O, w marcu też rocznica zejścia jednego g.ssimusa
O, właśnie!
Całkowicie zapomniałem o uroczystym dniu 5 marca, kiedy Naczelny Wódz nie zniósł trudności oddechu Cheyne’a-Stokesa
Nawiasem mówjąc, istnieje taka historyjka. Rosyjski naukowiec Jurij Gastew, ofiara represji stalinowskich, w roku 1975 napisał bardzo złożoną i wysoce wyspecjalizowaną, czysto matematyczną monografię pod tytułem "Homomorfizmy i modele: logiko-algebraiczne aspekty modelowania". W rozdziale wstępnym, wyrażając wdzięczność wielu kolegom, którzy zainspirowali autora do tej pracy, nie zapomniał wyrazić szczególnej wdzięczności profesorom Cheyne’owi i Stokesu, „bez których pomocy ta książka nigdy nie ujrzałaby światła dziennego”.
Lista bibliograficzna do monografii Gastewa składa się z 232 odsyłaczy, między którymi znajduje się i taki:
55. J. Cheyne and J. Stokes. «The breath of the death marks the rebirth of spirit». 2 Mind , March 1953.Zuch chłopak, a?!
I jakoś nie dało się zauważyć przygniatającej przewagi sowieckiej w ludziach samolotach i czołgach. Za to widać było setki tysięcy sowietów przechodzących na stronę Niemców.
Tak jest, livie. Nie dało się zauważyć. Prawdą jest też, że setki tysięcy, a może miliony dobrowolnie przechodzili na stronę Niemców i walczyli z bronią w ręku przeciwko sowietom.
Wojska okręgów zachodnich utraciły praktycznie cały sprzęt techniczny i ciężkie uzbrojenie. Do 6–9 lipca Front Północno–Zachodni, Zachodni i Południowo–Zachodni straciły 11,7 tysiąca czołgów, 19 tysięcy dział i moździerzy, ponad milion sztuk broni strzeleckiej. Szczególnie ciężkie, praktycznie nieodwracalne straty poniosły wojska pancerne. Już 15 lipca 1941 roku resztki korpusów zmechanizowanych zostały oficjalnie rozformowane.
M. Sołonin, „23 czerwca – Dzień M”Dodam jeszcze: do października 41 odpowiednio 15,5 tys. czołgów, 67 tys. dział i moździerzy, 3,8 mln. sztuk broni strzeleckiej.
Czerwonoarmiści po prostu rzucali broń i udawali się do ucieczki albo też poddawali się Niemcom.
Pytanie: dlaczego tak się stało?
Jaka była przyczyna tej niezrównanej ucieczki? Są tylko dwie odpowiedzi. Jedna jest taka, że 22 czerwca 1941 cały naród rosyjski nagle zamienił się w stado tchórzy./.../
Innym wyjaśnieniem jest to, że żołnierze porzucili broń, ponieważ nienawidzili Stalina, a ich ucieczka była prawdziwym referendum. Referendum na temat tego, jak Rosjanie naprawdę odnoszą się do krwawego kata, który odebrał im wolność, własność i życie.
Stalin był świetnym psychologiem, słusznie obliczył, że jeśli uczynić z ludzi niewolników, a następnie rzucić ich na wroga, to ci niewolnicy będą zabijać i rabować, chcąc „wyładować” własne niewolnictwo na przeciwniku. Jest to normalna reakcja człowieka wdeptanego w niewolnictwo. Stalin zapomniał przemyśleć, co by się stało, gdyby niewolnicy musieli się bronić. Odpowiedź brzmi: niewolnicy powstaną.
Julija Łatynina, audycja radiowa „Kod dostępu”, 8 maja 2010 (tłum. moje – LA)
https://echo.msk.ru/programs/code/677955-echo/Która odpowiedź, wg Ciebie, jest słuszniejsza?
