Leniwy jestem ale w końcu poszedłem do półki i przeczytałem całość.
Pada tam stwierdzenie "stacjonarna orbita" więc na pewno nie jest to L1. W punktach libracyjnych ciała nie orbitują. Żeby orbitować ciało musi być przyciągane, w tych punktach nie ma ciążenia.
Na żadnej orbicie nie ma potrzeby wspomagać się ciągiem (no chyba, że coś na tej orbicie hamuje ciało orbitujące, np. resztki atmosfery - jak w przypadku ISS). Stacjonarna orbita to jest orbita, której okres jest dokładnie równy okresowi obrotu ciała, nad którym się orbituje, położona dokładnie nad równikiem. Ciało obraca się z taka samą prędkością kątową jak planeta - pozornie więc wisi nad jednym punktem powierzchni. Niższe orbity będą za szybkie, wyższe za wolne, istnieje więc jedna-jedyna taka orbita. Ciało niepoddane działaniu siły - jeśli się porusza - porusza się prostoliniowo. Ciało orbitujące znajduje się w stanie permanentnego upadku (dlatego zanika grawitacja - na ciałach spadających swobodnie nie jest odczuwalna - nie ma to związku z oddaleniem od obiektu wokół którego się orbituje). Najłatwiej to wyjaśnić przy orbicie kołowej - ciało w każdej chwili czasu spada dokładnie tyle ile w tej samej chwili oddaliłoby się od planety, gdyby leciałoby prostoliniowo - więc znajduje się na stałej wysokości nad powierzchnią planety.
Jeśli się nie pomyliłem w teoretycznym* obliczeniu orbity stacjonarnej dla Księżyca (ok. 40 tyś km) to przy założeniu lotu napędowego z przyspieszeniem 2g teoretycznie** Pirx mógł to osiągnąć w w nieco ponad półtorej godziny - zaczynając zaraz znad powierzchni. Dla przyspieszenia 1g byłoby to ok. 3 godzin, wciąż mieści się w schemacie.
Schody się zaczynają przy opisie "zrzutu". Zdalnik zostaje wypchnięty w dół i zaczyna spadać, tak szybko, że musiały się włączyć "rakietki hamownic". Jest to niemożliwe. Jeśli coś znajduje się na orbicie, to jest na niej dzięki dwóm oddziaływaniom - ruchowi postępowemu z określoną prędkością i przyciąganiu grawitacyjnemu. W tej sytuacji popchnięcie "w dół" powoduje sztuczne obniżenie orbity - ale na tej niższej orbicie nadwyżka prędkości ruchu postępowego (który się przecież nie zmienił, bo pchnięcie nastąpiło w kierunku doń prostopadłym) spowoduje natychmiast jej podwyższenie do poprzedniego poziomu a nawet "przedobrzenie" - i ciało zacznie się poruszać linią falistą ale średnio na poprzedniej orbicie, wcale nie będzie spadać. Żeby zejść z orbity trzeba zmniejszyć prędkość w ruchu postępowym - czyli hamować ruch po po orbicie, a nie usiłować się "dopchnąć" do planety.
Ponieważ mam awersję do cyferek w swoim stanie to na przykładzie Ziemi - na orbicie stacjonarnej prędkość ruchu postępowego wynosi 11 tyś km/h. Gdyby więc nie zmieniając tego ruchu "zepchnąć" orbitujące ciało w pobliże jej powierzchni, poruszałoby się ono nadal z tą zawrotną prędkością.
* zdaje się, po pobieżnym przestudiowaniu tego problemu, że stabilna orbita stacjonarna na Księżycu nie istnieje, z powodu zaburzeń od zbyt bliskiej Ziemi.
** w praktyce Tichy musiałby lecieć po spirali, ponieważ żeby osiągnąć orbitę - należy osiągnąć odpowiednią prędkość ruch postępowego - więc zeszłoby mu dłużej i niekoniecznie musiałby hamować.