Z tym, że pamiętajmy, iż wsadził go (zasadniczo pośmiertnie) - tytułujący się jego uczniem, co niekoniecznie było uprawnione
- Łysenko (i Stalin wspierający tego ostatniego, oczywiście). Sam Miczurin był klasycznym ekscentrycznym naukowcem (co b. pasuje do wątku
), łączącym autentyczne osiągnięcia z głoszeniem - na uboczu właściwej działalności - wątpliwych hipotez (zasadniczo dotyczących zakresów wykraczających poza jego zawodową kompetencję). (Stanowi przy tym ciekawy przypadek genialnego praktyka, który nie dostrzegł - czy nie chciał zauważyć - że w czasie, gdy on pracował w swoim sadzie teoria poszła do przodu i jego intuicyjne wyobrażenia, na których w swej pracy bazował, niewiele okazały się warte.)
Dajmy mu więc spokój, nie odpowiada za to, jakie sobie szuje nim gębę wycierały. Miał pecha, po prostu, że ktoś jego błędami (i osiągnięciami) podparł swoje szalbierstwa. Od tylu już przez to oberwał, niech od nas choć doczeka się wyważonej oceny. (Nawiasem: niedawno się dowiedziałem, że wszystkie moje ulubione odmiany jabłek to właśnie osiągnięcia Miczurina.)
Łysenko już by bardziej na Dońdę pasował, bo hucpiarz i tupeciarz. Tylko, że D. pod sprytnym szalbierstwem krył prawdziwą - choć groźną w efekcie - działalność naukową, a Ł. tylko się rozpychał i szkodził.