Autor Wątek: Wiara, nauka... co dalej?  (Przeczytany 271265 razy)

dzi

  • Gość
Re: Wiara, nauka... co dalej?
« Odpowiedź #90 dnia: Lutego 24, 2007, 06:15:48 pm »
Cytuj
Cytuj
kult wiary w sredniowieczu, kult nauki w oswieceniu
Jeśli chodzi Ci o treści światopoględowe promowane przez publikatory to istotnie różnica jest znaczna. Ale post achajki był raczej nie o publikatorach a o ich odbiorcach. A ci nie zmienili się wcale...
Moim zdaniem sie mylisz. Moim zdaniem to wlasnie odbiorca sie zmienił.

Cytuj
Satisfaction. Mało wiele a satisfaction ad libitum.
Satysfakcja moze byc i jest budowana na czymkolwiek. A za tym idzie ze gdyby nie polecieli na Marsa w ich zyciach satysfakcji by nie brakolwalo (mąż pewnie bylby sportowcem ;) ).
Hoko, naprawde to wszystko co robimy jest zbędne. Nauka i technologia jest zbędna. Mozemy kochac, jesc i rozmnarzac sie bez niej. A tylko to jest niezbędne.


draco_volantus

  • Gość
Re: Wiara, nauka... co dalej?
« Odpowiedź #91 dnia: Lutego 24, 2007, 06:18:01 pm »
ja wierzę w kult cargo  8-)

maziek

  • Gość
Re: Wiara, nauka... co dalej?
« Odpowiedź #92 dnia: Lutego 24, 2007, 06:26:31 pm »
Cytuj
Moim zdaniem to wlasnie odbiorca sie zmienił.
W czym? W swojej biologii, czy może w swoich możliwościach intelektualnych? Gąbka jest ta sama Dzi, różną wodą ją się tylko polewa...

Cytuj
Mozemy kochac, jesc i rozmnarzac sie bez niej. A tylko to jest niezbędne.
Z tym kochaniem toś strzelił. Chyba żeś sam zakochany - to do wybaczenia ;D

Hokopoko

  • Gość
Re: Wiara, nauka... co dalej?
« Odpowiedź #93 dnia: Lutego 24, 2007, 06:47:48 pm »
Cytuj

Cytuj
Satisfaction. Mało wiele a satisfaction ad libitum.
Satysfakcja moze byc i jest budowana na czymkolwiek. A za tym idzie ze gdyby nie polecieli na Marsa w ich zyciach satysfakcji by nie brakolwalo (mąż pewnie bylby sportowcem ;) ).
Hoko, naprawde to wszystko co robimy jest zbędne. Nauka i technologia jest zbędna. Mozemy kochac, jesc i rozmnarzac sie bez niej. A tylko to jest niezbędne.


A niby do czego to jest niezbędne, hę?

Terminus

  • Gość
Re: Wiara, nauka... co dalej?
« Odpowiedź #94 dnia: Lutego 24, 2007, 08:42:25 pm »
A propo tego, co jest zbędne, a co niezbędne, to owszem: aby przetrwać, potrzebujemy na pewno o wiele mniej, niż to, czym dysponujemy, a niektóre wytwory cywilizacyjno technologiczne można by sobie z powodzeniem odpuścić, np. Disco Polo (choć życie byłoby smutniejsze). Czy o to Ci chodziło, dzi? Pewnie tak.

Jednakże jest dla mnie sprawą dosyć oczywistą, że nasza (ludzkości) dążność do ułatwienia sobie życia jest prolongatą zaszczepionego nam przez ewolucję przeświadczenia, że jeśli możemy coś osiągnąć na dwa sposoby i jeden z nich jest prostszy, to wybieramy właśnie jego (pomijam tu sporty i wszelkie inne aktywności, w czasie których pokonywanie trudności jest celem samym w sobie). A zatem nie ma się co dziwić, że maszyny wykonują prace ludzi, etc. Dzięki temu, nawiązując do tego, co mówił dzi, ludzie mają więcej czasu na robienie tego, o czym on pisał - rzeczy które uważają za ważne.

