Stanisław Remuszko: „Lem-Remuszko. Korespondencja 1988-93”
Oficyna „Rękodzieło“, Warszawa 2019
To jest recenzja prof. dr hab. Jacka Rzeszotnika z książki pod w. w. tytułem, napisana po niemiecku dla TEGO dra Fritza Rottensteinera i opublikowana w najnowszym numerze jego sławnego „Quarber Merkur”, przetłumaczona zaś przez genialną panią Magdę Borysławską. Tekst otrzymałem wczoraj (12.11.2019).
Didaskalia są pod
http://www.remuszko.pl/blog.php/?p=5702Akapity wprowadziłem z intencją klarowności. Mam parę komentarzy/sprostowań, ale zamieszczę je później. Chętnie odpowiem na nieanonimowe pytania pod adresem remuszko@gmail.com lub telefonicznie: +22 641-7190, 504-830-131
Pierwszym recenzentem był maziek:
https://forum.lem.pl/index.php?topic=138.msg76025#msg76025Ciekawej lektury!
* * *
Zdaniem słynnego amerykańskiego wydawcy, Malcolma Stevensona Forbesa, kartka i długopis roznieciły w historii więcej pożarów, aniżeli wszystkie zapałki razem wzięte. Stwierdzenie to wydaje się całkowicie adekwatne w odniesieniu do „duchowej wymiany epistolarnej” partnerów korespondencyjnych, Lema i Remuszki. Dwóch panów, obu o imieniu Stanisław, połączyła wewnętrzna harmonia duchowa, jednak w zupełnie niedługim czasie, za sprawą coraz wyraźniej manifestujących się różnic zdań, ich jednomyślność wygasła, a drogi się rozeszły.
Niniejsza książka dokumentuje postępującą erozję fascynacji Remuszki „wielkim fantastą”, Lemem, nakreślając ją z perspektywy osobistej. Pierwsze „papierowe zapałki”, absolutnie nie zapowiadające późniejszego pożaru, zostają rozpalone już przy pierwszym spotkaniu krakowskiego gawędziarza, uchodzącego wówczas za międzynarodową sławę w dziedzinie literatury, z młodym, dobrze zapowiadającym się warszawskim dziennikarzem. Ten drugi na stronie internetowej poświęconej Lemowi, sięgając do swojej książki, wspomina przeszłość w następujących słowach: „Podczas wizyty w Krakowie pod koniec lat osiemdziesiątych, życzliwy mi (z niewiadomych względów) Jan Józef Szczepański niespodzianie zaproponował, żebyśmy do Lema... ot, podjechali. Zatkało mnie, bo to było marzenie mego życia, i pamiętam, że po przybyciu na Kliny bałem się głębiej odetchnąć, byłem sztywny jak kij i chyba mówiłem jakieś bzdury, lecz Mistrz zdawał się tego nie zauważać. Przy pożegnaniu ośmieliłem się, i wyznałem impulsywnie: „Jest Pan moim ojcem duchowym!”, na co gospodarz trochę się zacukał i rzekł: „Cóż, nie pierwszy raz to słyszę, ale nigdy nie wiem, jak wtedy się zachować”... (s. 193).
Z tegoż spotkania rozwija się następnie, kontynuowana przez około pięć lat, głównie telefonicznie, choć częściowo także listownie, znajomość stanowiąca przedmiot recenzowanej książki. Gromadzi ona doświadczenia pewnej wymiany myśli, na którą składa się łącznie pięć części dokumentujących stopniowy rozpad początkowej bliskości mentalnej, istniejącej, przynajmniej w odczuciu Remuszki, między oboma panami. Ze wstępu, który nosi zmyślny tytuł „Narodziny”, choć w spisie treści widnieje pod strukturalną nazwą rodzajową „Wprowadzenie”, dowiadujemy się więcej o kontekście podjętej współpracy i o problemach wydawniczych towarzyszących powstawaniu tomu korespondencyjnego: „Stanisław Lem jest wyraziście najpopularniejszym polskim pisarzem w skali światowej. Świadczy o tym liczba przekładów jego dzieł. (…) Innymi słowy, Lem jest naszym wyjątkowo wyjątkowym Dobrem Narodowym. Dlatego uważam, że każda jego wypowiedź powinna być przynajmniej zarejestrowana. Stąd pomysł wydania tej korespondencji. Mieliśmy ją wydać wspólnie – ja jako właściciel praw publikatorskich i materialny właściciel listów oraz mój bystry druh Józek, który zna się na wielu sprawach
explicite, a forsy ma jak lodu. Prawie trzydzieści listów moich do Stanisława Lema i prawie trzydzieści listów Stanisława Lema do mnie z lat 1988 - 1993 przeleżało równe ćwierć wieku w nietkniętej teczce” (s. 7).
