Bynajmniej. Wystarczą prawa, którymi świat się "względnie" rządzi. Teorie wszystkiego to kolejna projekcja. Ba, nawet jednoznaczna świadomość, że nie ma żadnych bezwzględnych praw, niczego by w praktykach naukowców nie zmieniła - bo ciekawość oraz szukanie rozwiązań praktycznych lokalnych problemów są niezależne od jakichkolwiek teoretycznych metazałożeń. Istnienie takich praw można co najwyżej uznać za hipotezę - nieweryfikowalną.
A co znaczy względnie? Oczywiście, że ww hipoteza jest nieweryfikowalna. Co do reszty - w praktyce jak najbardziej, ale wszystko ma pewien fundament. Tym fundamentem nie może być stwierdzenie kamienienie czasem spadają a czasem nie - i niemożliwym jest dociec, dlaczego. Nie jest to podkreślam kwestia przypadku (w sensie jego kwantowej wersji) bo to też jest prawo (zresztą kilku dobrych fizyków uważa, że być może jednak NIE MA żadnego przypadku - i nie myślę o Einsteinie). Teoria wszystkiego brzmi prześmiewczo, ale nie o to chodzi.
Fundamenty są arbitralne, metodologia nauki nie dysponuje jakimkolwiek stałym i niewzruszalnym fundamentem. Owszem, tym założeniom możemy nadać wymiar stałości - na nasze bieżące i lokalne potrzeby. I tak się właśnie robi, bo to jest najbardziej praktyczne podejście. Ale nigdy nie ma pewności, że za lat sto te fundamenty nie zostaną zmienione czy poszerzone. I samo przekonanie o "istnieniu fundamentów" też jest lokalne i arbitralne. Nie istnieje nic, z czego można by wyprowadzić konieczność tegoż. Ale gdy je przyjmiemy, łatwiej nam żyć.
Owszem - cudów nie ma. Ale skoro nie ma cudów - w sensie, że nie może być cudów - to z Twojego toku rozumowania wynika, że dla nauki ex definitione nie ma Boga.
Wynika z niego nie że nie ma Boga ani że nie ma cudów, tylko, że nauka ani jednego ani drugiego nie jest w stanie stwierdzić. To dość zasadnicza różnica. I faktycznie to właśnie wynika i dlatego uważam, że Dawkins głupio pisze w "Bogu urojonym" imając się naukowych metod w celu "udowodnienia", że Boga nie ma.
No nie wiem. W nauce, jako pewnym systemie formalnym, nie ma miejsca na cuda: cud nie należy do tego systemu. Więc zdolność bądź nie stwierdzenia cudu nie ma tu nic do rzeczy, bo pojęcie cudu w tym systemie jest puste. Nie pamiętam już za bardzo książki Dawkinsa, ale tam, suma sumarum, chodziło chyba o co innego - o to mianowicie, że nie ma najmniejszej potrzeby, by do wyjaśniania działania/istnienia świata odwoływać się do Boga. Argumenty są lepsze i gorsze, ale to jest książka przeznaczona dla masowego odbiorcy, do którego "normalne" argumenty z reguły nie docierają
Czy "byt niepodległy tym prawom" znaczy tyle co "byt niepodległy żadnym prawom"? Bo jeśli tak, to to tylko obszar kolejnych antynomii. A jeśli nie - wszystko zostaje po staremu.
Jeśli nie jest podległy żadnym prawom, to nie ma żadnej antynomii. Logika też nie obowiązuje. Jak wszystko, to wszystko.
I w tym sęk cały: na jakiej podstawie stwierdzasz, że to coś "jest" "bytem"? Pojęcia mają swoje znaczenie, jeśli nic nie obowiązuje, nie obowiązują znaczenia, więc i stwierdzenie, że
"byt" "jest" "wszechmocny" przestaje nieść jakąkolwiek treść.