Czas właśnie jest tym, czego oszczędność zaczyna być priorytetowa, a na tę właśnie może pozwolić nam postęp technologiczny. Czytaliście krótki esej ,,Pochwała Lenistwa'' Russella? W nim to dowodzi Russell, jak to sprawnie i korzystnie można by ,,przesiąść się'' na 4 godzinny system pracy bez straty dla ludzkości. Sugeruje on, iż jeśli tak się nie dzieje, to właśnie dlatego, że pewne grupy interesu są temu przeciwne oraz z powodu tradycji, a także zaszczepionego ludzkości fałszywego eposu pracy - zaszczepionego i podtrzymywanego przez bogatych i niepracujących po to, by biedni harowali radośniej, mając się za bohaterów.  Wyobrażacie sobie czterogodzinny dzień pracy? Czyż nie byłoby to wspaniałe? A jeśli jest to możliwe (a także uważam, że jest) to wyłącznie dzięki nauce i technice.

Jeśli chodzi o artykuł o zbliżającej się erze głupoty, to trudno się nie zgodzić, czy też to bagatelizować. Rosnący konsumpcjonizm wykreował w młodzieży przekonanie, że wszystko jest na wyciągnięcie ręki - większość z nich nie ma zatem motywacji do choćby najsłabiej wytężonej nauki. Stają się więc stadem wykształconych analfabetów, lub w najlepszym razie wykształcają się w jakiś magiczny sposób, bez umiejętności ścisłego, logicznego myślenia. Wcale nie dziwi mnie pomysł rektorów wyższych uczelni, by matematyka wróciła jako obowiązkowy przedmiot na maturze. Dziwi mnie tylko, że stanie się to tak późno. Zamiast za trzy lata, wprowadziłbym to już trzy lata temu. Na pewno Romcio stawi odpowiedni opór, mieniąc sie obrońcą uciśnionych "humanistów", ale cóż, kijem rzeki nie powtrzymasz. W przeciwnym razie psychologowie będą projektować samochody, a politolodzy zajmą się doskonaleniem hodowli agrestu. Brr...

*

Słówko na temat spinu i stołu. Cóż, to oczywiste, maźku - i doskonale Cię rozumiem. Mechanika kwantowa jest w wielu punktach sprzeczna z intuicją lub w najlepszym razie trudna do pogodzenia z nią. No i koniec końców, rozgrywa się na poziomie miniaturowości niedostępnym dla obserwacji niejako z definicji. Poza tym wymaga sporej dawki abstrakcjonizmu. Weźmy na przykład kolor kwarka. Nie ma on, jak wiadomo, nic wspólnego z kolorem, kwarki nie mają koloru, bo są mniejsze niż długość fali światła, więc nie ma mowy o ich obserwacji czy ocenie ich koloru. Chodzi o pewną cechę, która należy do pewnej kategorii cech. Umownie nazwano ją kolorem, są też inne, jak zapach, oraz kilka, których nazwy zupełnie nie trzymają się choinki ("upper"... etc.). Trzeba mieć świadomość, że te cechy omawia się wyłącznie po to, by móc odróżniać obiekty, które mimo iż są tego samego rodzaju, to w pewnych okolicznościach zachowują się inaczej - są to zatem realizacje pojęcia "cechy", w tym wypadku to, jak cecha się nazywa, nie ma znaczenia. A zatem mamy cząstkę o kilkudziesięciu charakterystykach, i spoko. Niech sobie będzie ::)

A poza tym, kto przy zdrowych zmysłach przejmuje się klasyfikacją cząstek kwantowych? Przecież wiadomo, że nim zdążymy zrozumieć jedną z tych klasyfikacji, powstanie 30 następnych. Inna sprawa, że wyraz "zrozumieć" oznacza tu nie tylko nabycie umiejętności do abstrahowania, ale także na przykład opanowanie umiejętności operowania przestrzeniami Hilberta i funkcjami falowymi... Bez tych umiejętności spiny zawsze pozostaną zamkniętymi pudełkami.