Treść korespondencji oddaje przebieg znajomości wraz ze wszystkimi jej wzlotami i upadkami. Odzwierciedlenie w rozmowie znajdują nie tylko poglądy, ale również zmienne niekiedy nastroje. To właśnie ten aspekt sprawia, że dialog z Lemem jest przez Remuszkę wielce pożądany, lecz jednocześnie także kłopotliwy.
Z perspektywy wielkiego pisarza science-fiction podejście do zebranych tematów dyskusji kształtowało się w sposób burzliwy. Dlatego Remuszko przez lata konsekwentnie przeciwstawia się wszelkim namowom, by upublicznić zachowane dokumenty. Sytuacja zmienia się dopiero w roku 2018, kiedy międzynarodowe standardy praw autorskich zostają poddane nowelizacji i publikacja korespondencji w sensie publicznego rozpowszechniania przestaje być penalizowana. Pomimo tego ustawowego ułatwienia w kwestii materiału epistolograficznego, Remuszko napotyka na nową, choć dającą się przewidzieć na podstawie wcześniejszych doświadczeń przeszkodę: jego wydawca wycofuje się ze współpracy, w dodatku posługując się pokrętną wymówką, że czytelnicy są zainteresowani wyłącznie wywodami Lema, dlatego publikacja zbiorczego tomu korespondencyjnego nie wchodzi już w grę. Dla Remuszki jest to cios poniżej pasa, bo od początku widział wymianę listów jako „pisemną dysputę”. [Nie dlatego. Tylko i wyłącznie dlatego, że listy Lema solo musiałyby być kompletnie niezrozumiałe – przyp. SR]
Wystawiony do wiatru, siłą rzeczy musi rozpocząć poszukiwanie innych możliwości publikacji. Antyszambruje w różnych prestiżowych wydawnictwach, na przykład w „Prószyńskim”, niestety bezskutecznie. Inne znane w Polsce domy wydawnicze, takie jak „Wydawnictwo Literackie”, „Czytelnik” czy „Iskry”, zwłaszcza ten wspomniany w pierwszej kolejności, przesiąknięte są obecnym na każdym kroku nepotyzmem, podtrzymywanym przez mniej lub bardziej jawne kliki, „wojny okopowe” i kumoterstwo w wyborze tekstów do publikacji.
W centrum sieci prywatnych i publicznych układów znajdują się Tomasz Lem (syn pisarza) i Wojciech Zemek (sekretarz), którzy kontrolują charakter przepływu informacji o zmarłym w 2006 roku autorze. Wspólnie podejmują wszystkie istotne decyzje o tym, co w kwestii Lema w Polsce należałoby zrobić, a czego zaniechać, ani myśląc o wypuszczeniu swojej władzy z rąk. W ten sposób właściwie prywatyzują twórczość Lema oraz wszelkie jego wcześniejsze interakcje z ludźmi wraz ze wszystkimi rodzącymi się z nich owocami. Jednym słowem przenoszą Lema, konsekwentnie tabuizowany polski skarb narodowy, do sfery własności prywatnej.
Ze względu na to, że w planowanym tomie na pierwszy plan wysuwa się nie tylko geniusz krakowskiego fantasty, ale także oblicze ekspresyjnej, emocjonalnie reagującej osoby, wydaje się to wspomnianemu duetowi nieszczególnie pasujące do jego koncepcji. O tym, że ów duet bacznie obserwuje wszelkie związane z Lemem wydarzenia na rynku księgarskim, świadczy błyskawiczna reakcja na wydanie niniejszego tomu. Zaraz po jego ukazaniu się Remuszko otrzymuje bowiem pismo z groźbą nałożenia kary sądowej za rozpowszechnienie zebranych materiałów bez zgody tandemu Lem-Zemek. Burzliwa wymiana opinii, która się po tym rozpętuje, i w której obie strony, a zwłaszcza wspomniany już feralny duet, zawzięcie przerzucają się różnorodnymi uzasadnieniami prawnymi, nie zagłębiając się w zakres argumentów, lecz pozostając przy prawnym aspekcie ataków werbalnych, nie przynosi pozytywnego skutku.
