Hmm...egzotyka nie.
Owszem, inny język, obyczaje - nie bardziej niż odmienność kulturowa, ale nie gatunkowa.
A z czym związane zmiany? Z postępem wiedzy, nauki i techniki. Bo z czym innym?
Inne mózgi były 100 lat temu? Co nam z nich wykrojono?
Dobra, ale przyznasz, że w "Obłoku..." to czuć, te odmienności, a po Halu B. tego nie czuć. On nawet nie jak współczesny, a - tu punkt w dyskusji dla
pirxowej - jak z czasów pisania "Powrotu..." (fakt, niby nie o koloryt, a o problem betryzacji idzie).
(Inna sprawa, że ja w ogóle nie jestem wielkim entuzjastą "Powrotu...." - dlatego Sawaszkiewiczem byłem gotów go traktować. Nie twierdzę, że nie ma mocnych momentów - scena ze złomowiskiem robotów, także początek, choć mało wiarygodny, bo Bregg wcale na za- Adapt-owanego nie wygląda - że nie bywa profetyczny - optony i lektany, także zmiana wzorca męskości i trwałości małżeństw. Ale... mam wrażenie, że to nie jest Lem na poziomie, jaki zwykle się nam z nim kojarzy. To jest Lem na poziomie Asimovów i Peteckich, choć ładniej pisze.)
A bohatyry SF to zwykle całkiem współczesne (mentalnie) ludzie, jednak
Wielokrotnie o tym mówiliśmy. Dlatego lepiej czytać powieści XIXw;)
Jeśli się szuka dobrej literatury - owszem. Ale jednak SF ma również swoją rolę, której najlepsza nawet proza nie-SF wypełnić nie zdoła. Bywa też przy tym - rzadko, bo rzadko - literaturą pierwszorzędną (co prawda na własnych regułach, czym innym niż uroda stylu i głębia psychologii zazwyczaj błyszcząc). I oboje o tym wiemy, sądząc po tym, gdzie odbywamy ten dialog
.
ad Pirxowa - zgadza się - Pirxowa wrzuciła granat do ula i było to wybitnie skuteczne .
Zatem:
pirxowa, prosimy o kolejne takie
granaty. Tym razem nie muszą seksem wybuchać
.
aczkolwiek trudno wyrokować, to jednak osobiście sądzę, że gdyby Lem zobaczył tę dyskusję, to spuściłby komputer w kibelku .
...wcześniej powiedziawszy naprawdę to, co miał powiedzieć rzekomo
.
ps. Tak obie myślę, że dumając nad sytuacją Bregga wśród betryzowanych nie sposób nie wspomnieć o pewnej nowelce Damona Knighta tak opisywanej przez Lema (w "Fantastyce i futurologii):
"Damon Knight The Country of the Kind. W słonecznej, wspaniałej utopii wałęsa się wyrzutek, który został napiętnowany za popełnienie morderstwa. Nie wolno się z nim kontaktować, nie można zresztą, gdyż umyślnym zabiegiem nadano mu ohydny fetor, odrzucający od niego wszystkich. Chodząc bezkarnie po domach, niszczy ich urządzenia. W tej utopii łagodnych nikt mu się nie sprzeciwia — a tylko bohater pozostaje wszędzie sam. Jest artystą, rzeźbiarzem, ale sztuk takich utopia nie zna, są jej zbędne. Historia opowiedziana jest przez „wyrzutka” w pierwszej osobie. Jest nieszczęśliwy, tragiczny, samotny, szuka kogoś takiego jak on, pisze: Możesz podzielić ze mną świat. Nikt cię nie powstrzyma. Weź ostrą rzecz albo ciężar i uderz! To wszystko. To cię uczyni wolnym. Każdy to może zrobić. Każdy. Te słowa zamykają opowiadanie.
/.../
Najlepsza nowela — Kraina łagodnych — to wynik dwuparametrycznej transformacji z inwersją. Wyjściowa jest obojnaczość artysty jako potencjalnego kreatora i destruktora, a zarazem — obojnaczość społeczeństwa jako siły represyjnej i wyswobodzającej jednostkę (poza społeczeństwem nie ma represji, ale nie ma i cywilizacji). Z każdej pary opozycji ulega wzmocnieniu jeden człon: na zejściu mamy tedy jednoznacznie „łagodną” społeczność (nawet morderca może robić, co chce, jest całkowicie bezkarny, tyle że ostrzegawczo napiętnowany; ale on, innych ostrzegając przed sobą, sam od cechy, jaką mu wszczepiono, bezpośrednio nie cierpi) oraz jednoznacznie agresywnego „wyrzutka”. Wiemy o nim wszystko (że popełnił zbrodnie), widzimy, jak niszczy, co napotyka, jak się włamuje do mieszkań, jak szaleje w nich bezsensownie (nikt mu tego nie broni), a zarazem sympatyzujemy z nim: w zasadzie nożna by się spodziewać, że na tle utopii agresywny niszczyciel będzie nas raził daleko mocniej niż chuligan na ulicy, ale tak nie jest. Co prawda przychodzi na myśl znana zasada, podług której przyznaje się racje absolutnie każdemu człowiekowi, kiedy się zasiądzie na dobre w jego skórze (koronnym dowodem Swidrygajłow, z zewnątrz monstrum przecież, lecz nieszczęsna, znękana kreatura, jak gdyby całkowicie bezwinna, gdy go „od środka” pokazuje Dostojewski).
Koncepcja, patronująca noweli Knighta, jest spokrewniona z tą, która natchnęła mój Powrót z gwiazd. Podług niej cenne są wszystkie wykrywalne w człowieku jakości i dlatego amputowanie uznanych za negatywne jest formą okaleczenia. U mnie agresja okazuje się zrośnięta ze zdolnością podejmowania wszelkiego ryzyka osobistego, u Knighta zaś widać zrost popędu destrukcji z kreacyjnym. Te hipotezy mogą zawierać ziarno prawdy, jakkolwiek nic pewnego w tym względzie nie wiemy. Knight napisał nowelę i dlatego rzecz jest poprawna strukturalnie; gorzej z Powrotem z gwiazd, ponieważ podległ on, aby tak rzec, „niedotransformowaniu”."Analogia - owszem - nie jest kompletna, bo ani z Hala zabójca, ani betryzowani - jak już pisałem - nie wydają mi się zdolni do krzywdzenia kogokolwiek - choćby ostracyzmem, ale ten element osamotnienia wynikłego z nieprzystawalności...