Nie mam nic przeciwko innym rodzajom sztuki i wyrażania siebie oraz uczuć w filmie czy piosence (rozmawiasz z osobą, która kochała się we wszystkich
Siedmiu wspaniałych naraz
), ale to jest przedmiot o JĘZYKU. Jego celem jest nauczenie młodzieży posługiwania się poprawnie a może nawet i pięknie ojczystym SŁOWEM, zdaniem i całym akapitem, a nie - uwrażliwianie ich na sztukę jako taką, choć oczywiście nie byłoby źle, gdyby takie zadanie spełniał. Film, a już tym bardziej to nieszczęsne amine bardziej należy do sztuk wizualnych, ergo: jeżeli już je omawiać, to raczej na plastyce
A trochę poważniej: oki, można na języku polskim pokazać związki słowa z muzyką, z obrazem, można połączyć omawianie wiersza z oglądaniem reprodukcji obrazu albo puścić piosenkę napisaną do tekstu poetyckiego, można pokazać film oparty na książce i porozmawiać o różnicach - i w tym dziele i ogólnie w formach wyrazu. Jeżeli kogoś się w tym momencie zainteresuje dowolną dziedziną sztuki, to będzie to naprawdę sukces pedagogiczny. Można na maturze z języka polskiego na prezentacji podeprzeć się filmem, muzyką czy przedstawieniem teatralnym. Ale jeżeli CAŁOŚĆ albo nawet "większa połowa" opiera się na filmie i komiksie, to sorry - takiej prezentacji bym nie zaliczyła. To jest jednak trochę inny przedmiot. Akcent powinine padać na to medium, którego materią jest język - czyli literatury.
Nie mówię, że film nie ma kilku przewag nad książką - np. budowanie nastroju za pomocą obrazu i dźwięku jest na pewno bardziej skuteczne, ma też oczywiście dużo większą 'moc' wizualną, może pokazywać przepiękne obrazy. Ostatnio w filmie
Kill Bill zachwyciła mnie np. scena walki bohaterki ze złą kobietą w białym kimonie, nakręcona poprzez płatki śniegu. Super. Ale nie zmienia to faktu, że w warstwie treściowej film jest idiotyczny. To tak, jakbyś upierał się, że na maturze omówisz bardzo złą książkę, bo jest wydana na pergaminie i pięknie oprawiona...
Albo na maturze z matematyki próbował zastąpić dowód twierdzenia występem pięciu ładnych pań. Ok, wizualnie zdecydowanie mają przewagę, ale to nie zmienia faktu, że nie wnoszą nic do zawartości myślowej.
A teraz kij w mrowisko:
Poza tym - to już moje osobiste zdanie i nie powinno mieć wpływu na twoją ocenę na maturze
- samo oglądanie bez czytania daje w efekcie człowieczka, który ma zubożone słownictwo - bo w filmach z reguły nie mówią pięknie, nie używają trudnych słów czy złożonych zdań; zubożoną wyobraźnię - bo filmy wszystko mu pokazują, nie musi sobie sam niczego wyorażać; zubożoną wrażliwość - jeżeli nie wiesz/nie przeczytasz, że ludzie w danej sytuacji ludzie odczuwają melancholię, to w filmie tej melancholii pewnie nie zobaczysz, niezależnie od tego jakie miny będzie stroić bohater i zubożone myślenie - no bo choćbyś pękł, to nie przedstawisz problemów myślowych zawartych choćby w
Solaris w żadnym filmie. Proszę bardzo, nakręć
interesująco ten rozdział, w którym Kris schodzi do biblioteki i czyta historię odkrycia Solaris i badań na niej wraz z przedstawieniem hipotez, teorii i dyskusji naukowych, tak, żeby nie zgubić ani nie zubożyć zawartości myślowej, a wszystko odszczekam i zapraszam na
wściekłego psa. (Z akcentem na interesująco, bo skoro film jest takim genialnym medium to powinien być co najmniej tak dobry jak książka, a w książce to jest opisane interesująco).
Pozdr