W obliczu wielu prób udaremnienia publikacji Remuszko coraz bardziej dystansuje się od pomysłu, by jego korespondencja z Lemem trafiła do renomowanego ogólnopolskiego wydawnictwa. Nie pozostaje mu nic innego, jak opublikować swoje „Rozmowy z Lemem” na własną rękę, wikłając się w sferę samizdatu. Ponieważ przedsięwzięcie to funkcjonuje de facto na zasadzie crowdfundingu, to ze względów finansowych cały publikacja zostaje wydrukowana w bardzo małym nakładzie około 50 egzemplarzy. Ekstremalnie niski nakład wydania prywatnego zapewnia dziennikarzowi ochronę przed sankcjami, którymi to grożą mu spadkobiercy czy raczej zarządzający spadkiem po zmarłym krakowskim pisarzu. Rozniecają oni spór powodowany obawą, że upublicznienie korespondencji Lema z uwagi na jego epizodyczne wybuchy gniewu i niekontrolowane negatywne reakcje na nieprzychylne stanowiska dyskutantów postawi go w niekorzystnym świetle.
Główna część inkryminowanego tomu korespondencyjnego między Lemem i Remuszką z lat 1988-1993 o znamiennym tytule „Korespondencja” stanowi odzwierciedlenie komunikacji pisemnej, obejmującej 58 ponumerowanych listów dwóch interlokutorów, które spina porządkująca klamra czasowa od 22 stycznia 1988 roku do 5 lipca 1993 roku (s. 13-141). Ich uważna lektura prowadzi do wniosku, że zderzają się tam dwie silne osobowości, z których jedna (Remuszko) stara się rozmawiać w ugodowym tonie, podczas gdy druga (Lem) zaciekle demonstruje swoją nieustępliwość.
Kto żywi nadzieję, że „korespondencyjne dyskusje” oscylują wokół kwestii tworzenia literatury, ten musi się rozczarować. Punktem ciężkości dialogu jest polityka, czego przykładem jest chociażby diagnoza postawiona przez Remuszkę na temat antydemokratycznego zwrotu pierwszego wybranego w wolnych wyborach prezydenta RP Lecha Wałęsy, który nie wzbudza szczególnego entuzjazmu Lema. Ten, odnosząc się do newralgicznej kwestii Nagrody Nobla (swego czasu była ona jego najskrytszym marzeniem), początkowo waha się, by w końcu udzielić odpowiedzi, w której mieszanka ostentacyjnej, ale fałszywej skromności i wyniosłej pyszałkowatości nie ma sobie równych:
„Tu od razu mój stosunek do Nobla. Kochany Panie, POCO? Mam ponad 20 000 000 światowego nakładu. Wydano mnie dotąd w 34 albo może w 35 językach. Pieniędzy dokładnie jakem Panu pisał nie potrzebuję, do trumny wysłanej grubo dukatami kłaść się nie zamierzam, dla Ojczyzny te 800 000 czy ileś tam dolców to jest NIC, a za to ile kłopotów: frak, który chyba na mnie by szyć przyszło, lecieć, gadać coś, być dręczonym przez TV kamery, dziennikarzy, odpowiadać na Kretyńskie pytania (innych nie stawia na ogół brać zwaną żurnalią, a jeżeli który stawia, to przyjdzie do mnie i BEZ Nobla). Ja już teraz Panu piszę, okolony nieodpowiedzialnymi kupami Pilnej korespondencji, po części paraliżuje mnie Poczta Polska, bo męczyć się pisząc, a oni do sracza, do sracza wszystko – nie warto” (s. 44).
Nawet słabsze literacko teksty z początkowych etapów twórczości - jak choćby zabarwiony ideologicznie zbiór opowiadań „Sezam i inne opowiadania”, powieść fantastyczna „Obłok Magellana” czy realistyczna proza „Szpital przemienienia” - Lem próbuje wpleść w swoją kokieteryjnie prowadzoną obronę, tłumacząc ich imaginatywną ociężałość jako kamuflaż dla trudnych do zrozumienia decyzji: „Jak to, czemu napisałem SEZAM? Napisałem „Szpital Przemienienia”, przez Niewydanie wylali mnie z ZLP, napisałem więc „Astronautów”, a gdym wyczytał w Pana liście, że Introdukcja tam Straszna, zaraz sięgnąłem po egzemplarz, ale tam po prostu Sielska Utopia: świat pokojowy, scalony, wyższa faza bezpaństwowego bezpolicyjnego i bezpartyjnego Komunizmu: to jest takie straszne? NIKT o tym dotąd Tak nie napisał. „Obłok Magellana’’ gorszy, bo tam napadłem na Amerykanów, a co do „Sezamu”, to w mowie przy okazji Nagrody Jurzykowskich powiedziałem po prostu, że ja w stonkę uwierzyłem, ujrzawszy Fotografie w krajowym piśmie jak stonka z kanistrów wyłazi, na spadochronach zrzucanych. Byłem Niesłychanie Naiwny, to fakt, i po trosze zostałem w tym sensie, że jak mi pokazują coś takiego, to myśl „Fałszerstwo” nie jest moją pierwszą myślą. Ja niczego nie bronię, tylko wyjaśniam. ESID napisałem podczas Maccarthyzmu potem, jak Chaplina zmusili do ucieczki ze Stanów. Zresztą nie mogę ani się tym chwalić ani bronić tego: dań na rzecz Komuchów złożyłem, choć znaj proporcją mocium panie: była skromna” (s. 45-46).
