c.d.
Wczoraj zdążyłem tylko na chybcika powiadomić zainteresowanych forumowiczów, że jedna z telewizji właśnie nadaje niezwykły film sprzed ćwierć wieku pt. "Apollo-13" o wydarzeniach sprzed prawie pół wieku.
[Dzięki, Kasieńko, za telewizyjny cynk : -*]
To było jak powrót do młodości. Miałem wtedy 22 lata i z ogromnym przejęciem obserwowałem (jako jeden z paru miliardów ludzi) losy tej wyprawy (transmitowała również komusza telewizja).
Dziś powiem szybko dwie rzeczy.
Po pierwsze - z dopiero z półwiecznego dystansu widać, do czego był zdolny niejaki Kolumb, da Gama czy inne Jaśki z Kolna. Nieprawdopodobny prymitywizm przedsięwzięcia (odtworzonego, notabene, z hollywoodzkim pietyzmem). Spójrzcie chociaż na Hasselblada wielkości 2-3 współczesnych laptopów, którym wymachują bohaterowie, ale i na sam statek. Niemal wszystko było sterowane ręcznie, a mój kieszonkowy Android ma moc chyba wielokroć większą niż wszystkie komputery "A-13" razem wzięte.
Po drugie, odkryłem przed chwilą, że WSZYSCY ŻYJĄ.
Hanks, który grał Lovella, ma 62 lata, a Lovell 90.
Harris, który grał szefa kontroli lotów, ma lat 69, a prawdziwy szef Gene Kranz 83.
Sinise (Mattingly) ma 63 lata. a sam Mattingly - 82.
Żyje także legendarny Buzz Aldrin, drugi kosmonauta, który stanął na Srebrnym Globie. Ma 88 lat.
Tylko Neil Armstrong, pierwszy człowiek na Księżycu (na filmie wespół z Aldrinem opiekował się babcią Lovella), odszedł sześć lat temu...
Przejmuszko (dzięki, livie).