Żal nie żal - ale jak się wgłębić w casus Irydy to wychodzi, że ówczesny kompleks wojskowo-wytwórczy nie był zdolny wyprodukować samolotu w ogóle, a zwłaszcza o cechach porównywalnych z bronią potencjalnego przeciwnika (kiepsko wówczas określonego, znaczy niby już na nowo określonego, ale jak wiadomo przyzwyczajenie drugą naturą i tak dalej). Stan ten o ile wiem zasadniczo wiele się nie zmienił, jeśli chodzi o tak złożone projekty, a nawet jeśli chodzi tylko o kupno tak złożonych projektów - vide na czym szkolą się nasi piloci i od jak dawna wojsko usilnie próbuje znaleźć odpowiedni samolot odrzutowy do szkolenia zaawansowanego zamiast kompletnie przestarzałej Iskry (jakkolwiek udanym samolotem w swoim czasie nie była). Usiłowania te obejmują wzmiankowana Irydę od lat 70-tych, z pierwszym lotnym egzemplarzem po 20 latach i ostatecznym wycofaniem kilku użytkowanych maszyn w połowie lat 90-tych, na który to program poszła taka gotówka, że włosy mnie bolą. Potem próby modernizacji Iskier, potem od iluś tam lat słyszę na AirShow w Radomiu czy imprezach w Dęblinie, że oto lata właśnie nad państwem samolot szkolno-bojowy, którego zakup rozważa WP - może już z 10 lat albo lepiej, a to Hawk BAE Systems, a to Aeromacchi, a to coś tam. To są samoloty, w które można "wgrać" docelowy dla danego pilota samolot (powiedzmy F-16) - i on będzie w zasadniczych kwestiach tak kokpitu jak pilotażu i zachowania udawał ten docelowy samolot. Wciąż jednak mamy Iskry, które oddają współczesny samolot bojowy jak damka z torpedo lokomotywę spalinową.
Samoloty szturmowe tej maści (tańsze i prostsze) są produkowane w dwóch zasadniczych celach - sprzedaży do krajów rozwijających się, przeważnie w celu tłuczenia domowej partyzantki, albo w celu własnego użycia w konflikcie zdecydowanie asymetrycznym kiedy jest się w nim tą asymetrycznie większą częścią - a mniejsza część ma ograniczone możliwości obrony p-lot (w sumie na jedno wychodzi - tak czy siak są do tłuczenia jakiejś "partyzantki"). W Afryce w rozmaitych państewkach latają w tej roli tłokowi pogrobowcy techniki II wojny św. i świetnie się sprawdzają - zresztą częściowo tę technikę wprowadzał w niektórych z tych państewek nasz człowiek, wielki pilot, bohater dywizjonu 303 - Jan Zumbach. Ponoć między innymi latał na zdezelowanym B-26 jako szturmowcu. Z tym, że B-26 nie ma broni pokładowej obsługiwanej przez pilota, bo normalnie jego załoga to 7 osób, w tym co najmniej 3 strzelców, na nosie, grzbiecie i ogonie. W egzemplarzu używanym w charakterze szturmowca przez Zumbacha - stanowiącym jednocześnie 100% stanu posiadania sił lotniczych Biafry - zamiast strzelca dziobowego siedział Murzyn, którego jedynym zadaniem było ściągnięcie spustu km-u. Murzyn był sznurkiem dowiązany do Zumbacha. Kiedy Zumbach ciągnął za sznurek, Murzyn ściągał spust, stając się tym samym elementem mechanizmu spustowego pokładowego km-u.
Nam taki tani samolot szturmowy na nic nie jest potrzebny bo w razie W to my będziemy tą tłuczoną partyzantką. Takich samolotów można użyć, kiedy ma się wywalczone panowanie w powietrzu, a przeciwnik kryje się po krzakach uzbrojony w broń małokalibrową. Nam się to do niczego nie przyda, bo jeśli, tfu, tfu, Niedźwiedź nas zaatakuje, to jestem pewien 100%, że Wuj Sam wraz z Helmutem będą nas wspierać, z tym że wyłącznie moralnie. W każdym razie przez pierwszy rok, czy dwa. Niedźwiedź zaś po pierwsze zakryje nas czapkami (wystarczy porównać, ile my mamy samolotów, a ile on, a także porównać liczbę posiadanych przez nas samolotów z liczbą zniszczonych maszyn w adekwatnym akordzie II wojny św. - przy świadomości, że nie jesteśmy w stanie odtworzyć ani jednego strąconego, bo trzeba go kupić, wyprodukować go nie umiemy). A po drugie przykłada wielką wagę do zaawansowanych systemów ochrony przeciwlotniczej swego terytorium a także pola walki i jest w tym dobry.
Tak więc nie ma co żałować. Lepiej inwestować w solidną obronę p-lot i broń, jakkolwiek by to karykaturalnie nie zabrzmiało, odwetową - bo to faktycznie odstrasza.