Cetarian, oczywiście, że bawię się tą dyskusją.
1) Jeżeli chodzi o pensję Bragga, to przyznaję rację – niezależnie od tego skąd by startował, to na jego koncie powinna znaleźć się docelowo całkiem przyzwoita kwota.
2) Jeżeli chodzi o fabryki Toyoty i tajemnicze 88tys – chyba nie zauważyłam tego „rocznie” ;-)
3) Ustrój, w którym żyje Bregg – nadal w niego nie wierzę
Już tłumaczę – ogólnie budzi mój sprzeciw popularne w pewnym momenci przedstawianie przez naszych autorów przyszłości jako czasów, w których wszystko jest – w każdym razie materialnie. Nawet w późniejszych powieściach, „walczących z ustrojem” (np. w skądinąd dobrej trylogii Wnuka-Lipińskiego Rozpad połowiczny) samochody (czy jak-to-się-tam-nazywało-to-cudo-do-wożenia-ludzi) stoją sobie na ulicy i czekają aż ktoś je weźmie, a żywność jest dostarczana do domów wprost rurami (błeeeeeee).
Jeżeli pisalibyśmy powieść współczesną, to jedzenie też pojawia się „znikąd” w lodówce. Różnica jest jednak taka, że pisząc o współczesności domyślnie zakładamy, że czytelnik zna świat, który opisujemy i nie musimy wyjaśniać w nim obowiązującego ustroju ani mechanizmów ekonomicznych. W powieści, która dzieje się za 127 lat, jest to niemalże obowiązkiem pisarza. Nie musi być to rozdział pt. „Współczesne mechanizmy rynkowe”, może być to bohater szukający bezskutecznie pracy albo z tej pracy wyrzucany – co jest typowym losem bohaterów Dicka.
Przedstawiony przez Lema świat ma właśnie tendencję do oferowania wszystkiego za nic, można rzeczywiście założyć, że mieszkanie w willi jest za coś, a mieszkanie w mieście, w bloku za darmo… Jednak świat tak odmienny pod względem socjologicznym powinien być jednak dokładniej opisany także ekonimicznie. Jasne, możemy się umówić, że Bregg jest wystarczająco pogubiony emocjonalnie i jednostkowo, żeby nie mieć głowy do ekonomii. A moje czepialstwo wynika z tego, że jestem stworzeniem „o niebywałej wprost ciekawości i obrotności…”
Swoją drogą, ten Bregg to ciekawy typ – chce się dowiedzieć, co się zmieniło, to kupuje podręczniki do matematyki
4) Sahara – nie jestem wcale pewna, czy nawodnienie Sahary jest sensowne PRZED zmianą klimatu – to znaczy, czy samo nawodnienie będzie wystarczające dla jej zmiany w pola uprawdne, czy nie trzebaby najpierw pogrzebać w pogodzie. Gdyby się dało tylko nawodnić, a resztę przyroda uczyni sama, byłabym jak najbardziej za, jeżeli trzeba najpierw zmieniać klimat, to obawiałbym się, że skutki dla Ziemi jako całości, a raczej – dla pętającego się po niej życia – byłyby katastrofalne. W każdym razie jeśli weźmiemy się za to w krótkim horyzoncie czasowym, w takim, kiedy już umiemy coś zrobić i to robimy, ale jeszcze za bardzo nie umiemy powiedzieć, jakie to będzie miało konsekwencje (a zwykle tak postępujemy).
5) Bezrobocie – przychylam się do zdania
dzi, że bezrobocie na poziomie 90-70% jest mało prawdopodobne. Sfera usługowo-rozrywkowa rozrasta się i zapewne wchłonie dużą część tych, którzy przestaną śrubki dokręcać. Przedłuży się też zapewne jeszcze bardziej czas przeznaczany na naukę (co jest formą ucieczki przed bezrobociem) Nie zmienia to jednak faktu, że będziemy mieli problem z rosnącą rzeszą bezrobotnych. Co gorsza, w swojej pierwszej fazie będą to ludzie którzy mają niskie wykształcenie i niespecjalnie nadają się do przekwalifikowania (z racji wieku, niskiej inteligencji itp.). I – pechowo dla nas – jest bardzo możliwe, że ta pierwsza faza akurat przypadnie na nasze życie. I JAKOŚ będziemy tych ludzi musieli utrzymać.
Ponadto sądzę, że bezrobocie jednak będzie wysokie, dużo wyższe niż teraz (obstawiałabym poziom 40%). I tutaj zgadzam się z
Cetarianem - o ile nie zmieni się radykalnie sposób wyboru władz w większości krajów świata, to na pewno ta armia bezrobotnych będzie potężną siłą – elektoratem, któremu trzeba będzie dać pieniądze. I to pieniądze z podatków tej pracującej reszty, no bo skąd. Zresztą, to wcale nie jest jakiś zupełny wymysł – jest to trend, który wyraźnie już się zarysowuje – przecież na pewno słyszeliście, że z zasiłków w Niemczech czy Szwecji można żyć (i to w tych krajach) lepiej, niż pracując w Polsce. Zresztą, lepiej niż pracując na miejscu też – o ile mnie pamięć nie myli, to w przez Niemcy także przetoczyła się dyskusja o konieczności zmniejszenia wysokości zasiłków, tak żeby zmotywować ludzi do szukania pracy.
6)Mały off top: osobiście do kryteriów uzyskiwania praw wyborczych (i czynnych, i biernych) dorzuciłabym zdanie testu na czytanie ze zrozumieniem. I to okresowe zdawanie go. Zmniejszyłoby to radykalnie liczbę ludzi, którzy mając te prawa nie umieją z nich korzystać – nie rozumieją kogo wybierają albo swoje głosy ordynarnie sprzedają.
7) Większy off top:
Evangelos łatwo być ultra-liberałem, gdy się jest w miarę zdrowym, młodym i inteligentym. Ale spróbuj wczuć się w sytuację kogoś, komu rodzi się dziecko z wrodzonym kalectwem. Albo kogoś, kto się urodził niepełnosprawny… a tu państwo nie łoży na jego leczenie, utrzymanie, terapię czy cokolwiek. I co? Ma w imię skrajnego liberalizmu zdechnąć gdzieś pod płotem? A jak to się ma do twoich deklaracji, że „człowiek to brzmi dumnie” i „jesteśmy czymś więcej niż zwierzęta”…?