Widzę tu poruszenie wielu ważkich spraw, bo nie do końca wiadomo, czy rozmawiamy o biotechnologicznych możliwościach dowolnego przedłużania życia, czy bardziej o konsekwencjach takiego postępowania (konsekwencjach dla tych, którym życie przedłużono).
Jeśli chodzi o pierwsze - technikę - to niewiele moge powiedzieć, ponadto że śledzę badania nad komórkami macierzystymi i hodowlą organów; są to techniki bardzo obiecujące, niemniej osobiście zawsze bardziej wyobrażałem sobie, że posłużą one ludziom wymagającym wymiany organu ze względu na choroby i wypadki; a nie potencjalnym nieśmiertelnym.
Jeśli chodzi o drugie - konsekwencje - to już na wstępie trzeba powiedzieć, że wydłużanie życia to nie to samo co nieśmiertelność. Nieśmiertelność rozumiana dosłownie byłaby moim zdaniem koniecznością zmierzenia się ludzkiego pojmowania, ludzkiej osoby, z nieskończonością - nieskończonym ogromem informacji. Nie wiem czy ktoś na prawdę chciałby nieśmiertelności (choćby takiej uzyskiwanej przez genetyczne lub biochemiczne manipulacje), gdyby wiedział, że każdy rok, ba, każde dziesięciolecie i wiek jest mniej niż mgnieniem w morzu rzeczy przeżytych, które to morze nie ma granic. Powodowałoby to zupełną dewaluację życia, dla takowej istoty żadne pojęcie określone temporalnie (np. szczęście, spełnienie, komfort, bezpieczeństwo) nie mogłoby mieć znaczenia. Istnienie straciłoby znaczenie...
Bo jak można cenić coś, czego nie można stracić.