Ale skoro istnienie przypadku (w każdym razie na poziomie makroskopowym) jest równie niemożliwe do udowodnienia jak i jego nieistnienie...
Zaproponowano wiele doswiadczeń, mogących przypadek udowodnić na poziomie makroskopowym w bardzo prostych, mechanicznych, "klasycznych" układach. Po pierwsze ośmielę sie dodać (bo przeglądając Wasza dyskusję takie stwierdzenie nie wpadło mi w oko), że przypadek jest sytuacją, w której dane zjawisko może się rozwinąć na ściśle określone sposoby, nie wiadomo jednak który z tych sposobów zostanie zrealizowany. Co należy odróżnić od cudu, kiedy sposób w jaki rozwinie się zjawisko jest niewytłumaczalny (niedopuszczalny z punktu widzenia sytuacji wyjściowej), oraz od zbiegu okoliczności, czyli ciągu przypadków.
Zaproponowano doświadczenie ze sztywnym wahadłem, poruszającym się w płaszczyźnie bez tarcia i bez oporów, które należy ustawić w górnym punkcie równowagi (czyli masą tj. "sercem" do góry). Wahadło znajduje się w punkcie równowagi chwiejnej i pod wpływem przypadkowehj fluktuacji czegokolwiek (jak powiedziałby Lem, kiedy atomy sie dostatecznie mocno trykną) opada do dolnego punktu równowagi, przechodzi go, po czym znów staje "dęba" w górnym punkcie. Po następnej przypadkowej fluktuacji cykl sie powtarza. W takim układzie nie wiadomo ani kiedy wahadło opadnie, ani w jakim kierunku zostanie zainicjowany ruch. A przecież jest to klasyczne, sztywne wahadło któremu ufamy tak bardzo, że jest synonimem chronometrii... O ile wiem, podjęto próby realizacji tego doświadczenia.
Na marginesie wydaje mi się, że zjawiska makroskopowe o chaotycznym charakterze, czyli nieliniowe są doskonałą egzemplifikacja przypadku a dotyczą nas bardziej niż na ogół sądzimy (pogoda np.). Staję tu w pewnej opozycji do Hkopoko, który napisał coś takiego, że w zjawiskach tego typu (jak np. turbulencja) następny stan układu wynika z poprzedniego "przepływ wody jest w pełni zdeterminowany, tzn. stan aktualny dokładnie zależy od stanów poprzednich". Gdyby tak było to na zasadzie indukcji można by było przewidzieć stan układu w dowolnym czasie, znając jego stan w konkretnej chwili. Wydaje mi się, że chaos ma to do siebie, że minimalnie mała zmiana stanu wyjściowego może generować maksymalnie dużą zmianę na wyjściu. Rzecz w tym, że ruch wody to ruch miliardów miliardów czasteczek H2O, na każdą z których nałożone są ograniczenia zasady nieoznaczoności (czyli wynikajaca stąd niemożność dokładnego określenia stanu w danej chwili) a dodatkowo każda z tych cząsteczek oddziaływuje z innymi wg praw mechaniki kwantowej, to jest ma do wyboru pewien określony i zamkniety katalog zdarzeń, którym przypisane jest pewne prawdopodobieństwo zajścia, nic więcej niestety. Stąd nawet gdyby pokonać pierwsze ograniczenie (zasadę nieoznaczoności) to i tak nieczego nie bylibyśmy w stanie przewidzieć znając stan takiego układu, co najwyżej podać wahlarz możliwych stanów w chwili następnej, z tym, że nawet ten jeden krok owocowałby astronomiczną liczbą możliwości, którym przypisane byłoby pewne prawdopodobieństwo - nic więcej... A tu taki ładny przykład turbulencji:
http://antwrp.gsfc.nasa.gov/apod/image/0608/smokeangel_usaf_big.jpg (nie wklejam zdjęcia tylko link, bo duże)
Wreszcie na koniec o dupie. antygłowa chyba nie jest już brzydkim słowem, ma swoisty urok, oraz wielką pojemność znaczeniową, co tu:
http://antygłowa.pl/ starał sie pokazać anonimowy autor (tzn. ta strona jest skradziona stąd:
http://leksykot.top.hell.pl/notatki/www/antygłowa.shtml , ale na kradzionej jest to lepiej podane). Choć przyznaję, że bywa słowem niestosownym w pewnych sytuacjach. Natomiast "zajebisty" działa na mnie jak płachta na byka ze względu na żródłosłów, jednoznacznie wulgarny i nieprzystojny. Dodatkowo z tym słowem trzeba uważać za granica, bo wszyscy Słowianie wiedzą, że oznacza cos brzydkiego, wiec i po gębie można znienacka dostać.