A zatem, kończąc: zrozumienie działania zegarka jest możliwe szybko, bo każdy człowiek na podstawie życiowej obserwacji wyrobił sobie intuicyjne przeczucie tego, jak działają prawa mechaniki w makroskali (czyli spodziewa się tego, jak zadziałają, bez znajomości aparatu matematycznego, który je opisuje). Widząc kółka zegarka i sprężynę, wie, że tu coś się spręży, pociągnie tamto, obróci to, tu zaskoczy, tam zatyka. Bo to oczywiste. Ale nie byłoby oczywiste dla oseska wychowanego w próżni, który nigdy nie widział sprężyny lub nie doświadczył masy ::) Galileuszowska mechanika i obserwacja.
Z kolei zrozumienie spinu wymaga znajomości mocnej dawki matematyki, którą znajomość posiada jednocyfrowy procent społeczeństwa. Reszta musi się zadowolić wytłumaczeniami niekompletnymi, które tak naprawdę więcej zaciemniają niż wyjaśniają. Nie ma także możliwości obserwowania czegokolwiek naocznie z powodów wspomnianych wyżej. Stąd bierze się przeświadczenie, że jest to rzecz nieosiągalna dla intuicji i poznania niskopoziomowego. I rzeczywiście, trzeba przyznać, że do pewnego stopnia pewna bariera istotnie na tym obszarze egzystuje. Nie widzę jednak potrzeby, by czynić między tymi pojęciami (spinu i pojęciami prostszymi) rozróżnienia jakościowego.

Ok, więcej nie zmieszczę ::)  
« Ostatnia zmiana: Lutego 24, 2007, 08:43:59 pm wysłana przez Terminus »

dzi

  • Gość
Re: Wiara, nauka... co dalej?
« Odpowiedź #95 dnia: Lutego 24, 2007, 11:41:17 pm »
Cytuj
Cytuj
Moim zdaniem to wlasnie odbiorca sie zmienił.
W czym? W swojej biologii, czy może w swoich możliwościach intelektualnych? Gąbka jest ta sama Dzi, różną wodą ją się tylko polewa...
Ja odnosze wrazenie ze sinusoidalnie zmieniaja sie potrzeby. Jedno sie przejada, wygrywaja zwolennicy drugiego i to wtedy rządzi.

Cytuj
Cytuj

Cytuj
Satisfaction. Mało wiele a satisfaction ad libitum.
Satysfakcja moze byc i jest budowana na czymkolwiek. A za tym idzie ze gdyby nie polecieli na Marsa w ich zyciach satysfakcji by nie brakolwalo (mąż pewnie bylby sportowcem ;) ).
Hoko, naprawde to wszystko co robimy jest zbędne. Nauka i technologia jest zbędna. Mozemy kochac, jesc i rozmnarzac sie bez niej. A tylko to jest niezbędne.


A niby do czego to jest niezbędne, hę?
Do zycia jest niezbędne. Nie rozumiem pytania.


Cytuj
A propo tego, co jest zbędne, a co niezbędne, to owszem: aby przetrwać, potrzebujemy na pewno o wiele mniej, niż to, czym dysponujemy, a niektóre wytwory cywilizacyjno technologiczne można by sobie z powodzeniem odpuścić, np. Disco Polo (choć życie byłoby smutniejsze). Czy o to Ci chodziło, dzi? Pewnie tak.
Chodzi mi o to, ze nam sie WYDAJE ze niektore rzeczy sa niezbedne (dla niektorych jest to nawet internet a o swoich babciach juz zapomnieli ;) ). Wydaje nam sie ze musimy miec telefony i budowac mosty i jezdzic pociagami do rodziny. Ba, nawet ze musimy miec demorkacje i stanowic o sobie. Otorz nie! Mozemy zyc w osadzie otoczonej lasem i piecioma innymi osadami z ktorymi jeszcze nasi dziadkowie prowadzili wojny i tez bedzie OK! Tez bedziemy tworzyc rodziny (po zaczepce mazka unikam slowa "kochali", napisalbym to bo moim zdaniem jest to wlasnie jedna z pierwotnych potrzeb ale chce uniknac bezsensownych dyskusji), jesc i poprostu ZYC. Wszystko co nas aktualnie otacza, caly popyt na "potrzeby", jest wytworzony sztucznie. OK, przyznaje, mozna tu uzyc slowa "musimy", np "miec samochod", bo takie sa realia spoleczenstwa, nie oznacza to jednak ze w sensie ogolnym samochod jest niezbedny czlowiekowi. Czyli zbudowalismy sobie taki smieszny, troche wirtulany swiat zabawek i potrzeb i teraz robimy jedne niepotrzebne rzeczy, dajmy na to telefony, by kupic inne niepotrzebne rzeczy, dajmy na to ubezpieczenia. Zaloze sie ze zrozumiecie mnie zle i zaczniecie podawac przyklady ze ubezpieczenia sa konieczne i sa superosiagnieciem i zgodze sie, nie chodzi mi o to ze mamy tego nie robic. Mowie jedynie ze nie musi to byc jedyny cel ludzkosci i moze ona rownie dobrze funkcjonowac gdy nie bedziemy wiedzieli czy kropka na niebie to planeta czy gwiazda (bo od tego sie zaczelo).

