Żartowałam tylko - Twoje zapewnienia o NSGiK były mocno przesadzone - że tak to ujmę. Bez ujmy;)
NSGiK...prawie jak NFR – pamiętasz
Altruizynę?
Ty czasem nie zmieniłaś zdania, olka?
Mogłam - pewnie. Ale w jakim punkcie - zmieniłam?
Ja nie twierdzę, olka, że zmieniłaś, tylko pytam
Pisałaś przecież wcześniej:
Ale tak - jeśli traktować matematykę jako język opisu to sama nie niesie wiedzy o nim (o świecie - LA), ale też nie jest jego niezbywalną częścią (wbudowaną). Coś na ten kształt w tym krótkim tekście - oderwanie matematyki od fizyki - fikcjonalizm:
http://students.mimuw.edu.pl/~am234204/fizyka.pdf
W swoim wpisie powoływasz się na artykuł pod znamiennym tytułem
Fizyka bez matematyki.Toteż odniosłem wrażenie, że jesteś zwolenniczką raczej Fielda niż Quine’a. Ale może mi się tak tylko zdawało?
A przed paroma dniami pisałaś tak:
co do matematyki-fizyki..wydaje mi się, że fizyka jest tak uwikłana w matematykę, że trudno je oddzielić.
W sumie - matematyka bez fizyki jest do pomyślenia, ale fizyka bez niej?
Hm?...
Intuicji Popper też poświęcił parę słów...w tej samej książce co powyżej, kontynuacja rozważań o doświadczeniu - intuicja jako źródło wiedzy:
Moim zdaniem jedni i drudzy [intuicjoniści - antyintuicjoniści] są w błędzie, i to z dwóch powodów. Po pierwsze, przyznaję, że istnieje coś w rodzaju intelektualnej intuicji, która sprawia, że czujemy w sposób jak najbardziej przekonujący, że widzimy prawdę (punkt negowany przez antyintuicjonistów). Po drugie. przyznaję, że ta intelektualna intuicja, chociaż w penym sensie niezbędna, prowadzi nas często na manowce bardzo niebezpieczne.(..) Czemu więc możemy dowierzać? Co możemy przyjąć? Odpowiedź moja brzmi: cokolwiek przyjmiemy, powinniśmy wierzyć w to w sposób niezobowiązujący, pamiętając zawsze, że w najlepszym razie jesteśmy posiadaczami zaledwie cząstki prawdy (lub słuszności); że jesteśmy skazani na popełnienie jakichś błędów, na fałszywą ocenę tu czy tam nie tylko w odniesieniu do faktów, ale także w odniesieniu do przyjętych kryteriów. Po drugie, powinniśmy polegać (nawet niezobowiązująco) na naszej intuicji tylko wtedy, gdy pojawia się jako rezultat wielu prób, wielu błędów, wielu przeprowadzonych testów, wielu wątpliwości i sporej dozy krytycyzmu.
Ot podoba mi się takie podejście. Jak by to ująć - sceptyczne, czy jak?
Intuicyjnie wyczuwam, że pan Popper ma słuszność
A "niezgrana z doświadczeniem" i "niesprawdzalna" to jedno i to samo?
Hm...nie wiem:)
Chyba rzecz w czasie - coś może być niezgrane z doświadczeniem, aż ktoś zaproponuje inne. Niesprawdzalna - nigdy?
Hm...
Zaproponuje inne - co? Inne doświadczenie? Ale niemniej to „coś” nadal pozostanie niezgrane z owym poprzednim doświadczeniem. Nie?
...trocinki...
Nienie...autorom chodziło o coś innego...podają przykład z biologii:
J.B.S. Haldane powiedział kiedyś, że nie jest możliwe, aby więcej niż 10 procent gatunku miało "złe" mutacje, ponieważ obliczył, że populacja tracąca 10% w każdym pokoleniu wyginęłaby. Tymczasem pewne populacje doskonale nadające się do życia - na przykład dorsze, płastugi i ostrygi - tracą w każdym pokoleniu 99.999% [jestem zdumiona - ol]. Jakość wniosku matematycznego jest określona przez więcej czynników niż tylko dokładność obliczeń.
Hm, też jestem zdumiony. 99,999? Niewiarygodnie. Jak to możliwe?
Chyba nie umiem porządnie korzystać się z wyszukiwarki - nie znalazłem w sieci żadnej informacji na ten temat.
Marksysta J.B.S. Haldane jest niby autorem koncepcji obciążenia genetycznego:
https://en.wikipedia.org/wiki/Genetic_loadOwa liczba 10% wzięła się chyba stąd:
https://en.wikipedia.org/wiki/Haldane%27s_dilemmaWarto zwrócić uwagę na ostatnie zdanie artykułu:
In 1967 J. A. Sved found that the dilemma was based on wrong calculations.Wszystko zgadza się, tym razem modele matematyczne są „oparte na fałszywych założeniach”.
