Przenoszę tu wypociny o architekturze, żeby sie w niewłaściwych miejscach nie pętały.
Zacznijmy od tego, od czego zaczynali Grecy. Takimi czy innymi kanałami na ogół w basenie M. Śródziemnego wynalazki się rozchodziły więc na wstępie Grecy wiedzieli mniej więcej tyle co Egipcjanie. Egipcjanie już wówczas od circa 20 czy 30 wieków (mniejsza o mniejszość, ale cóż za otchłań czasu) budowali z kamienia. Umieli całą wielką salę oprzeć na kolumnach. Sek w tym, że budowle Egipcjan były trochę przyciężkawe. Może nieco naciągane porównanie, ale ilość pustki równała się ilości kamienia. Wyobraźcie sobie, że we wnętrzu chałupy macie tyle samo ścian, co powietrza. Tym niemniej warto zwrócić uwagę, że Egipcjanie w przeciwieństwie do np. Majów nie budowali organicznie - ich budowle były triumfem zimnej geometrii (dziś można powiedzieć, że euklidesowej) nad materią. Oczywiście (?) Egipcjanie nie mieli zielonego pojęcia o Majach - ale chodzi mi o fundamentalna różnicę w podejściu do świata - ignorować, czy polubić.
(Zdjęcie z netu, Egipt, Karnak)

Druga sprawa to słońce. Jest wiele momentów, w których architektura grecka jest słoneczna. To znaczy, że projektowana tak, żeby dobrze wyglądała w słońcu, żeby z nim współgrała. Słońce jest bezlitosne, gdyż skośnie, prawie stycznie padające promienie bezwzględnie ujawniają błędy w wykonaniu. A Grecy byli geometryczni jak jasny pieron. Weźcie taką kolumnę, obiekt obrotowy, kiedy pada na nią słońce ZAWSZE w pewnym miejscu stycznie do powierzchni. Druga sprawa związana ze słońcem to kontrasty. Są co najmniej trzy elementy: niebo, zwykle bardzo jasne, kamień który może oświetlony bezpośrednio być najjaśniejszy - bądź ocieniony - najciemniejszy z zestawu.
Podstawowe elementy.
Stylobat - czyli podest, trzy schodki, które wiodły na platformę, na której stała świątynia. Znaczenie funkcjonalne było takie, że podwyższało to budynek, pomagało poradzić sobie z niwelacją terenu. Optycznie chodziło o ekspozycję, a także odcięcie poziomymi liniami od ziemi. Te schodki zawsze tworzyły jakiś światłocień w efekcie więc świątynia stała na horyzontalnie pociągniętych, krystalicznych liniach w oderwaniu od bałaganu na ziemi. Znaczenie mistyczne tych schodków było takie, że były one dopasowane do wysokości podnoszenia nogi boga a nie człowieka. Mianowicie wewnątrz stał lub siedział posąg i stopnie miały taką wysokość, aby to bóstwo wygodnie weszło. Jak posąg był nadnaturalny (a często był) i miał powiedzmy 6 metrów wysokości (gdyby się wyprostował) to stopnie były trzy razy wyższe niż dla człowieka. Powodowało to, że osoba która dopiero zbliżała się do świątyni mogła ocenić wielkość posągu, czyli miała pojęcie o skali. Słowo skala wzięliśmy z łaciny, oznacza ono oczywiście... schody. Łacina, czyli Rzymianie wzięli to od Greków więc widzicie jak pewne rzeczy są nieśmiertelne i do dziś mówimy, że oceniamy proporcje rzeczy po schodach :-). Ogólnie cała świątynia była dopasowana do wielkości posągu tak, aby mógł sam wejść i wyjść nie schylając się. Dla pospólstwa na środku, naprzeciw wejścia dodawano stopnie, żeby sobie nóg nie połamało.
(Partenon, Ateny - widać stylobat i całą resztę – kolumny z kapitelami, architraw i fryz zwieńczony gzymsem. Powyżej resztki tympanonu z fragmentami figur.)
Kolumnada - trochę upraszczam, bo nie wszystkie świątynie miały kolumny dookoła, ale taki jest archetyp, więc żeby nie mieszać załóżmy, że mamy świątynie z kolumnadą, pojedynczą czy podwójną dookoła. Trzony kolumn wyrastały bezpośrednio z platformy stylobatu (doryk) lub stały na bazach (w stylach jońskim i korynckim). Kolumny były smuklejsze niż u Egipcjan i stały "rzadziej". Trzony kolumn zwężały się ku górze. Tu właśnie dochodzimy do enthasis (spotykana pisownia entasis) czyli entazy. Otóż zauważono, że jednostajnie zwężająca się ku górze kolumna będąca w cieniu na tle świecącego nieba staje się wklęsła. Aby temu zaradzić trzon kolumny nie zmienia średnicy do 1/3 wysokości, a dopiero następnie zwęża się ku głowicy. Przejście jest oczywiście miękką linią i zazwyczaj pisze się o "wybrzuszeniu" co jest o tyle nietrafne, że zawsze największą średnicę kolumna ma u bazy, tyle że zwężanie nie przebiega liniowo. "Brzuchate" kolumny to raczej domena renesansu (i polskich dworków).
(Na poprzednim zdjęciu enthasis widać dobrze pomiędzy dwiema skrajnymi kolumnami z lewej)
Trzon kolumny pokryty był pionowymi żłobieniami, zwanymi kanelami bądź kanelurami. Żłobienia te miały przekrój poprzeczny odcinka koła i w doryku stykały się brzegami, natomiast w jońskim i korynckim pozostawał między ich brzegami wąski pasek nienaruszonego trzonu kolumny. Kanele powodowały, że kolumna oświetlona z boku bezpośrednio słońcem nie miała problemu z ostrym odcięciem cienia. Walec (z przybliżeniem za walec można uznać trzon kolumny) niezależnie od kąta (wysokości) padania słońca zawsze dokładnie w połowie jest zacieniony, a w połowie oświetlony. Granica cienia przebiega tam, gdzie promienie są styczne do powierzchni walca. Ponieważ realne przedmioty nie są doskonałe to w tej strefie styczności słońce rzeźbi nieostrą, falistą linię półcienia będącą odbiciem dokładności wykonania powierzchni, która nawet dla mistrza kamieniarskiego nie jest nieskończona.