Religia to kwestia dobrostanu mentalnego
Śmiem twierdzić, że istnieje z pkt.u ewolucyjnego zasadnicza różnica między trzecią nogą a "trzecim okiem". O ile to pierwsze (czyli ta trzecia) powinno żyjątko zdecydowanie usprawnić (co też zależy od konkretnych warunków życia, ale niech będzie ten las, w którym musi dogonić samiczkę) to to drugie (czyli trzecie) może bardzo go upośledzić na co nie trudno znaleźć przykłady (o co oczywiście trwają spory).
Pozdrawiam.
No, Jarutku, najwyższa pora, byśmy sobie pogadali na osobności...
(W zasadzie bardziej by te rozważania pasowały do jakegoś wątku o ewolucji, ale że "Ateizm Lema" jest już tematem w pełni interdyscyplinarnym (ba, niedługo będzie to pewnie całkiem autonomiczna dziedzina naukowa...), to i zostanę z tym tutaj).
Zacznę od tego, że z wielkim niepokojem zauważam u Ciebie jakiś nienaturalny wrecz pęd ku rozmnażaniu... - najpierw punkty podparcia, teraz samiczki, po drodze jeszce jakieś szczytowanie... No, ale młodyś pewnie, a tu wiosna za pasem, więc hormony uderzają do głowy i fałszują Ci obraz tak świata, jak i ewolucji...
przeszkadza mu to w realnym oglądzie świata, zaburza mu własne funkcjonowanie, powoduje wyciąganie fałszywych wniosków
Co z resztą widać nie tylko w tym miejscu, bo i w innych wątkach też rozmaite aluzje Waćpan czynisz, Paniom przygadujesz, może nawet nie zawsze zdając sobie z tego w pełni sprawę, bo Ci to wszystko Twoje id podstępnie insynuuje... Zważ więc na owoż, albowiem w przeciwnym razie będę zmuszony W OBRONIE WARTOŚCI zanalizować Cię metodą wujka Freuda - co na Twój dobrostan pozytywnie raczej nie wpłynie...
Otóż, o ile ja się znam na astrobiologii, to największe szanse przeżycia, a więc i szanse przekazania swoich genów potomstwu, mają nie ci, którzy (co Waćpan twierdzisz) osiągnęli najwyższą sprawność w rozmnażaniu, lecz ci, którzy są najlepiej przystosowani do środowiska - rozmnażanie jest jednym z aspektów tego przystosowania: jest aspektem istotnym, ale bynajmniej nie jedynym (czy też można to ująć inaczej jeszcze: im lepiej będziesz przystosowany do rozmaitych wymagań środowiskowych, tym łatwiej będzie ci się rozmnażać). Jesli bowiem w danej niszy środowiskowej będą występować dwa gatunki korzystające z tych samych zasobów, a różniące się tym, iż pierwszy bedzie mały, durny i szybko mnożący się, zaś drugi będzie mnożył się znacznie wolniej, ale za to będzie szybszy, silniejszy i bystrzejszy, to sobie z tamtym erotomanem poradzi (oczywiście zakładam tutaj, iż są to gatunki wojujące w pojedynkę (np.biedronki), a nie gatunki społeczne (mrówki np.) - w tym przypadku sprawa będzie nieco bardziej skomplikowana). Jeżeli natomiast zdarzy sie tak, że ten większy i mądrzejszy będzie zjadał mniejszego, to albo ustali się między nimi pewna równowaga (jeśli mały będzie podstawowym pożywieniem dużego), albo tez mały zostanie całkiem wytępiony (jeśli bedzie smaczny, ale duży będzie mógł sie żywić też czym innym).
Tak więc, jak widać, wszystko rozbija się o niuanse. To samo dotyczy faworyzowania cech gatunkowych, gdyż tak jak w obrebie niszy środowiskowej przeżywa lepiej przystosowany gatunek, tak w obrebie gatunku, czy jeszcze lepiej - populacji, najwiekszy sukces osiągają najlepiej przystosowane osobniki właśnie - analogia jest dokładnie ta sama. Jak się zapędzisz w mnożeniu, to zapomnisz o innych istotnych sprawach (co niejednemu już, tak gatunkowi, jak i osobnikowi, się przytrafiło) - a poza tym TE hormony negatynie wpływają na ogólnoustrojową odporność... A jeżeli jakiś osobnik osiągnie większy sukces w obrebie populacji, to jego cechy - przez mnożenie się włśnie - przejdą na pozostałą częśc tej populacji... To nie są proste wynikania, lecz najrozmaitsze i skomplikowane współoddziaływania...(I tutaj jescze tytułem dygresji: stwierdzenie, że ewolucja to czy tamto faworyzuje, jest wg mnie nie do końca poprawne; jako że tym, co selekcjonuje tak osobniki, jak i całe gatunki nie jest ewolucja (czyli zmiana występowania alleli (genów) w czasie), lecz
dobór naturalny. A dobór naturalny nie działa ani na gatunki, ani na osobniki, lecz na allele właśnie - PRZYNAJMNIEJ WEDŁUG OBECNEGO PARADYGMATU... ale to dygresja...).
Przykład, jaki podałem we wcześniejszym poście, przykład jednonogiego osobnika w lesie, to jest oczywiście pewien model ogólny - trochę przejaskrawiony, bo kalectwo jest zbyt poważne... Model ten można (i należy) ekstrapolować na rozmaite przypadki konkretne. A więc zamiast dwunogiego i jednonogiego może to być jeden o nogach równej długości i drugi o jednej nodze krótszej - w rozmnażaniu mu to przeszkadzać nie będzie, ale w zdobywaniu pożywienia owszem; zamiast dwóch osobników mogą to być dwa gatunki, z których jeden będzie nieco lepiej przystosowany do warunków środowiskowych. Zamiast różnicy "fizycznej" mogą to być różnice psychiczne i osobowościowe - nie ma to większego znaczenia, byle ta różnica była istotna pod kątem środowiskowego przystosowania. I do rozpatrywania tych wszystkich niuansów własciwym jest "środowisko naturalne", więc las, step, czy sawanna, bo w takich warunkach odbywała się człowiecza ewolucja przez zdecydowaną większość czasu - a brać tu pod uwagę będzie należało również ewolucję naszych przodków i krewnych, rozmaitych gatunków, których nazw, przez czystą przyzwoitość, wymieniać się nie podejmuję... cdn.