U Okołowskiego, ten wątek jest rozwinięty w cały rozdział "Paradoks wskrzeszenia z atomów". Pod koniec, więc nie zauważyłem wcześniej, bo jestem w środku.

Pierwotnie (w Dialogach) wygląda to tak - 3 przesłanki i wniosek:
P1 - istnieją tylko atomy i ich układy
P2 - tożsamość osoby x zależy wyłącznie od jej struktury atomowej
P3 - jest ona kopiowalna i możliwa do złożenia z dowolnych atomów
Wniosek - Zmarłego x można wskrzesić
Ale prowadzi to do znanego paradoksu, który memłany był tu w różnych konfiguracjach.
W efekcie Lem uznaje, że jakaś przesłanka/ki jest błędna.
Stawia na niemożność skopiowania. Argumenty jego:
- genidentyczność (jakiś związek obecnej struktury z wszystkimi wcześniejszymi, zerwany przez śmierć)
- zasada nieoznaczoności (wewnętrzna przypadkowość atomów) "kwantowo-statystyczna natura podwalin, która stanowi opokę indywidualnego istnienia" - Świat na krawędzi
- kosmologiczny (nieodwracalność procesów ewolucyjnych naczelną dyrektywą bytu kosmicznego) "Życie, każde życie żywi się porządkiem informacyjnym i ten porządek spala, a takie spalanie zawsze musi dawać pewne efekty w postaci wydalin i popiołów. Tego nie można za pomocą żadnych technologicznych zabiegów usunąć."(Dylematy)
Spalanie porządku informacyjnego oznacza w przypadku osoby, że realizują się określone, tkwiące w niej możliwości zachowań, a tym samym zamykają się możliwości inne...
Jeszcze odwołuje się do Wittgensteina "Granice mojego języka są granicami mojego świata"....już Lem...pewnych granic które dane są naszemu myśleniu przekroczyć nie można.
Brzegiem świata jest właśnie osoba.
To tak pokrótce...dużo odwołań do "Świata na krawędzi" - zdaje się tam to było bardziej wałkowne.
a/ wytworzeniu mego analogu (bezświadomego)
b/ uśpieniu mnie ( i analoga)
c/ "przegraniu" metodami klasycznymi (ctrl-c, ctrl-v) mojej świadomości do analoga
d/ zabiciu mnie pod narkoza oraz wybudzenia analoga.
Zakładasz, ze analog jest identyczny z Tobą uśpionym? To wynika z pojęcia analog.
A może i nie wynika, bo podobny też się łapie?

Ale wiesz o co pytam.

"dla mnie jest to nieistotne..., jeśli tylko po przebudzeniu miałbym poczucie, że to ja"
Jakieś ja zawsze bybyło, może nawet podobne. Musi być akurat te ja?
Okołowski, w wiadomej książce, nieco żartobliwie, ale stawia tezę, że Lem to Lukrecjusz.
Niemetaforycznie.