Chciał ocenzurować tłitery i fejsbuki - tymczasem te ocenzurowały jego, ma guziki do broni jądrowej zdolnej zniszczyć glob, nie ma dostępu do swojego konta na fejsie
Okazał się mniej przemyślny od naszych rządzicieli, którzy - idąc po władzę - własne media (co prawda: nie społecznościowe, bardziej tradycyjne) sobie budowali.
To w sumie ciekawe, że Lem kompletnie nie przewidział czegoś takiego jak fejsbuki w sensie ich istotności dla przeciętnego iXińskiego
Mam wrażenie, że wyszło tu jedno z nielicznych ograniczeń Mistrza - otóż jako człowiek mądry i poważny nie doszacował skali naszej gatunkowej głupoty, albo też uznał, że szkoda czasu na zajmowanie się nią w niuansach. (Bo, że do przejawów głupoty rzecz by liczył nie mam wątpliwości po lekturze "Ostatniej Tichego", Lemowej reakcji na to, jak się nam wszystkim zwaliły na głowy - w formie praktycznej, nie: wykoncypowanej teoretycznie np. w "Astronautach" - internety.) Zresztą poniekąd to symptomatyczne, że w podobnych zakresach zawodzili prognostycznie - mimo całego swojego geniuszu -
sieriozni Lem i Clarke, a umiał
wyczuć to czy owo, mniej koturnowy - bo
szajbus, Dick (choć i on, gdy o przedmiotowym zakresie mowa, pisząc uparcie o bańkach informacyjnych i nakładkach na rzeczywistość, nie wpadł na to, od której - technicznie - strony to nadejdzie).
(Przy czym nie wykluczam, iż historia przyzna - minimum w pewnym sensie - rację Mistrzowi. Tj. wszelkie wszechwładze mediów społecznościowych i internetowe uzależnienia, choć dziś tak trudne do przeoczenia, okażą się - w interesujących Go skalach - krótkotrwałą modą, czy też paroksyzmem, a docelowo Luckość
, nie porzuciwszy plusów komputeryzacji otrząśnie się z najsilniej widocznych dziś jej przejawów...
* co piszę ze smartfona na forum internetowym
.)
* Np. dlatego, że okaże się, iż
foliarze mają jednak kawałek racji (na to by mieli jej całość są zbyt szaleni
) ze szkodliwością pola elektromagnetycznego, albo dalszy rozwój (i potanienie) komunikacji uczyni kontakt bezpośredni między mieszkańcami odmiennych stron globu niewiele tylko bardziej wysiłkochłonnym, niż zdalny (przy wiadomych oczywistych przewagach)
**, lub też dzierżący klucze do wirtualnych królestw, czy też sami ich obywatele, zbyt przegną z zafałszowaniami, więc kto żyw będzie - krzycząc
"Jawy!! Jawy!!!" - wyskakiwał z tych Matrixów... Opcji realizacji Prawa Dońdy też nie wykluczam
.
** Przypis do przypisu: tu, poniekąd, "Obłok..." się kłania.
No jednak siedzenie na portalach społecznościowych jest jakąś formą wirtualnej rzeczywistości. Właściwie dałbym znak równości.
Za to przewidział rzecz, nie w detalach, ale w dostatecznym stopniu, bym o tym z iście remuszkowym
uporem przypominał, Petecki:
https://forum.lem.pl/index.php?topic=945.msg53121#msg53121I tą jedną "Koggą..." zasługuje (IMHO) na pamięć jako pierwszorzędny myśliciel futurologiczny (bo, żeby napisać, musiał mieć rzecz b. dokładnie teoretycznie przepracowaną), który wzniósł się na iście lemowskie szczyty akurat tam, gdzie Lem zawiódł.
(Acz mam wrażenie, że i on - trafnie wychwyciwszy/wymyśliwszy minusy - nie zdołał wymodelować, domyślnie dużych, plusów globalnej wymiany myśli. To samo zresztą Patron nasz, który pisząc o bibliotece trionowej nie obdarzył jej walorem interektywności.)
Edit:
Rozważania na marginesie sytuacji (w) USA:
https://magazynkontakt.pl/przebudzenie-z-amerykanskiego-snu/I jeszcze coś w temacie "Tygodnika...":
https://www.onet.pl/informacje/onetkrakow/tygodnik-powszechny-po-76-latach-wyprowadza-sie-z-wislnej/15l9z72,79cfc278