Gdyby Hitler zdobył Moskwę, już nawet nie mówię, gdyby wyeliminował Stalina - mogło się zdarzyć wszystko, łącznie z błyskawicznym rozpadem imperium. Totalitaryzmy tak mają, bez centrali się rozsypują.
Oczywiście, teraz ja gdybam...
Hm...mogło, oczywiście.
Chociaż, moim zdaniem, przyczyną porażki Hitlera była bynajmniej nie klęska wojenna pod Moskwą lub gdzie indziej, lecz własna głupota.
Teraz moja kolej „gdybać”
. Gdyby Adi nie uprawiał terroru na okupowanych terytoriach, nie rozstrzeliwał i nie wieszał, nie palił wsi, a zamiast tego skasował kołchozy i oddał chłopom ziemię, miałby o wiele więcej zwolenników wśród obywateli Związku. Wówczas na zapleczu ZSRR mogłoby wybuchnąć powstanie antykomunistyczne, żołnierze na froncie odstrzeliwaliby komisarów jak wściekłych psów, a na stronę Niemców przechodziłyby nie setki tyśięcy, a miliony i dziesiątki milionów Rosjan. I wtedy już żaden Stalin nie zmusiłby ludność do walki za komunę.
Taa, tryb przypuszczający...
Jednym słowem,
Aby zwyciężyć, Hitler powinien był w którymś momencie pójść po rozum do głowy: zatuszować rasistowską ideologię swego reżimu i uwypuklić jego główne założenie: socjalizm; walczyć nie z narodem rosyjskim, ale z bolszewizmem, zabiegać jeśli nie o sojusz z Zachodem, to przynajmniej o jego neutralność, a przede wszystkim nauczyć się od Stalina nie tylko budowania obozow koncentracyjnych, ale również zręcznego maskowania swych zamiarow postępową retoryką.
Eduard Kuzniecow, dysydent. Przemówienie w Palais de Congrès de Paris, 2 października 1985.Tym brakującym denatem w narracji Suworowa są setki a może tysiace dokumentów które składają się na plan inwazji, setki ludzi mających rozkazy dla każdego odcineczka na froncie co trzeba zrobić, a na tydzień dwa przed już nie setki a tysiace. Otóż, tego nie ma.
Cóż, pozostaje mi tylko powinszować Sowietom. Podobno udało się oszukać cały świat co do ich zamiarów w 41. Zbrodnia wieku nie odbyła się, a wszelkie poszlaki i ślady jej przygotowywania zostały starannie zatarte.
„Grzebcie, nie znajdziecie!”, jak mawiał wielki Żukow
Tym niemniej, niedowiedziona wina to nie to samo co dowiedziona niewinność.
A co dotyczy dokumentów, planów i rozkazów, to owszem, były.
Według świadectwa marszałka Rokossowskiego [K. Rokossowski, ,,Źołnierski obowiązek'', Warszawa 1973, s.37] kazdy radziecki dowódca przechowywał w swoim sejfie „ściśle tajną kopertę operacyjną” - czerwony pakiet oznaczony literą „M”. Można go było otwotzyć tylko na rozkaz przewodniczącego Rady Komisarzy Ludowych (do 5 maja 1941 - W. Mołotow) albo ludowego komisarza obrony ZSRR (marszałek S. Timoszenko). /.../
Jednak kiedy nastał dzień 22 czerwca, Stalin nie wydał rozkazu otwarcia kopert. Rokossowski opisuje, że niektórzy dowódcy robili to na własną odpowiedzialność, choć za samowolne otwarcie czerwonej koperty groził sąd polowy i rozstrzelanie (paragraf 58: niesubordynacja). W środku nie było niczego, co mogłoby mieć jakiekolwiek znaczerlie obronne. „Mieliśmy, naturalnie, precyzyjne plany i instrukcje, co należy robić w Dniu M. Wszystko było rozpisane co do minuty i w najdrobniejszych szczegółach. [...] Plany były. Ale, niestety, nie było w nich mowy o tym, co robić, gdy nieprzyjaciel niespodziewanie przejdzie do natarcia". [„Wojenno-Istoriczeskij Żurnał”, nr 9/1965, str. 84]
(Lodołamacz)Wytłumaczenie, że spalono wszystko jest bardzo wygodne, ale tak wytłumaczyć można wszystkie braki.
