Powiem wam jeszcze, skąd mi przyszło to wątpienie o indeterminizmie. Świat ludzki, jak wiadomo, powstaje poprzez włożenie w "coś", w "rzecz samą w sobie", formy czasoprzestrzennej i kategorii przyczynowości. Tę rzecz samą w sobie trzeba by wtedy przedstawić sobie, dla dobrego "zrozumienia", jako coś w rodzaju obłoku prachaosu, z którego dopiero wyciągamy, wyczytujemy to i tamto. Tak właśnie wyobrażałem sobie też pochodzenie świata. Np. takie czy inne podzbiory tej chmury tworzyłyby stany świata na odpowiednie chwile. Ale czymś, na czym się zatrzymałem i z czego nie mogłem wybrnąć, było pytanie "w takim razie dlaczego ten przypadek jest w tej chwili czasu a nie innej"? Jest tu, oczywiście, już w założeniu przyczynowość (pytanie "dlaczego"), ale proszę tylko spróbować się jej pozbyć... Koncepcje czasu i przestrzeni można zmieniać, nie jest to problem, dopóki przyjmuje się przyczynowość jako stałą (założenie t.w.). Natomiast zasada określenia zjawisk w czasie jest najwyraźniej nieusuwalna (usunięcie jej unieważniałoby też transformację Lorentza i w ogóle całą t.w.). Jeśli by faktycznie kilka rzeczy było dopuszczalnych, niewykluczonych wg praw fizyki, to w mojej skromnej opinii wszystkie one powinny by istnieć (tzn. być objęte tą samą chwilą czasu) -- bo nie ma żadnego warunku koniecznego ich istnienia, który byłby niespełniony -- a więc multiverse theory, teoria wielu światów. Nie da się udowodnić, że inne światy nie istnieją, nie ma nawet żadnej racji, która by je mogła wykluczyć (brak takiej racji jest właśnie istotą indeterminizmu), więc trzeba by przyjąć istnienie ich wszystkich.
Rzecz w tym, że jeśli wiele światów istnieje, to albo w naszej skali -- a przecież czas bierzemy z naszej skali -- wychodzi na jedno (czyli my widzimy tylko determinizm i nic więcej), albo nie wychodzi na jedno. W pierwszej sytuacji mówilibyśmy po prostu, że świat jest deterministyczny. Załóżmy jednak, że jawi nam się nieuporządkowany także w skali dla nas obserwowalnej, a więc mogącej wpływać na nas i generować różne scenariusze makroskopowe. To prowadzi natychmiast do pytania, dlaczego znajdujemy się w tym, a nie innym świecie - skoro nasza świadomość faktycznie jest w N stanach jednocześnie (multiverse), to dlaczego chwila A(1) łączy się z B(1), a nie B(2) (w nawiasach daję świat), czyli dlaczego nasze życie idzie tym a nie innym torem. Nie zależy to od praw fizyki, a więc od obiektywnej rzeczywistości (w niej pytanie to jest bez sensu). Musiałoby więc być częścią subiektywnej rzeczywistości... to zaś oznaczałoby, że istnieje obserwator niezależny od rzeczywistości. Ta konsekwentna idealistyczna interpretacja pojawia się przecież w mechanice kwantowej (całe to gadanie o "pomiarach", tak jakby to była rzecz binarna, tak jakby dało się łatwo odpowiedzieć, czy ktoś mierzy, czy nie). Prowadzi to, całkiem naturalnie, do przypisywania woli ludzkiej wolności, wolności do kreowania swego świata (optyki, interpretacji), a to już prowadzi do usunięcia rzeczywistości i otwiera pole dla wróżek, magów itd.
Moim zdaniem punktem wyjścia jest fakt, że wola ludzka nie jest wolna. A zatem wszystko musi mieć swoją podstawę w przyczynowości, bo nie znajdzie jej gdzie indziej (np. w "podmiocie": ten jest przecież tylko wytworem rzeczywistości, a więc znowu przyczynowości). Jeśli już nic nie determinuje, dlaczego ma nastąpić A, a nie B, to determinuje to świadomość; mianowicie: choć obie opcje się realizują, to przecież MOJEJ tak urządzonej świadomości bliżej jest do jednej z nich, a zatem połączenie chwili świadomej A(1) z B(1) jest, powiedzmy, płynniejsze i bardziej ZWARTE niż z B(2) - i dlatego w tym świecie 1 będę trwać (to zwartość czyni osobę). Powtarzam jednak, że owocuje to całkiem nieuchronnie przypisywaniem podmiotowi bezpośredniej władzy nad rzeczywistością (poczynając od tego, że jest on czymś obiektywnym i poza rzeczywistością... co prowadzi do niedającej się utrzymać teorii o duszy itd.). Oczywiście, ze względu na niewolność woli nie jest to władza tak oczywista (wiara jest potężna, ale człowiek nie może sobie wybierać, w co wierzy). Tak czy inaczej jednak indeterminizm musiałby doprowadzić do bardzo okrężnej i dziwacznej przyczynowości: "coś jest tak a tak w twoim umyśle, więc jest tak a tak w świecie"; byłaby to niemal telepatia i solipsyzm.
Zdaje mi się, że fizycy tylko dlatego tak długo przepychali indeterminizm, bo inaczej ogromne masy wierzących w USA i gdzie indziej obraziłyby się na fizykę tak, jak obraziły się na biologię ewolucyjną i inne nauki (ileż tam ludzi cały czas wierzy, że świat ma 6 tys. lat). Było to ugięcie się pod presją tłumów, może i usprawiedliwione, bo epoka barbarzyńska. Tym niemniej wszelki indeterminizm i wszelka wolność w świecie moim skromnym zdaniem prowadziłyby do antynaukowości: i nie ma co tu krzywić się i mówić, że "nie objawia się w dużej skali", bo jeśli tylko indeterminizm objawia się w OBSERWOWALNEJ skali, to już wystarczające, by wpływać na nas (pomyślcie o badaczu, którego zachowanie przez resztę dnia zależy od wyników badań). A zatem różne scenariusze historii świata w zależności od widzimisię. No chyba że jednak trochę się zagalopowaliśmy i w naszej skali indeterminizmu brak?