Nie wyszedł mi ten pierwszy post tak jak to planowałem
Po pierwsze to zasadniczo zgadzam się z tym, że można samodzielnie zadecydować o opowiedzeniu się przeciw jakiejś naturalnej potrzebie tak jak to powiedział
Evangelos. Choć trzeba też zaznaczyć, że natura wyposażyła nas w pewne prymitywne mechanizmy obronne przed takimi zachowaniami. I tak, organizm ludzki nie pozwala się "wprost" udusić, tzn. wstrzymać oddychanie, aż do śmierci. Także po zbyt długim okresie bez snu, człowiek pada nieprzytomny sam z siebie. Są to jednak bardzo prymitywne, zwierzęce mechanizmy obronne, gdyż leżącego na torach człowieka nie targną nagle konwulsje przetaczające ciało gdzieś obok
. Podobnie nie zesztywnieją kończyny komuś biegnącemu ku skrajowi przepaści
. Uznajmy zatem, że te najprostsze mechanizmy są pomijalne, bo człowiek jeśli zechce tak naprawdę mocno całym sobą, to może nie jeść, nie spać, nie pić aż do fatalnego końca.
Ważną rzecz powiedział jednak
liv moim zdaniem. Bo to, że można nawet na śmierć poprowadzić samego siebie, nie oznacza, że decyzja ta była wolna. Hmm... Ciężko mi ubrać jakoś w słowa to co mam w głowie
. W pewnym sensie każdy proces decyzyjny jest ważeniem plusów i minusów. W moim pierwszym poście chciałem zaznaczyć coś takiego, że w tym procesie ważenia zalet i wad, umysł domyślnie przypisuje najwyższe wagi czynnikom bezpośrednio wpływającym na przetrwanie. Tymczasem właśnie wolą ludzką możemy ingerować w ten proces, tak, że suma zalet minus suma wad dla innej decyzji będzie większa. I jakby w ten sposób podejmujemy decyzję przeciwną naturze.
I wreszcie pytanie jest takie - czy zawsze da się przeważyć taką naturalną decyzję? Abstrahując od człowieka, tylko mówiąc ogólniej, bardziej uniwersalnie o rozumie - co jeśli taki wynik ważenia zalet/wad jest nie do przebicia? Schodząc na zwykły poziom, byłaby to tak mocna chęć zrobienia czegoś, że w żaden sposób nie możnaby tego nie zrobić
. Tak się właśnie zastanawiałem czy może istnieć potencjalnie takie "naturalne programowanie" rozumu, taki absolutny imperatyw?
Może źle zrobiłem, że od człowieka wyszedłem. Na tym gruncie chyba mogę przyznać, że rzeczywiście zawsze można swoją wolą przezwyciężyć potrzeby naturalne czy kulturowe czy jeszcze inne. Spójrzmy teraz na Golema. We wstępie dowiadujemy się, że wojsko konstruowało coraz to nowsze i lepsze komputery taktyczne. Od którejś generacji jednak, te mózgi elektronowe stały się pacyfistami, a to z racji poziomu rozwoju jaki osiągnęły. I w tym miejscu dokładnie leży problem, który rozpatruję! Czy na pewno tak musiało być? Czy może jednak dało się stworzyć tak mocny "program lojalnościowy", że Golem mógłby jęczeć w konwulsjach, ale nie sprzeciwiłby się swojemu zamierzonemu celowi? I jeśli nawet by było 50 generacji po Golemie, każdy jeszcze rozumniejszy, jeszcze lepszy, itd. to czy wciąż możnaby nałożyć kaganiec na decyzje takiego superkomputera?
Jak się czyta Golema to takie oczywiste, że na pewnym etapie mądre komputery porzuciły militarystyczne zapędy swoich twórców
. Ja jednak mam wątpliwości czy na pewno wielkość rozumu/inteligencji/mądrości ma tutaj znaczenie i czy "wszystko przeskoczy" najbardziej nawet rozwinięty rozum