Owszem rozsądek kredytobiorcy (i ogólnie odpowiedzialność) to ważna rzecz, ale widziałbym jednak problemy systemowe - pierwszy to wspomniane przez Ciebie szafowanie kredytami (sprawę znasz, link wrzucam ilustracyjnie dla ew. rzeczy nieświadomych):
https://www.tdo.edu.pl/finanse-osobiste/kredyty-i-pozyczki/51-kredyty-typu-ninjaKtórego podłożem było systemowe pompowanie pieniędzy w banki (które zgłupiały, czyli zaczęły dawać ryzykowne kredyty, z dobrobytu) i tym sposobem - pośrednio - w firmy developerskie
*:
https://www.bankier.pl/wiadomosc/NINJA-czyli-pol-prawdy-1846034.html[* Które można było
karmić rozsądniej, i bardziej bezpośrednio, zlecając im np. budowę tanich mieszkań komunalnych, zamiast nakręcać bańkę spekulacyjną, albo - jak niechętnie sugeruje podlinkowo Fijor - dając zagrożonym dopłaty na spłaty
kredytów
1.]
Drugi natomiast to kult konsumpcji (podszyty chęcią podbicia PKB za wszelką cenę) powodujący, że ogłupieni marketingiem ludzie (którzy sami z siebie już niekoniecznie rozsądni byli - to co piszesz m.in. o piciu, czy tworzeniu rozpadających się potem z hukiem związków) najpierw żyją ponad stan (zjawisko b. typowe i u rodzimych
byznesmenów oraz korpoludków), a w końcu lądują w kamperze...
1. Przypis do przypisu: postawiłbym tu - być może ryzykowną - tezę, że zarówno więcej kapitalizmu (
niech rynek surowo weryfikuje kredytobiorców), jak i więcej interwencjonizmu, by nie rzec - socjalizmu (
damy potrzebującym (na) dach nad głową), byłoby lepsze, niż zastosowane rozwiązania hybrydowe, który posłużyły w ostatecznym rachunku politykom i wielkim firmom...