Tak, w panteizmie te pojęcia (Boga i natury) są równoważne. Jednak pojmowane są różnie. Wspólną cechą jest bezosobowość Boga czyli faktycznie przeciwieństwo dziadka z brodą.
U Spinozy Bóg jest przyrodą, naturą - to monizm panteistyczny. I chyba do tego odwołują się wszystkie cytaty dotyczące Spinozy. Ale to zawężenie.
Dlatego napisałam, że może niepotrzebnie mieszane jest tutaj słowo "Bóg Spinozy", które wprowadza dodatkowe znaczenia. Wystarczyłoby: Natura Spinozy?
Hmm... nie sądzę, olka, żeby wystarzyło. Widzę to wszystko nieco inaczej. Spróbuję teraz, o ile potrafię, wyjaśnić dlaczego.
Rzeczywiście, wg Spinozy Bóg jest naturą, a natura – Bogiem. Czyli to synonimy. Nazywał to substancją. Pan Baruch rozpatrywał naturę zarówno w charakterze potęgi twórczej,
natura naturans, jak i w charakterze natury stworzonej,
natura naturata.
Wydaje się intuicujnie, jakakolwiek działalność twórcza niemożliwa jest bez planu działań, bez obmyślania, słowem, bez rozumu. Rozum zaś zawsze oparty jest na świadomości. Zatem przypuszczmy: natura jako całość posiada świadomość. Nie ma teraz znaczenia – osobową czy bezosobową.
Świadomość jest procesem opartym na nośniku materialnym, ale nie jest samym nośnikiem. Jest czymś większym od swego substratu. Marksista nazwałby to nadbudową nad bazą. Znów w tle przypomina się twierdzenie Goedla o niezupełności – choć może ta aluzja jest tutaj wcale niewłaściwa.
A więc powstrzymałbym się, wbrew Spinozie, postawić znak równości między naturą a Bogiem. Bóg Spinozy dla mnie to rozum, świadomość kosmiczna, twórcza potęga natury. Choć w takim razie zapewne niepoprawnie nazwałem ten byt Bogiem Spinozy – to jakiś inny Bóg.
Albo też taki przykład, czyli analogia: kogo, czy co my nazywamy człowiekiem? Jego ciało? Mózg? Niby nie... raczej jego osobowość, świadomość. Wierzący powiedziałby – duszę. To, co różni człeka od manekina lub, przepraszam, trupa. To, bez czego człek to tylko istota dwunożna, nieopierzona.
Dokładnie taką mam percepcję świata – natura to martwa materia ożywiona przez obecność Boga.
Nie jest to "on", "kreator", "stwórca" - może się mylę, ale to słowa bardziej przynależne do wizji osobowego Boga?
Wydaje się, że masz rację, olka. Nie będę się upierał, możemy uważać Boga S. za byt bezosobowy. Jak na mnie, nie ma to większego znaczenia.
Substancja jest tym, co istnieje samo przez się i co może być samo przez się pojęte [Tatarkiewicz "Historia filozofii" ]
Zaś by coś istniało samo przez się musi być nieograniczone, nieskończone i nie może być stworzone - wtedy musiałoby mieć przyczynę czyli swojego stwórcę albo inną substancję.
Przez substancję rozumiem to, co istnieje (est) samo w sobie i pojmowane jest samo przez siebie, czyli to, czego pojęcie nie wymaga pojęcia innej rzeczy, za pomocą którego musiałoby być utworzone.
(B. Spinoza, Etyka)Wg Spinozy, Bóg (substancja) jest przyczyną samej siebie (
causa sui). Nie pytaj, co to znaczy – to nie ja, tylko pan Baruch tak uważa.
Tak bardzo skrótowo - część owej metafizyki Spinozy jest nie do pogodzenia z obecną wiedzą.
i
I bardzo ważne: wg Spinozy wszystkim rządzi absolutna konieczność logiczna. Nie istniej nic takiego jak wolna wola w sferze umysłu czy przypadek w świecie fizycznym (...)
Wszystko jest ściśle zdeterminowane: przyszłość jest tak samo definitywnie ustalona jak przeszłość.
Determinizm Spinozy... W istocie jest sprzeczny z wiedzą obecną. W szczególności z zasadą nieoznaczoności Heisenberga. No cóż, nie ma rady. Pan Baruch nie był przecież fizykiem, a pan Werner – tałmudystą.
Tak naprawdę ta zasada jest straszna. Wpuszcza w nasz świat chaos w postaci indeterminizmu fizycznego. Nie na próżno pan Albert niby do końca życia nie mógł pogodzić się z tą zasadą.
Bóg nie zna żadnego zła, ponieważ nie istnieje zło do poznania; zjawisko zła powstaje jedynie wskutek ujmowania części wszechświata tak, jak gdyby były samoistne.
[B. Russell "Dzieje zachodniej filozofii"]
Niestety nie czytałem ww. książki. Domyślam się, sam pan Russell tak nie uważał? Utwór został napisany w latach Drugiej wojny, a wydany drukiem w 1945. Już po Katyniu, po Babim Jarze, po Treblince. Nie mówjąc o wcześniejszych wydarzeniach z 1917, 1933-34 itd.
Ooch, ładna to rzecz - filozofia i religia. Pocieszająca. Okazuje się, zła w ogóle nie ma - to tylko nasze urojenie. Trzeba tylko spojrzeć na wydarzenia z szerszej perspektywy.
Więc wydaje się, że najcenniejsze u Spinozy jest szerokie spojrzenie na świat jako całość/jedność i w tym tropie: właściwe umiejscowienie w nim - tego pyłku jakim jest Ziemia z jej lokatorami.
Zgadzam się z Tobą w stu procentach. Trafnie określiłaś - pyłek.
Uuuffff... zadałaś mnie potężne ciosy poprzez pana Tatarkiewicza i pana Bertranda, olka. Podniosłem się po knock-down'ie dopiero po odliczaniu dziewięciu sekund