Znajomość dwóch osób, pierwotnie inspirowana zagadnieniami literacko-artystycznymi, później zaś motywowana co do zasady politycznie, w lutym 1991 roku doznaje pierwszych uszczerbków, co widać przykładowo w wymianie zdań w sprawie wypłat honorariów za przeprowadzone, ale nieopublikowane wywiady. [? ? ? – przyp. SR] Jak można dostrzec w listach, Lem zajmuje w tym zakresie nieprzejednane stanowisko, które można by nazwać wręcz monopolistycznym. Przeprowadzona „wymiana ognia” sprowadza się do obiekcji Lema, które Remuszko pośpiesznie rozwiewa uspokajając sytuację. Ponieważ jednak dziennikarz nadal ani myśli całkowicie podporządkowywać się wielkiemu autorowi science-fiction i usiłuje rzeczowo przedstawiać swój punkt widzenia, Lem staje się coraz bardziej nieugięty względem swojego rozmówcy. Poglądy dyskutantów zaczynają ze sobą coraz bardziej kontrastować (s. 95-98), co prowadzi do kolejnych konfrontacji. Lem nakłada na Remuszkę różnorakie zakazy i restrykcje. Stanowczość Remuszki, bez choćby krzty pokory w stosunku do niego, jawi się Krakowianinowi jako irytująca i lekceważąca.
Konflikt osiąga swój punkt kulminacyjny w sformułowanym w sposób grubiański liście Lema z maja 1993 roku (s. 141), w którym ogłasza on zerwanie kontaktów. Ta reakcja jest dla Remuszki tak zaskakująca, że podejmuje on jeszcze jedną próbę skłonienia pisarza, by dał się przekonać i poszedł na ugodę. Ostatecznie jednak na początku lipca źródło ich wymiany wysycha: „Pod tą datą znajduję jeszcze moje dodatkowe krótkie odwarknięcie, ale lepiej spuśćmy już zasłonę milczenia na ten niespodziany finał „duchowej wymiany epistolarnej”, jak ją pan Lem sarkastycznie nazwał w liście nr 33. Nigdy potem nie rozmawiałem z Mistrzem, ani oko w oko, ani telefonicznie, ani listownie (s. 143)”. Papierowe zapałki zaprószają w końcu ogień...
Bezpośrednio po tej wymianie listów zamieszczone są w tomie kopie rękopisów. Merytorycznie odpowiadają one co prawda w skali jeden do jednego brzmieniu opublikowanych już materiałów, jednak ich wartość dodana wynika z czysto wizualnej strony, która w sposób unikalny dokumentuje proces konstruowania odpowiedzi przez Lema. Liczne odręczne przekreślenia, poprawki i modyfikacje pozwalają ukazać proces nadawania myślom ostatecznej formy w każdym tekście do wysłania. Dzięki tej decyzji Remuszki zainteresowany czytelnik może obcować nie tylko z zapisaną w listach treścią, ale także z formą nadaną tekstowi (s. 145-186).
Tom zamykają „Dodatki” (s. 191-207), do których wliczają się podziękowania, skrótowa prezentacja forum internetowego na temat Lema, wywiad mówiący o postępowaniach cywilnych wszczętych przeciwko Remuszce przez tak zwane czasopisma opiniotwórcze [? ? ? niczego takiego tam nie ma... – przyp. SR], i w ostatniej kolejności posłowie, w którym przedrukowywany jest list pióra, również zajmującego się Lemem, Stanisława Beresia.
Podsumowując można stwierdzić, że niniejszy tom korespondencyjny stanowi w sensie psychologicznym cenne, a nawet imponujące udokumentowanie znajomości, która z biegiem czasu urywa się za sprawą wybuchowości, drażliwości i impulsywności jednego z rozmówców. Zacytowane na wstępie powiedzenie Forbesa po raz kolejny okazuje się prawdziwe.