do wielkości po tunguskim, zakładając oczywiście, że tunguski to był meteoryt

) pozostawił główny spadek o wielkości "zaledwie" średniej lodówki i masie kilkuset kg. Nie wybił przy tym żadnego krateru, choć głównie ponieważ strzelił w zamarznięte jezioro, przebił lód i osiadł na dnie. Ale jakby trafił w glebę, to też specjalnie by się nie zagłębił, w każdym razie bez żadnych spektakularnych efektów termiczno-wybuchowych, jako że poruszał się z prędkością poddźwiękową oraz miał mocno z grubsza kształt zbliżony do kuli - a więc raczej kiepski do penetrowania przeszkód (nie to co ostrołuk). Tunguska, jeśli była meteorytem, najprawdopodobniej nie pozostawiła żadnego spadku, czyli najwyraźniej cała masa rozleciała się przed uderzeniem w Ziemię (w tym sensie Czelabińsk jest niejako graniczny - wielka część masy rozleciała się powodując przy tym wielce niszczącą falę uderzeniową, ale sporo spadło, w postaci tysięcy niewielkich odłamków i masy głównej). Zależnie od składu, masy wejściowej i prędkości wejściowej (która się może różnić o kilkadziesiąt km/s) mogą być różne scenariusze - przy pewnej wielkości meteoroidu i jego prędkości, jeśli jest zwarty, jak np. żelazny, nie zostanie wyhamowany przez atmosferę poniżej prędkości kosmicznej a w każdym razie kilku km/s i skutki będą masakryczne.
Np. taka mi się historia przypomina, że w USA jest najbardziej znana dziura to Krater Barringera w Arizonie, najbardziej kraterowy krater na Ziemi, wyłączając niektóre sztuczne efekty prób jądrowych na pustyni w Mojave. Pierwszej klasy krater meteorytowy, absolutnie podobny do księżycowych, a więc wybity przez masywne ciało poruszające się ze znaczną prędkością, rzędu kosmicznej. Ma słuszną średnicę prawie 2 km i głębokość wciąż niemal 200 m. Na przełomie wieków zainteresował się nim niejaki Barringer, geolog. Było to w początkach współczesnej meteoryki. Metodami naukowymi doszedł do wniosku, że krater jest pochodzenia meteorytowego, oraz, że meteoryt jest żelazny (bo dookoła krateru było trochę zerodowanego żelastwa pochodzenia meteorytowego) - oszacował masę żelaza spoczywającego w kraterze na 100 mln ton. W związku z powyższym zakupił ziemię, na której znajdował się krater oraz założył firmę żelazną, w celu pozyskania i upłynnienia tego dobra z kosmosu. Ponieważ to były początki meteoryki, to pierwszy wniosek był prawdziwy (istotnie, jest to krater meteorytowy), ale drugi fałszywy. Częściowo, bo, ku chwale nauki, nie co do rzędu oszacowania masy, bo to można uznać z grubsza za prawidłowe - tylko co do nieznajomości efektów takiego uderzenia - a konkretnie faktu, że większość masy żelaza wyparowała z powodu energii wydzielonej w zderzeniu. Krater pozostaje w rękach rodziny Barringera

...