Ale co wspólnego ma ten fakt z pięknem, estetyką wzorów i równań?
Autorom chodzi raczej o ograniczonej stosowalności matematyki w zakresie biologii, niż o jej pięknie.
Aparat matematyczny to, powiedziałbym, narzędzie. Piękne, wytworne narzędzie. Nie traci uroku, nawet jeśli używane jest w niewłaściwy sposób.
Taki bonbon?
Mnie kojarzy do jakiegoś nieproporcjonalnego zwierzątka - z bajek:)
Aha...taki sobie
monstre de charme Jakiego - "takiego"?
O to mi chodziło - jasna jest całość - ten ostatni szczegół: czym miałby być mix języka sprawczego biologii i języka naturalnego, rozumiejącego - człeków?
Hmm...nie myślę, olka, że to mix, że taki „mix” w ogóle jest możliwy. Może raczej chodzi o swego rodzaju „hierarchii” języków? Podobnej do hierarhii języków programowania komputerowego?
Na najniższym poziomie, na dole piramidy znajduje się język kodów maszynowych – niewątpliwie język sprawczy. Powiedziałbym, w zasadzie podobny do genetycznego kodu DNA.
Następny poziom – assemblery, łączące w sobie cechy sprawczego i rozumiejącego języków.
Jeszcze wyżej – języki wysokiego poziomu, zbliżone do naturalnego:
Język wysokiego poziomu (autokod) – typ języka programowania, którego składnia i słowa kluczowe mają maksymalnie ułatwić rozumienie kodu programu dla człowieka, tym samym zwiększając poziom abstrakcji i dystansując się od sprzętowych niuansów.https://pl.wikipedia.org/wiki/Język_wysokiego_poziomuNo i następne posunięcie – sztuczna inteligencja, programowanie bezpośrednio za pomocą języka naturalnego. Niby już zrealizowana np. w postaci owej Zośki, obywatelki Arabii Saudyjskiej
Nawiasem, nie jestem pewien, czy jej znajomość języka naturalnego to oznaka prawdziwej sztucznej inteligencji, czy też tylko trik, i robot czerpie odpowiedzi z ołbrzymego pool’u. Hm...
Jeśli analogia komputerowa jest słuszna, z tego niby wynika, że dowolne teksty w języku naturalnym w zasadzie da się „przetłumaczyć” na język sprawczy. Czyli materializować słowo. Nie mniej nie więcej.
Hmm...kojarzy się jednocześnie z profesorem Dońdą i z początkiem księgi Rodzajów. Oczywiście niezbędny tu jest odpowiedni, bardzo skomplikowany sprzęt, czyli kompilator. Bogotron w miniaturze.
Odwrotne tłumaczenie ze sprawczego na rozumiejący jest chyba niemożliwe.
Choć z drugiej strony, układ działający na zasadach czysto „sprawczych” może „materializować” istoty zdolne do posługiwania się językiem rozumiejącym. Jak my widzimy na przykładzie samych siebie
A może przewidziana przez Lema „konwersja” języku rozumiejącego do sprawczego i z powrotem jest właśnie jedną z zasad i cech ewolucji nowego rodzaju, czyli informacyjnej? Taki sobie cykl kosmiczny, wąż nieskończoności, uroboros? Hmm...
Niemniej powtórzyłam jeszcze raz ten odcinek o inżynierii językowej i czytając o języku sprawczym przyszedł mi do głowy ocean - Solaris.
W języku czysto sprawczym słowo staje się literalnie ciałem. Niczego język taki nie "wyjaśnia", lecz tylko "treść" wypowiedzi swych materializuje dzięki programowaniu odpowiednich sekwencji działań.
Czy problemy z porozumieniem brały się z używania innych języków? Ocean komunikował się w języku sprawczym - ludzie odczytywali rzecz w naturalnym? Hm.
Hm...? A co? Całkiem trafna interpretacja, olka. Moim zdaniem, prosto w dziesiątkę
A bystrosfera czasem nie z tej samej beczki?
"Ludztwo" - extra;)
Prawie jak chłopstwo;)
Masz tobie...
Otwarcie mówjąc, człowiek, który kaleczy słowa i ma w głowie mix ukraińskiego i polskiego języków naturalnych, nie ma moralnego prawa
rozprawiać nad tematem dotyczącym lingwistyki.
- Nie, nie - mówiła Świętkowa - dajcie mi spokój z tym czytaniem. Od czytani człowiek tylko głupieje.Zapomina całkowicie o bojaźni bożej. Potem wie jeszcze mniej niż przedtem.
Podpisuję się obiema rękoma pod tymi słowami. Święta prawda. Znam to z własnego doświadczenia