Mojego trupa z przykładu też można by rozpuścić w kwasie. Ale bez niego hipoteza zostanie tylko hipotezą. Nie można brać jej za pewnik.
Och, zlituj się nade mną, livie
Nawet nie chcę słyszeć o Twoim trupie. Niech będzie trup nieznanego obywatela N
A więc: znaczy, Twoim zdaniem, „nie ma trupa – nie ma zbrodni”? Znaczy, wystarczy przemyślnie ukryć zwłoki albo w ogóle je unicestwić, żeby na pewno uniknąć odpowiedzialności za popełnione morderstwo? Hmm...niczego sobie, sprawiedliwość. A motywy? A poszlaki? A zeznania świadków? A ekspertyza kryminalistyczna? A qui prodest?
Ale z tego co piszesz oznacza, że sowieci mieli samoloty i inny sprzęt do jednorazowego użytku
A jakże? I ludzi też – do jednorazowego. Dlaczego właśnie nie? Byleby ten „jeden raz” okazał sie skuteczny i wystarczający.
Czynnik ludzi jest kluczowy.
Trudno się nie zgodzić. Na razie czytam Sołonina, i muszę powiedzieć, on jest dość sugestywny, gdy konsekwentnie udowadnia tę tezę.
,,Nie będziemy się zajmować figurami!''. To ozlaczało, że nie będziemy uczyć młodych lotników sztuki wyższego pilotażu ani walki w powietrzu, tylko w ramach trzymiesięcznego szkolenia przygotujemy dziesiątki tysięcy pilotów do realizacji programu „start-lądowanie”.
To już nie dziwię się, że Stalin odwołał całą wierchuszkę lotnictwa.
Sądzisz, odwołał z powodu niezadowalającej jakości szkolenia pilotów? I co, może coś się zmieniło po odwołaniu naczelnych? Może termin szkoleń lotników w czasie wojny uległ przedłużeniu choć o jeden tydzień?
Jednak tutejsze doświadczenie uczy, ze mimo iż teoretycznie zniszczone to są; w odpisach, kopiach w dziwnych miejscach a zwłaszcza sprywatyzowane przez tych co mieli zniszczyć ale uznali (słusznie), że mogą być alibi lub środkiem płatniczym.
Przypuszczam, że tak się właśnie stało. Przecież tekst memorandum w jakiś sposób ukazał sie w internecie? Prawdopodobnie jakiś odpis albo brulion znalazł się w prywatnych rękach i później wylądował w sieci. Ale czy historycy-zawodowcy uznają taką kopię, gdyby nawet dostała się do ich rąk, za wiarygodne źródło informacji? Przecież na odpisie lub brulionie z pewnością nie ma pieczęci i podpisów Ribbentropa i Adolfa.
Podobnie jak szczegółowy plan ataku sowieckiego „Burza” („Гроза”) został odnaleziony w archiwum, ale nie wchodzi w grę, ponieważ nie podpisany, widzisz, przez Stalina i Timoszenkę.
Poza tym- po co przebijać?
Czy Niemcy przebijali linię Maginota? Obeszli. A to klasyczny przykład - najnowocześniejszej, jak z powieści s-f. i co to dało?
http://www.sww.w.szu.pl/index.php?id=bitwa_linia_maginota
Tak, obeszli, bo wówczas była możliwość manewru omijającego przez terytorium Belgii. A jak obejść naprzykład linię Mannerheima, której flanki wspierały się o Zatokę Fińską i jezioro Ładoga? Jak obejść nieprzerwany front, linię obronną od morza do morza, gdyby taka została zbudowana w Związku?
