"Piaski Marsa" (to stare wydanie), są aktualnie na allegro w przedziale 25-35 PLN.
/.../
"Zdobywamy księżyc" - 1957 - 9 złociszy. "Wyspy na niebie" - 1963 - 8 PLN.
Dobrze wiedzieć
. Thx.
Wiesz? Machnij po prostu osobistą "TENTOP by Q", bo trudno wybrać z takiej ilości.
Dobra, zatem ryzykując,że nasze gusta mogą się nie pokryć, zaproponuję kilka knig, z tym, że będzie ich mniej niż dziesięć. Tzn. z powieści: dwie pierwsze "Odyseje.." ("2001.." i "2010..."), "Spotkanie z Ramą" i "Miasto i gwiazdy" (jak przełkniesz wątek telepatii, bo reszta genialna
*), niezłe są też "Fontanny raju". Do tego dodałbym niektóre opowiadania ze zbiorów "Gwiazda" i "Spotkanie z meduzą" (zasadniczo te, których akcja toczy się w Kosmosie).
(O "starociach" się nie wypowiem, nie miałem okazji ich czytać, niestety
**.)
BTW. interesujące będzie zestawienie poglądów naszego Mistrza i ACC. Otóż wydaje mi się, że Clarke był wielkim Optymistą tam, gdzie Lem był wielkim Pesymistą (porównajmy np. epatującą miedzygwiezdną filantropią "2010..." z "obcologią" w "Solaris", "Niezwyciężonym" i "Fiasku")... przez co można by Ich obsadzić w rolach Trurla i Klapaucjusza w "Cyberiadzie"
***. A ponadto obaj Panowie - tu już cechy wspólne - byli raczej ludźmi poważnymi, technofilami, entuzjastami nowinek naukowych, kręcił ich Kosmos, no i byli - w jakims sensie -samotnikami. Obaj też, będąc zdeklarowanymi ateistami, poruszali w swoich utworach tematykę religijną, a z religii stanowczo woleli buddyzm od chrześcijaństwa. (Zapomniałbym - obaj byli łysi
.)
* rozwijając, bo powiedziałem nieco na skróty: "Miasto..." to z jednej strony taki clarke'owy "Eden" - punkt oddzielający twórczość, którą warto poznać z sentymentu (i by wiedziec jak się Autor rozwijał), od twórczości, którą po prostu warto poznać. Fabuła jest tam jeszcze "amerykańska" - bohater jest wyjątkowy (swoją drogą bohater do tej swojej wyjątkowości został zaprojektowany i jest jednym z wielu - niejaki Neo kojarzy się od razu), i dokonywa wielkich rzeczy, których nikt przed nim nie zdołał (dobrze, że Clarke ma w tym mimo wszystko więcej umiaru, niż zaoceaniczni); przygoda goni przygodę; poza tym widać jeszcze tą nieszczęsną fascynację Wicemistrza tzw. "zjawiskami
psi", która mu szczęśliwie potem przeszła (właśnie ta telepatia). Z drugiej jednak strony jest to chyba najbardziej obfitująca w świetne pomysły rzecz ACC. Pod względem gadgetów (i wniosków płynących z ich wprowadzenia do świata przedstawionego) jest to poziom "późnego Lema", a może i miejscami wyższy -
nano, VR, co tylko chcesz (w innych swoich utworach bazował na tym co wiadome czy prognozowane, tu - ze świetnym skutkiem - odważył się na skrępowaną tylko granicami rozsądku kreatywność, w stylu, który bardziej przypomina mi np. "Wizję..." czy "Pokój..." niż "Odyseję..."). Do wyboru, do koloru... Do tego dochodzi stapledonowski rozmach czasowo-przestrzenny. Widać, że pisał to geniusz. W warstwie koncepcyjnej nie wiem czy nie najlepsza rzecz Wicemistrza.
** Bazuję po prostu na opiniach z "Fif":
"Artur Clarke, od dawna członek brytyjskiego towarzystwa astronautycznego i doskonały popularyzator, napisał mnóstwo opowiadań i powieści SF, wykazując znaczną biegłość w rzemiośle i niemałą oryginalność pomysłów (wspomnieliśmy np. o jego nowelkach „metafizycznych” Gwiazda i 9 bilionów imion Boga’). Napisał też książeczkę na poły fantastyczną i na poły futurologiczną, w której okazuje się rzetelnym i pomysłowym informatorem i przewodnikiem po państwie możliwości naukowotechnicznych."przy czym zachodzę w głowę, którą to "książeczkę" miał Lem na myśli... (obstawiam, że "Wyspy...")
*** Przy czym: sądzę, że potrzebujemy i takiego szalonego, zdolnego porwać ludzi ku gwiazdom entuzjazmu a'la Clarke; i - od czasu do czasu - solidnego kubła zimnej wody a'la Lem, byśmy tak pędząc przed siebie nie rozbili się na jakiej przeszkodzie, albo o własne nogi nie potknęli
.