A co do czasu jeszcze i jego wiekszej ilosci, o czym pisze Term. Ostatnio (czyzby juz kryzys wieku sredniego?!  :-? ) troche nad tym rozmyslalem i doszedlem ze NIE PRAWDA. Wcale nie mamy wiecej czasu. Obawiam sie ze wrecz mamy mniej. Podejzewam ze kiedys zdobycie pozywienia ktore mialo wykarmic rodzine zabieralo mniej niz 8 godzin na dobe. Czyli paradoksalnie nie poszlismy do przodu. Jedyne co zyskalismy to "wygoda" zycia. Ale po tym co napisalem wczesniej zdac sobie sprawe mozna ze nie jest to niezbedne. Tj. zapotrzebowanie na wygode tworzy sie dopiero gdy taka wygoda istnieje lub ktos juz z niej korzysta. Tj. jesli kiedys chodzilo sie na piechote i nie znalo samochodu to bylo to normalne i calosc spolecznosci byla tak zbudowana ze funkcjonowala chodzac na piechote. Teraz jest samochod, mozemy dalej pojechac do pracy, wyprowadzic sie itd i de facto NIC TO NIE ZMIENIA.
Jedyne zeczy ktore uznalbym za autentyczne osiagniecia ktore mozna powiedziec sa "potrzebne" i od zarania dziejow poszukiwane to ogolnie rozumiana medycyna (czyli przedluzanie zycia). Z tym ze gdy patrze na to jak to wyglada aktualnie to juz nawet mnie nie smieszy a raczej przeraza (tu moznaby wkleic link do tej prosby faceta 10 lat sparalizowanego od szyi w dol ktory napisal chyba do prezydenta list z prośbą o odłączenie od respiratora, ostatnio było).

Komentujac kolejny akapit - nie zdziwilbym sie gdyby Russel mial racje. Ja nie widze po co pracuje. (Policzcie na co wydajecie pieniadze oraz przemyslcie jak uzywane sa produkty ktore wytwarzacie w pracy. Teraz zastanowcie sie ile z nich jest niezbednych do zycia.). Choc teoretycznie przeciez przez podział i automatyzacje pracy powinnismy pracowac coraz mniej.

Tak w ogole to film Fight Club byl wlasnie o tym, polecam.

Przy okazji znalazlem ograniczenie. Post Terminusa nie miesci sie w calosci gdy go zacytowac (chyba ze uzyles liczby znakow tak calkiem "na styk" term).

Terminus

  • Gość
Re: Wiara, nauka... co dalej?
« Odpowiedź #96 dnia: Lutego 24, 2007, 11:58:52 pm »
A owszem, dokładnie - 0 znaków mi zostało do wykorzystania - dlatego też stwierdziłem, że więcej nie zmieszczę ::)
« Ostatnia zmiana: Lutego 24, 2007, 11:59:33 pm wysłana przez Terminus »

dzi

  • Gość
Re: Wiara, nauka... co dalej?
« Odpowiedź #97 dnia: Lutego 25, 2007, 12:00:42 am »
Matematyk hehe ;)
No to dlatego obcielo w cytacie.