Zresztą dlaczego „gdyby”? Linia Stalina rozciągnęła się od Bałtyku po Morze Czarne, jej długość wynosiła 1850 km. Wzmocniona przez fortyfikację polową, byłaby nie do przebicia. Ależ nie, z jakichś powodów została rozbrojona i porzucona. Z jakich?
A to plan - żołnierze mają dojść do butów.. W dalszej części planu powinni znaleźć karabiny.
To chyba był jednostkowy przykład z tym składowiskiem butów. Tylko z tego miejsca miał wyjść atak (w butach)?
Przy takim planowaniu, samo pokonanie Niemców to już pikuś.
Ech, livie, to byłoby śmieszne, gdyby nie było takie smutne.
Sądzisz, jednostkowy przykład? Hm...
Wszyscy wiedzą od dawna, że nasza kochana ojczyzna nie rozpieszcza swoich synów. A skoro tak, to trzeba się napić. Może ostatni raz pijemy? Może przyjdzie nam walczyć o wolność bratniego narodu czechosłowackiego i stracić życie w krwawym boju z kapitalistami. No więc wznieśmy manierki za Czechosłowację, za jej miłujący wolność naród, co z utęsknieniem czeka na tę pomoc, którą od nas otrzyma. Otrzyma bezinteresownie. Przecież jesteśmy tacy dobrzy. Pomagamy zawsze i wszystkim. Każdemu, kto prosi o pomoc. A jak nie prosi, to i tak pomagamy.
Słowem, siedzimy, pijemy. Na razie nie ma rozkazu, ale każdy wie, co się święci: i my, oficerowie, i nasze żołnierzyki, i bufetowa, która dolewa nam co rusz, i staruszek, który usadowił się w kącie z kuflem piwa. Chciałby stary dołączyć do naszej kompanii i wrzucić jakieś mądre słowo, ale my mamy zakaz kontaktów z cywilami, żeby jakiś żołnierz nie wypaplał wojennych tajemnic.
No więc siedzi sobie staruszek w kącie, sączy piwko i coraz to łypie w naszą stronę, wielką ma ochotę pogadać… Nic z tego. A kiedy zbieraliśmy się do wyjścia, raptem powiedział, niby to pod nosem, ale tak, żeby wszyscy słyszeli:
– Zupełnie jak w czterdziestym pierwszym…
Nikt z nas się tego nie spodziewał. Nikt z nas nie zrozumiał, w czym rzecz. A staruszek kierował to wyraźnie do nas, więc trzeba było jakoś odpowiedzieć.
– O co ci chodzi, dziadku?
– O skrzypienie. W czerwcu czterdziestego pierwszego Armia Czerwona tutaj tak samo skrzypiała nowiutkimi butami ze skóry.
W tym momencie utraciłem spokój ducha.
Po „marszu wyzwoleńczym” do Czechosłowacji przyszło mi służyć na tych samych terenach, w Karpatach. Przyszło mi przedreptać i przejeździć całą okolicę. A przy każdej nadarzającej się sposobności pytałem staruszków, tubylców, żywych świadków: jak to było? Wielu potwierdza tę wersję: w 1941 roku, tuż przed niemiecką napaścią, Armia Czerwona w przygranicznych rejonach wymieniała buty kirzowe na skórzane. I to nie tylko na Ukrainie, ale również w Mołdawii, na Białorusi, na Litwie, w Karelii. Poza tym w 1941 roku w okolicach granicy rozładowano transporty skórzanych butów przeznaczonych dla milionów żołnierzy, których planowano przerzucić z głębi kraju.
Pod osłoną komunikatu agencji TASS z dnia 13 czerwca 1941 roku miliony żołnierzy z wewnętrznych okręgów3 ZSRR przewożono w kierunku granicy. Równocześnie w pobliżu stacji kolejowych rozładowywano miliony skórzanych buciorów.
