Dobra, jestem.
Fiasko czytalem wieki temu i slabo pamietam, poza tym niespecjalnie mi sie podobalo. Ale wmieszam sie w dyskusje i odniose do ostatnich wypowiedzi odnosnie pragnien i wolnosci.
Istotnie, buddyzm nie postuluje calkowitego uwolnienia sie od ludzkich emocji, czy pragnien a wlasnie sharmonizowanie z nimi, spojrzenie z dystansu, jak napisal Evangelos. Niektore odlamy yoginizmu ida w tym kierunku o ktory chodzilo Q, ale nie sadze, zeby Ci sie Q spodobalo gwalcenie samego siebie w sposob bezwzgledny. Przy tych praktykach teistyczne pierdoly, ktore tak Ci sie niepodobaly to maly pikus
.
Zdziwil mnie Q, mowiac o zazdrosci czemus, co nie ma zadnych pragnien, celow, ani checi. Toc to przeca z punktu widzenia czlowieka istne pieklo. Gdyby istote swiadoma i samoswiadoma pozbawic calkowicie tegoz, to co zostaje? Jakis rodzaj calkowitego stuporu, bo nawet nie byloby checi zeby myslec. Czy Ty, Q aby na pewno miales na mysli to co powiedziales? Zwlaszcza to pozniej:
Bo ja nie widzę po prostu celu istnienia i mam go za niepotrzebny, a nadawać sobie jakiegoś wielkiego Celu też nie chcę, bo gardzę arbitralizmem
Zycie bez celu... hmm. I nawet bez checi tegoz?
Czy taki stan mozna by w ogole rozpatrywac pod katem wolnosci? Zapewne mozna by rzec, ze jest to wolnosc od roznych czlowieczych malenkosci i zalosnych pragniatek, ale czy nie traci sie na takiej 'wolnosci' wiecej niz zyskuje? Tak jakby czlowiekowi uchlastac nogi i powiedziec: "Daje Ci wolnosc od chodzenia", odciac mu rece: "Jestes wolny od dotykania" itd.
Lem sporo o tym pisal, zwlaszcza w ujeciu ROZUMU i w podsumowaniu jego rozwazan, wyszlo, ze rozum (wiec i czlowiek) musi miec jakis cel, oraz trudnosci do pokonywania na drodze do jego osiagniecia. Ja sie pod tym podpisuje, a Wy?