Falcor

  • Gość
Re: Wiara, nauka... co dalej?
« Odpowiedź #98 dnia: Lutego 25, 2007, 12:40:45 am »
Cytuj
Wyobrażacie sobie czterogodzinny dzień pracy? Czyż nie byłoby to wspaniałe? A jeśli jest to możliwe (a także uważam, że jest) to wyłącznie dzięki nauce i technice.
Jeden z moich przyjaciół stwierdził kiedyś, odnośnie zastępowania naszej pracy przez maszyny - Człowiek potrafi się solidnie napracować, żeby tylko nic nie robić. ;)

NEXUS6

  • Gość
Re: Wiara, nauka... co dalej?
« Odpowiedź #99 dnia: Lutego 25, 2007, 03:25:10 am »
Ciekawa dyskusyja, ale cholera, mam nieodparte wrazenie ze dokladnie o tym juz dyskutowalismy, tzn. o wierze/nauce i ich zaleznosciach. Ciekawe Aniela rzucila hasla, dzi-mistyk-agnostyk-ekwilibrysta jak zwykle swoje ;D. Moim skromnym zdaniem i wiara i nauka sa niezbednie potrzebne  :) ludzkosci, bo wyplywaja z wnetrza ludzkiej natury. To nic ze stoja poniekad po przeciwnych sobie stronach, szczesliwie ludzki umysl potrafi godzic sprzeczne ze soba "programy", no i w spoleczenstwie mamy jednostki ukierunkowane na jedno, jak  i drugie. Ostatnimi czasy pojawilo sie tez zjawisko, bedace wlasnie potrzeba wiary, ale ubrane w pseudonaukowe szatki. Chodzi o wszelkiego rodzaju nibynaukowe wytlumaczenia domniemanych cudow, typu np. ludzie ktorzy nie jedza nic przez rok, bo czerpia energie zyciowa skads tam, a ich cialo "weszlo na inny poziom energetyczny", albo tacy co zyja 1000 lat, z tego samego powodu, czy ci co sie kontaktuja  z kosmitami z planety Wigry 3 poprzez telepatyczny kanal astralno-analny
Gdybym mial stanac po ktorejs ze stron, to wybralbym nauke, bo ta jest przewidywalna, istnieja w niej jakies zasady, mozna ja logicznie przeanalizowac, przesledzic przebieg i obieg informacji, sprawdzic to i owo... Wiara, religia zawsze moze sie wymknac rozumowemu ogarnieciu, i panuje tu totalna dowolnosc tworzenia bytow nad potrzebe (kojarza mi sie tu fantazje Majmasza Samosyna z "Trzech maszyn opowiadajacych..." Lema) Ale coz, jak spiewal Malenczuk "Wiara jest jak antygłowa: trzeba ja miec"

maziek

  • Gość
Re: Wiara, nauka... co dalej?
« Odpowiedź #100 dnia: Lutego 25, 2007, 11:00:51 am »
Cytuj
Inna sprawa, że wyraz "zrozumieć" oznacza tu nie tylko nabycie umiejętności do abstrahowania, ale także na przykład opanowanie umiejętności operowania przestrzeniami Hilberta i funkcjami falowymi... Bez tych umiejętności spiny zawsze pozostaną zamkniętymi pudełkami.
Ujmę to tak: dalsze drążenie termatu chyba nic nie wniesie. Jest stanowisko A, które mówi, że opisać coś matematycznie to zrozumieć, i B, że nie ma to ze sobą większego związku. Jestem zwolennikiem drugiej tezy. W dodatku nie jestem w stanie wejść w Twoje buty bo nie wiem co to ten Hilbert >:(. Mam tylko takie przeświadczenie, że zegarka nie da się bardziej zrozumieć, a jeśli chodzi o spin to pole otwarte... -  w związku z tym pytanie, czy coś, co można jeszcze lepiej zrozumieć wypada uznać za zrozumiałe w chwili obecnej. Oczywiście spin jest tu pewnym hasłem, bo są sprawy w mechanice kwantowej daleko bardziej tajemnicze. Jeśli pojawi sie taki wzór jak mc2 - równie prosty i unifikujący wszystkie oddziaływania to będziemy mieć wzór wszystkiego. Czy to oznacza, że wszystko zrozumiemy?
Cytuj
Ale nie byłoby oczywiste dla oseska wychowanego w próżni, który nigdy nie widział sprężyny lub nie doświadczył masy ::) Galileuszowska mechanika i obserwacja.
ale, ale, masy i Galileusza to on by doświadczył... ciązenia też, jego kapsuła byłaby jego planetą, pamiętasz te śmieci które wydostały się przez wyrwę w burcie i orbitowały dookoła Apollo 13?To są bardzo ciekawe pytania, które tu w ogóle nie padły, a które mnie nurtują:

- czy rzeczywiście jest jakakolwiek możliwość "wyhodowania" człowieka w odcięciu od wszystkiego co ludzkie
- czy bariera która stoi na drodze naszego zrozumienia jest ostateczna (tzn inna inteligencja mogłaby zrozumieć więcej)
Cytuj
Ja odnosze wrazenie ze sinusoidalnie zmieniaja sie potrzeby. Jedno sie przejada, wygrywaja zwolennicy drugiego i to wtedy rządzi.
Tak, ciekawe na ile ten proces jest sterowany odgórnie przez publikatory a na ile odśrodkowo poprzez znudzenie i modę. Co chciałem powiedzieć to to, ze moda na nauke nie jest uprawianiem nauki.
Cytuj
Chodzi mi o to, ze nam sie WYDAJE ze niektore rzeczy sa niezbedne ... (po zaczepce mazka unikam slowa "kochali", napisalbym to bo moim zdaniem jest to wlasnie jedna z pierwotnych potrzeb ale chce uniknac bezsensownych dyskusji)
Sam jestem zaskoczony, ale całkowicie się z Tobą rozumowo zgadzam, co co do wydawania się, że cała nasza obudowa jest zbędna. Co więcej - rzeczywiście chciałem się poprzekomarzać - kochanie też jest niezbędne, bo tak nas matka natura ukształtowała, mamy po temu silna podbudowę biologiczną (hormonalną). Na tym tle cały rozwój jawi się jako zaspokojenie dwóch imperatywów - ochrony życia (to mamy po przodkach) i ciekawości (to też po przodkach, ale bardzo u nas rozwinięte). Zycie to wojna i medycyna a ciekawość to nauka i zabawa. Stąd możesz jako efekt konieczny powyciągać te komórki, samochody czy co tam jeszcze.

miazo

  • Gość
Re: Wiara, nauka... co dalej?
« Odpowiedź #101 dnia: Lutego 25, 2007, 12:52:18 pm »
Ten czterogodzinny dzień pracy to doskonały pomysł! Biorąc pod uwagę, że i tak najlepiej i najwydajniej pracuje mi się między 8:00 a 12:00, będę musiał przy okazji zasugerować to rozwiązanie... :-)

draco_volantus

  • Gość
Re: Wiara, nauka... co dalej?
« Odpowiedź #102 dnia: Lutego 25, 2007, 02:05:20 pm »
Cytuj
Rosnący konsumpcjonizm wykreował w młodzieży przekonanie, że wszystko jest na wyciągnięcie ręki - większość z nich nie ma zatem motywacji do choćby najsłabiej wytężonej nauki. Stają się więc stadem wykształconych analfabetów, lub w najlepszym razie wykształcają się w jakiś magiczny sposób, bez umiejętności ścisłego, logicznego myślenia.
Strasznie osobiście to odebrałem. Więc musi w tym być dużo prawdy.
Cytuj
Z kolei zrozumienie spinu wymaga znajomości mocnej dawki matematyki, którą znajomość posiada jednocyfrowy procent społeczeństwa. Reszta musi się zadowolić wytłumaczeniami niekompletnymi, które tak naprawdę więcej zaciemniają niż wyjaśniają.
A tutaj pojechałeś mi po ambicji, naprawdę poważnie się zastanawiam (skończyłem przygodę z matematyką w szkole/na uczelni po czternastu latach nauki/studiowania) nad studiowaniem zagadnienia na własną rękę, jak bohater Lema z "Powrotu z gwiazd".
To wszystko jest gdzieś w internecie, czy bez nauczyciela visa vi nie ma szans?