Na przykład na stacji Żmierinka w pierwszych dniach czerwca 1941 roku skórzane buty wyładowywano z wagonów i układano w pryzmy wzdłuż torów, pod gołym niebem. Jak duża to była góra? – pytałem okolicznych mieszkańców. – A do samego nieba – odpowiadała stara chłopka. Jak piramida Cheopsa – mówił szkolny nauczyciel. W Sławucie hałda butów była po prostu duża, jak pół piramidy Cheopsa. W Zaleszczykach w maju 1941 roku do rozładunku wagonów spędzono niemal całą ludność zdolną do pracy – a niech się ludność przyucza do bezpłatnego zatrudnienia w komunizmie. Sterty butów pamiętają też starsi mieszkańcy Kowla, Baranowicz, Grodna…
Starałem się oględnie zaczynać rozmowę: co tam rozładowywali na kolei przed wojną? Czołgi – powiadają – rozładowywali, armaty, żołnierzy, zielone skrzynie, no i buty. Nie mogę powiedzieć, żeby od razu wyskakiwali z tymi butami: kiedy człowiek spędzi całe życie w cieniu stacji, to nie ma towaru, którego wcześniej lub później nie zobaczyłby na platformach czy rampach rozładunkowych. Wszystkiego nie spamiętasz. Ale jednak było coś niezwykłego, coś metafizycznego w fakcie rozładowywania butów, coś, co zwróciło ich uwagę i sprawiło, że zapamiętali to na całe życie.
Zapamiętali to z trzech powodów. Po pierwsze butów było dużo. Niewyobrażalnie dużo. Po drugie buty układano wprost na ziemi. Czasem podłożono brezent, a często nawet bez brezentu. Było w tym coś dziwnego. Po trzecie wszystkie te buty wpadły w ręce Niemców. To właśnie utkwiło im w pamięci.
(Dzień M, rozdział I,”Skrzypiące buty”)Opinii, ze Stalin obawiał się wojny w tym momencie (lato 41) jest znacznie więcej i nie tylko radzieckich.
...a skąd historycy mogą czerpać wiedzę o stanie emocyjnym Naczelnego, jeśli nie ze wspomnień ludzi z najbliższego kręgu wodza?
Z zachowania się, z wydawanych poleceń... a relacje bliskich są jednoznaczne?
No dobrze, przypuśćmy na chwilę, że latem 41 Stalin obawiał się wojny. Znaczy, był do niej wówczas nieprzygotowany, prawda? Czyli latem 41 stosunek sił wypadał na niekorzyść sowietow?
Pytanie: a co by się zmieniło za rok, w 42? Przecież pod względem tempa rozwoju, zwłaszcza w dziedzinie militarnej, Niemcy znacząco wyprzedzały sowieci. Co właśnie udowodniły nieco później. W drugiej połowie i w końcu wojny Niemcy mieli taki sprzęt, o jakim sowietom się nie śniło. Opracowali i podjęli produkcję między innymi odrzutowców Me-262, Ar-234, He-162, myśliwców rakietowych Me-163, kierowanych pocisków przeciwpancernych XT-7 Rotkäppchen, preciwlotniczych rakiet Wasserfall, nie mówjąc już o skrzydlatych V-1 i balistycznych V-2. Listę można kontynuować. Ot, „germański geniusz mroczny”...
A należy pamiętać, że to wszystko zostało stworzone w toku niszczycielskiej wojny, pod bombami aliantów. A co by osiągnęły, gdyby panował pokój?
Cóż to, Stalin nie uchwycił tendencji? Nie miał nadpotężnego wywiadu, a może był głupcem? Żywił nadzieję, że w 42 będzie mu łatwiej uporać się z Niemcami, niż w 41? Takie powątpiewające hm-mmm...
Tyle na dziś, drogi Kocie Behemocie
Schluss für heute, liebe Leute Idę pić herbatę