Absolutnym gwoździem programu był według mnie dialog pozostałej przy życiu załogi Nostromo z głową androida Asha, który co prawda nie wbił się w pamięć ogółu, jak słynna kwestia Rutgera Hauera z Łowcy Androidów, ale skłania do refleksji.
Ash: You still don't understand what you're dealing with, do you? The perfect organism. Its structural perfection is matched only by its hostility.
Lambert: You admire it.
Ash: I admire its purity. A survivor... unclouded by conscience, remorse, or delusions of morality.
Bo to jest takie... lemowskie. Co prawda jest to Lem w wersji
light, Calder, nie - GOLEM, ale obcość myślenia w/w androida oddana jest naprawdę dobrze. Żadnego robienia zeń standardowego zbuntowanego potwora, czy wiernego lokaja w angielskim stylu (choć i wątek buntu, i wiernej służby, są tam na raz obecne), danie mu prawa do prywatnych przemyśleń, dowodzących, że czymś więcej niż automatem jest, z jednoczesnym podkreśleniem nieczłowieczeństwa.... Parę zdań, a sporo głębi. Choć
maziek ma rację, że mogło być jej więcej...
Zaś Obcego 2 cenię za akcje, efekty specjalne, które w owym czasie rzeczywiście były specjalne, a nie komputerowe.
Nie tylko to w drugim "Obcym" znajdziemy. Zapominasz o przesłaniu b. bliskim "Niezwyciężonemu" - gdzie maszyna nie może, tam człowiek pójdzie. (Ileż lat temu o tym
pisałem?
)
Chodzi mi o to, że czy został, czy pojechał, nie ma znaczenia. Dla niego mogło mieć, bo uważał to za istotne, ale dla reszty świata nie miało.
Zwróćmy jednak uwagę, że tak jest tam od początku (powieści/filmu). Skończył się czas wysyłania na(d) Solaris kosmolotów wypełnionych naukowcami, ekspedycji Ottenskjolda i Shannahana, nawet moda na płodzenie setek solarystycznych tomów minęła. Trzyma się nad planetą stację z trzema ludźmi (tyle co do kabiny Woschoda czy Apolla przed wiekami weszło) na wszelki wypadek w sumie (chyba ta sama biurokracja tam działa, co Pirxowi kazała pustkę patrolować
). A mimo to następuje jakiś, niezrozumiały, komunikacyjny przewrót, pojawiają się twory F (potem kolejny - po przesłaniu encefalogramu znikają), więc można przypuszczać, że druga strona zaczyna jakoś uczyć się ludzi (którzy w zasadzie już skapitulowali), i Kelvin - choć z tych prób oceanicznego gaworzenia zero pojął - sam fakt zauważył. Dlatego został.
można sobie ocean tłumaczyć na różne sposoby - począwszy od monstrualnego idioty z przypadkową zdolnością do wybiórczego naśladowania aż po złośliwego olbrzyma, bawiącego się jakimiś ludzikami.
Jako też coś na kształt lustra (co sugerował Żwikiewicz w swojej - niedobrej - dopisce, którą kiedyś
przywoływałem), itd. itp.
co ciekawe ja też bardzo mocno zapamiętałem rozmowę androidem z odbitym łbem
I ja
.
Teraz widzę, że Nostromo jest barokowy a miejscami i rokokowy jak katedra
Wiesz pewnie z czego to się wzięło? Ze snów, jak i inne klasyczne horrory (np. "Frankenstein" Shelley). Przyśniła się bowiem Scottowi, jak wieść głosi, sunąca przez kosmos katedra (miał z czego Dukaj czerpać
). Ba, w ogóle 3/4 klimatu "Obcego" wyśnił ponoć.
Trąci to owszem myszką, bo czasy się zmieniły i co było nowoczesne oraz intrygujące dziś jest jak dawne pomysły na powszechną komunikację balonami na ogrzane powietrze. Pomieszczenie komputera wyglądające jak kaplica św. Elektryka z miriadami mrugających bez sensu lampek na wszystkim łącznie z sufitem i kręconym tronem zaopatrzonym w klawiaturę wygląda śmiesznie .
Przy czym starzeje się to dokładnie w ten sam sposób co lampowe Kalkulatory z "Pirxa", bo tam technika podobnie wyglądała. Wnętrza Błękitnej Gwiazdy/Koriolana natychmiast się kojarzą (choć "Terminus" prawie dwie dekady wcześniejszy). Więc obok "Testu..." jest to najlepsza ilustracja do "Opowieści..." jaką mamy.
Odyseja Kosmiczna w kwestii wyglądu nowinek technicznych zdecydowanie lepiej zniosła upływ czasu (mimo, że chyba z 10 lat starsza). HAL się broni do dziś, ale Matka... o matko .
Mówiąc o tym nie sposób nie wspomnieć o sposobie obu tych dzieł kręcenia. I Kubrick, i Scott b. troszczyli się o detal, jednak w praktyce b. różnie to wyglądało. S.K. naściągał całe stado inżynierów (złośliwi mówili, że założył filię NASA -
linkowałem ongiś tekst o tym), a jednocześnie chciał, by wszystko nowością błyszczało (bo pionierski lot itd.). R.S. - twórca o znacznie niższej randze w owym czasie, więc i na budżety zdecydowanie mniejsze mogący liczyć - wymyślił sobie (równolegle do Lucasa z jego "Gwiezdnymi Wojnami"; choć niektórzy doszukują się korzeni tego podejścia jeszcze w porysowanym - ponoć, nie zauważyłem - stole z "Kosmosu: 1999" i Obcym wraku z pierwszego animowanego odcinka
"StarTreka")
used future, czyli rzeczywistość sprzętów futurystycznych, ale podniszczonych, bo używanych, z punktu widzenia bohaterów filmu - starych
*. Nie mogąc zaś fachowców - jak starszy kolega - zgromadzić kazał scenografom inspirować się wnętrzami wielkich ciężarówek,
trucków po ichniemu.
* Nawiasem: pisał o tym szerzej dla "Fenixa" - ewidentnie w Scotcie rozkochany - Krzysztof Sokołowski. I jeśli mnie pamięć nie myli te przepalone lampki - to było celowe.
chwilowy dowódca (czyli Ripley
Swoją drogą zastanawia mnie gdzie porucznika się dosłużyła? Na Patrole latała?
Czy robot wykonujący program łamie zakaz (na marginesie)?
Ciekawa sprawa dla Trybunału Kosmicznego (gdyby nie pewność, że przedstawiciele Firmy sędziemu w łapę dadzą i wszystko zostanie wyciszone
).