Ha, moja krytyka dotyczy czegoś zupełnie innego. W części interfejsowej zgadzam się (mniej lub bardziej, z naciskiem na to ostatnie), bo przecież patrząc na ścianę nie widzimy atomów, cząstek subatomowych, itd., wymiar czasowy postrzegamy radykalnie odmiennie, niż przestrzenne, często biorą górę nad nami - ogląd zamącając - instynkty biologiczne (z czego samozachowawczy większości z nas nigdy nie "opuszcza", no może w chwili agonii), etc.
Problem mam natomiast z tym, że od owych dość oczywistych dla człowieka myślącego obserwacji Hoffman przechodzi do prób wymyślenia co się za owymi uproszczeniami-z-przekłamaniami kryje, i w tym momencie idzie już w dowolne (więc z nauką nic wspólnego nie mające, a stanowiące zwykły system filozoficzny) fantazjowanie o leibnizowskich monadach myślących, mieszając w to ewolucję należącą wszak do świata, którego istnienie kwestionuje (czy przy takim założeniu może być ona w ogóle używana jako argument i podstawa do czegokolwiek?), i podpierając się modelami komputerowymi, jakby bez świadomości, że wymodelować cyfrowo można sobie wszystko, nawet skaczącego po ścianach Spider-Mana. No i nade wszystko nie zauważając, że jeśli już realność doświadczanego tak wszechstronnie zakwestionujemy, to istnienie żadnych innych monad myślących nie jest postulatem koniecznym (skąd wiem, że gadam z kimś, a nie z własnym złudzeniem), a nawet jeśli je założyć, to nie muszą być tym, na co wyglądają (może - po dickowsko-carrollowemu - żona to faktycznie podstawiona zabójczyni - o czym więcej zaraz, a pies sąsiadów - bóstwo wchodzące ze mną incognito w interakcję), mogą też (jak u Corcorana ze Snergiem) być przeplatane z
ja wyzbytymi fałszywkami (gdzie jednych od drugich nie odróżnisz). A także popadając w typową dla solipsystów samowywrotność, bo twierdząc, że wszystko fałsz, każe nam zarazem regułom owego fałszu "dla własnego dobra" się podporządkować. Tu dochodzimy do problemu z zabójczą małżonką
- bo Hoffman nie wyjaśnia w jaki sposób jedna monada może zrobić kuku drugiej, i dlaczego należy się tego bać. Zresztą może i dobrze, że nie wyjaśnia, bo do jednych fantazji kolejne by dołożył.
(Jedno widzę dla jego modeli dobre zastosowanie - da się je dopisać do podręcznika wspominanej kiedyś - w kontekście transhumanisty Sandberga, który się nią zabawiał - gry Mage: The Ascension, w roli podstawy teoretycznej. Co zresztą już jakiś czas temu ktoś zauważył:
http://forum.theonyxpath.com/forum/main-category/main-forum/the-classic-world-of-darkness/mage-the-ascension/999112-a-very-magey-article)