Było było, nie raz. Choćby pozytywizm w wydaniu Comte'a...
W sumie "świeckich" doktryn metafizycznych było pewnie nie mniej niż religijnych.
W sumie może mało precyzyjnie się wyraziłem. Doktryny, które nazwałbym "świeckimi" są w sumie redukcjonistyczne, albo uznaję istnienie tylko samego siebie (bo
"Cogito ergo sum"), i mamy efektowny, acz niepraktyczny solipsyzm. albo uznaję istnienie otaczającego Wszechświata i siebie jako jego części, a resztę zostawiam tegoz świata badaniu - tu niewiele odróżnia Demokryta i Epikura, od Comte'a i współczesnych wyznawców światopoglądu naukowego.
Systemów idealistycznych bardziej zaawansowanych
niż solipsyzm, nie nazwałbym z czystym sumieniem "świeckimi", bo skoro istnienie - dstępnej empirii - materii, jest nieistotne, lub kwestionowane, to zawsze pojawiasię duchowość. Platon "wyfilozofował" sobie Pónbóczka
, większość filozofów "systemowców" XVII wieku była (b. nieortodoksyjnymi, przeważnie) chrześcijanami. Dlatego nie nazwę ich "świeckimi". Ba, nawet obowiązujący nie tak dawno marksizm-leninizm zdawał się być skażony chrześcijańską wizją prawdy objawionej, i celu przedustawnego - dziedzictwem Hegla.
U Snerga jest inaczej, jest on materialistą i mieni się scjentystą, a mimo to dobudowuje areligijną, materialistyczną (nadistoty nie są niematerialne, ani nie wypchnięte w zaświat) metafizykę.W dodatku metafizykę, nie pociągającą za sobą określonej etyki (nadistoty nie są "dobre", ani "żle", są "nad", i z nami też robią co chcę, nie patrząc na "winy" i "zasługi")
*.
Choc w tym przypadku to rozróżnienie chyba nie jest do końca adekwatne - czytając Robota miałem właśnie wrażenie jakiegoś podszycia religijnego, to niejako wisi w powietrzu jako konsekwencja wysnutych tez, pewna droga, na którą doktryna musi się stoczyć, gdy zyska posłuch większości.
Cóż. Na płaszczyżnie dumania nad autorem, zaryzykowałbym tezę, że Snerg był ateistą bo tak wyszło mu z logicznego wnioskowania, ale pozostała mu (zapisana w genach czy cuś) potrzeba religijna, i tak sobie z nią usiłował radzić.
Na płaszczyźnie świata powieści znów masz rację. Podporządkowanie życia (indywidualnego i zbiorowego)głoszonym z "pewnością", a niedowodliwym systemom, dodającym do - dostępnego empirii - świata "wyższe piętro", to własnie religia.
Zresztą samo pojęcie "doktryny religijnej" jest bardzo szerokie, a nam tylko ograniczają je nasze horyzonty kulturowe.
Przyczym te spoza naszego kręgu kulturowego, dalekowschodnie, są jakoś mniej religijne, w naszym znaczeniu tego słowa, i krwi mi nie burzą....
*choć nie, jest jeden wniosek paskudny... mamy prawo robić z roślinami i zwierzętami, co tylko chcemy, bo jesteśmy "nad" i "ponad"...