Rzeczywiście, gdyby tow. gensekowi zrobić zdjęcie z epoki, podobieństwo byłoby uderzające
. To haczy o lamarckizm
.Oświadczam publicznie, że odszczekam każde złe słowo o Miczurinie, kiedy tylko poczuję, że nie miałem racji. Nawet przyznam, że już trochę poczułem, ale nie ze względu na to, co linkuje Q, tylko uświadomiłem sobie, że człowiek żył w czasach, kiedy teoria Darwina jeszcze nie okrzepła, w stosunku do praw Mendla było więcej wyjątków przypadków typowych, a teoria Morgana dopiero została ogłoszona. Czyli pracował w pewnym chaosie teoretycznym i jak zapewne każdy uczony chciał wymyślić coś nowego. Zaobserwował coś i wywodził z tego więcej, niż w tym było - ale z drugiej strony z takiego problemu ciała doskonale czarnego, drobiażdżku zaledwie niepasującego do gmachu fizyki klasycznej, jak się szybko okazało, wywiedziono teorię, której fizyka klasyczna okazała się marnym przybliżeniem. Tak więc co do zasady miał prawo - ciekawi mnie, czy pod koniec życia, kiedy rzeczy były bardziej ugruntowane (zwłaszcza teoria Morgana), kiedy wiadomo już było, że dziedziczenie związane jest z chromosomami, ustosunkował się do tego, umieszczał swoje twierdzenia w tym obrębie, mocował je wewnątrz krzepnącej konstrukcji - czy pozostał obok, chcąc nie chcąc negując je.
W gruncie rzeczy genetyka zogniskowała się na materiale nukleinowym kiedy zaraz po wojnie, ale zdecydowanie przed odkryciem podwójnej helisy potwierdzono ostatecznie, że nośnikiem cech genetycznych jest DNA. Od tego momentu na tym się skupiono a inne efekty traktowano jako nieistotne. Takie tam, że cytoplazma od matki i wpływ środowiska, jak sosnę posadzić w lesie to będzie wysokie a jak luzem to wyjdzie pokrojem pinia. Dopiero wykazanie, że priony mogą powodować dziedziczenie cech bez udziału DNA było niezłym wstrząsem, że istnieje jakaś "równoległa" genetyka. Pamiętam, że mówiło się o podważeniu podstawowego twierdzenia teorii dziedziczności (że tylko DNA jest nośnikiem). Potem pierwsze odkrycia transportu poziomego, potem wykazanie jego powszechności w związku z wirusami w roli wstrzykiwaczy, potem epigenetyka i rola "niemego DNA". Z dzisiejszego punktu widzenia rzecz jest z jednej strony lepiej wyjaśniona, a z drugiej jak to zwykle bardziej skomplikowana bo wykrywa się coraz mniejsze szczególiki.