Rozciąganie cudzych tez do absurdu (tu Rejtan itp.) to stary manewr, skatalogowany chyba jeszcze przez Schopenhauera.
No być może, nie czytałem.
Sorry, czasem mnie ponosi i takie malowanki historyczne wychodzą.
Tym niemniej erystyka nie jest moim ulubionym zajęciem (za to zgadnij czyim?). Nie piszę by coś udowodnić, kogoś pokonać, przekonać czy z powodów ekshibicjonistycznych (moje na wierzchu).
Natomiast męczy mnie już ten wątek i jak dla mnie mógłby się już zakończyć bo jest skazany na jałowość.
Poza tym, mam wrażenie, że jedyna zadowolona z takiego rozdęcia tematu osoba, to ta w centrum uwagi, bo ona bardzo lubi być w centrum uwagi. Czasem myślę, że to podstawowy bodziec jej działań. A wolałbym pisać o sprawach, nie osobach.
Literalnie oczywiście nie tracę przez S.R. snu.
Ufff...
. Ale on mnie w ogóle nie śmieszy (Chociaż mam sporo poczucia humoru i nie tylko własnym zdaniem), tylko irytuje.
Ojj!
Mnie na zmianę.
O.K., to załatw, żeby S.R. nie wchodził do jednego, jedynego wątku, tego o Summie.
Tak się nie da. Miałem na myśli założycieli wątków tematycznych, którzy sobie nie życzą. Dokładniej, pomyślałem o Lucy, który może nie wprost, ale zastrzegł sobie ten absent w wątku o elektrowniach. I chyba podziałało.
Może nie jest to zbyt grzeczne, ale zawszeć jakieś wyjście, jeśli alergia aż taka.
Jednak summa akademijna to wątek "ogólnodostępny" i każdy ma prawo w nim pisać. Zwłaszcza, że dotychczas tłumów tam nie było.
@ Rem
@ Liv
W pełni podzielam Twoją opinię (na Twym miejscu też bym tak siebie postrzegał), choć może to być drugi Almanzor...
Przypomnę z wdzięcznością Twą jedynie słuszną konkluzję sprzed paru miesięcy:
Cytuj
Za arcytrafnym Livem zaś dodam: kto chce – czyta, kto chce – reaguje, komu wisi – pomija.
Dla jasności. Sporo twoich działań naforumowych też mnie irytuje. Jeśli czasem spieram się z oponentami to nie dlatego, że nie mają ganc racji, jeno dlatego, że mam ich reakcje za nadmiernie egzaltowane. Ale mieszasz i bywa - zamulasz. Przywołany prze ciebie cytat dotyczy sytuacji "normalnej". Jeśli jednak wszystkie wątki z ostatniego tygodnia kończą się twoim wpisem, często nijakim to, by pominąć, trzeba się przebijać jak Niemcy pod Stalingradem. Zresztą Ola to już napisała - zrobiłeś sobie z forum dzienniczek; to tamto owamto - z miażdżącym komunikatem "zaraz wracam".
Czasem wiadomo, można, ale rzecz w częstotliwości ( a teraz zrobię sobie przerwę i załatwię potrzebę, oj! jak przyjemnie - ten deseń). Bywają chwile, że zastanawiam się dlaczego cię bronię (poniekąd). chyba dlatego, że jednak parę fajnych rzeczy prolemowych robisz (ta łaciatość) i, no jednak osobiście znałeś Lema. A skoro on z tobą wytrzymywał, to i my...taka karma (ta inna). A może byliście z natury podobni?
Te zrywania znajomości, obrażanie się, listy,wznawianie znajomości - cały ten teatr towarzyskich konwenansów z Boziewiczem w tle, z epoki która mija. Takie mam myśli.
Z drugiej strony wyczerpujesz znamiona staropolskiego pojęcia "pieniacz".
https://sjp.pl/pieniaczO którym to uczyłem się w szkole, potem jeszcze z lektur i teraz mam okazję się przyglądać on-line. Stąd może w tutejszych gadkach czasem czuję klimaty sejmików szlacheckich z XVII, a może i XVIII wieku. Oni wszyscy też chcieli dobrze i walczyli o swoje złote wolności. Z naciskiem na swoje, które to swoje kończyło się metr od ich szanownych, obleczonych w dostojne szmaty powłok wołających - ojczyzna wzywa!
I koniec końców też wołali o gwarancje...może nie do yabbicy a do carycy.
Dobra, dość.
Chyba nie mam tu nic więcej do dodania. Ewentualnie, jeśli pojawią się konkretne propozycje, to się ustosunkuję.
Krótko.
A to, z rozpędu...
w tym wątku Q ze trzy osoby mówiły Ci, że denerwuje ich wrzucanie przez Ciebie długich cytatów - to gdzie ta samorefleksja? Ty możesz?
Nie wiem czy będę ten trzeci, czy czwarty - ale też mnie irytują. Tyle, że po prostu je omijam, podobnie jak, co sam napisał - Nex.
Nie jest to temat, dla którego warto strzępić klawiaturę.