draco_volantus

  • Gość
Re: Wiara, nauka... co dalej?
« Odpowiedź #103 dnia: Lutego 25, 2007, 02:06:46 pm »
Cytuj
Ten czterogodzinny dzień pracy to doskonały pomysł! Biorąc pod uwagę, że i tak najlepiej i najwydajniej pracuje mi się między 8:00 a 12:00, będę musiał przy okazji zasugerować to rozwiązanie... :-)

Raz biznesmen ze siedmiu spółek, szesciu banków,
pięciu hoteli i czterech luksusowych kółek,
miał znajomych w AWS, mój Boże,
jednym słowem wiodło mu się nienajgorzej.
Idylla - mogło by się wydawać,
z tym, że podupadł na zdrowiu,
no w sumie to miał zawał.
Wyszedł z tego, co miał nie wyjsć, a jak?
Wział go lekarz i powiedział tak:
"Panie, co tak spieszno panu z ta ciasna trumna?
Masz pan żonę, masz pan dzieci, wez pan urlop,
rzuć pan wszystko, serce może walnać w każdej chwili,
i spierdalaj na wakacje, nie wiem, do Brazylii!?"
Ziomek się przestraszył, w końcu zawał to nie katar,
wsiadł w samolot i na drugi koniec swiata,
a tam: spacer, relaks, joga, chuje muje,
mówił tak: "Teraz odpoczynku potrzebuję".
Tu się rzecz komplikuje, bo po dwóch dniach lenistwa,
cała nadzieja na powrót do zdrowia prysła.
Otóż była tam przystań, w tej miescinie rzadkiej,
na która nasz bohater trafił przypadkiem,
pomyslał: "O, tu ludzie pracy sa też".
I podszedł do rybaka który chcał wino, zreszta piate,
popatrzył i żeby zaczać gadkę chyba, powiedział:
- No co tam słychać panie rybaku?
A rybak na to:
- A dobrze, dzisiaj rano wstałem,
odbiłem łódkę, trochę popływałem, kurwa.
Przez godzinę wyłowiłem ryb z piętnascie
i odpoczywam sobie od południa tutaj własnie.
- Od dwunastej? - krzyknał biznesmen - Od dwunastej już masz wolne?
- A co? Siadę tu gdzies i wino pierdolnę.
Biznesmen chociaż na wczasach poczuł się w żywiole:
- Pozwolisz, że dam ci radę...
- A co? Pozwolę!
- Jak to kurwa? O dwunastej dzień pracy skończony?
Przecież mógłbys zarobić więcej, tylko pomysl!
Połowiłbys od rana, aż do chwili kiedy słońce znika
i po tygodniu miałbys pana pomocnika.
Po miesiacu kupiłbys druga łódkę, a potem trzecia,
po roku smigałbys pięknym miejskim kutrem,
pózniej drugim żublem i tak dalej...
Stary, wielka firma - czy to nie brzmi wspaniale?
Tu rybak przerwał:
- Panie, ból się powiesić, że pomysł niezły,
ale ze mna co bedzie?
- Jak to co? Będziesz odpoczywał sobie!
- Tak? No a co ja teraz robię?

 :D

Hokopoko

  • Gość
Re: Wiara, nauka... co dalej?
« Odpowiedź #104 dnia: Lutego 25, 2007, 03:59:31 pm »
Cytuj

A niby do czego to jest niezbędne, hę?

Do zycia jest niezbędne. Nie rozumiem pytania.

Jeżli obok siebie będą egzystować dwie społeczności - pierwsza zadowolająca się tym, co niezbędne, i druga szukająca ulepszeń dla "życia", to ta druga szybko zdobędzie przewagę i pierwszą albo podbije, albo wyprze, albo zje. Wniosek z tego, że ulepszenia zwiększają szansę przeżycia, a więc jeśli za kryterium przyjmujemy przeżycie (czy przetrwanie gatunku) - a to wynikałoby z Twojego wpisu - to ulepszenia są wartościowsze niż ich brak.