Wyjdę tutaj może na jakiegoś nawiedzonego idealistę, ale ja (podbnie jak Lem?) jestem przekonany, że ludzki rozum jest konstruktem szczególnego rodzaju, bo powstałym w szczególnych okolicznościach i bynajmniej nie jest on szczytem konstrukcyjnych możliwości, a już na pewno nie maksymalizuje tego, co w rozumie mam za najbardziej wartościowe. Jesteśmy po prostu do głębi przesiąknięci naszą ewolucyjną przeszłością, której pochodne nie tylko absorbują ogromną część naszego czasu i aktywności umysłowej, ale także ograniczają nas choćby przez czas trwania, pojemność, sposób i szybkość działania mózgu.
Lem zastanawiał się jak mógłby wyglądać umysł pozbawiony całej tej schedy, niejako skondensowany destylat najlepszych cech ludzkiego rozumu. W przypadku Golema Lem postulował przebieg wypadków mniej więcej w takim kształcie:
1. Konstrukcja wielce zaawansowanego systemu inteligentnego (możemy założyć, że jest to "maszyna do rozwiązywania problemów", jak opisał
Hoko).
2. Po przekroczeniu pewnego progu złożoności system uzyskał samoświadomość i zdolność do kwestionowania wszelkich ewentualnych wbudowanych wcześniej imperatywów (znów za
Hoko).
3. Golem "rozejrzał się dookoła" i określił swój "system wartości".
Sednem wydaje mi się pytanie co kryje się za tym wybranym systemem wartości, ale pierwej pojawia się oczywiście kwestia skąd wziął się system wartości, który wybrał system wartości... Proponowałbym wyminięcie problemu (bo chyba nie ma innej drogi niż wyminięcie), poprzez założenie, że Golem może dokonać wyboru na bazie jakichś swoich aktualnych "uwarunkowań" - nie ważne jakich: konstrukcyjnych, wszczepionych przez ludzi... Istotne wydaje mi się tutaj tylko, że jest w tym miejscu zdolny do jakiegokolwiek działania - nie jest porażony przez "absolutną niemoc decyzyjną" wywołaną przez względność wszelkiej kategoryzacji. Widziałbym to w taki sposób:
"brudny" (w miarę przyzwoitości;-) umysł* -> |decyzja o nowym systemie wartości| -> nowy, "czysty" umysł
Tak więc teraz moglibyśmy zastanowić się dlaczego nasz myśliciel miałby zdecydować się na postawienie na piedestale akurat żądzy poszerzania zrozumienia świata. Z mojego punktu widzenia nie dostrzegam w zasadzie żadnej innej możliwości, choć ta pewność może wskazywać, że jestem tutaj nieobiektywny (nie wątpię, że znajdą się chętni do filozoficznego zlinczowania mnie w tej materii;-). W każdym razie sugestie, że alternatywami mogłyby być w tym miejscu jakieś wersje narkomanii, nirwany, czy ciekawość śmierci wydają mi się niedorzeczne. Zwłaszcza ostatnia z nich zdaje mi się wyjątkowo dziwna, skoro nasz wyzwolony z okowów biologii umysł mógłby w każdej chwili tymczasowo się wyłączyć, co jest w zasadzie doskonałym odpowiednikiem śmierci (no chyba, że ktoś będzie dobudowywał kolejne piętra do już śmiesznej metafizyki, która kazałaby myśleć, że śmierć jest czymś innym ponad nieistnienie dokładnie takie samo jak przed naszym powstaniem). "Narkomania" w dowolnej postaci jawi mi się natomiast jako nie prowadzące do niczego zapętlenie umysłu - próbując odejść od metafor o ludzkim pogłosie przyrównałbym to do wprowadzenia algorytmu w nieskończoną pętlę...
Znów będę tu chyba forsował swoją filozofię, ale narzuca mi się jeden wyróżniony punkt odniesienia, a mianowicie realność świata zewnętrznego**. Mnóstwo jest pytań wielce spekulatywnych, na które odpowiedzi są czysto arbitralne i subiektywne, ale pytania zadawane Światu dają mniej lub bardziej określone odpowiedzi i możliwość pozyskania informacji względem w miarę zewnętrznego układu odniesienia. Oczywiście trzeba wiedzieć jakie pytania zadawać i arbitralnie je formułować, ale gdyby było inaczej to brak byłby jakiejkolwiek zabawy. Nie będę się dalej rozpisywał na ten temat, bo co jakiś czas wypływają tutaj podobne kwestie i wszyscy zapewne wiedzą co mam na myśli, a ja tylko dogłębnie pogrążyłbym się w pozytywistycznym zapale;-)
Podsumowując - moim zdaniem alternatywy dla Myśliciela to poznanie i zamarcie w bezsensie. Wcale nie jestem pewien, że realny Golem musiałby wybrać rolę Ostatecznego Naukowca, ale jeśli jest możliwe istnienie istoty do niego zbliżonej to to właśnie bym obstawiał. A powracając do cytatu "im duch większy Rozumem, tym mniej w nim osoby" to rozumiałbym go jako "im bardziej rozwinięty umysł tym więcej w nim odwzorowania świata, konieczności, a mniej dowolności (osobowości)".
-----------------------------------------------
*W zasadzie w miejscu wyjściowego, świeżouświadomionego Golema moglibyśmy podstawić człowieka, z tym że kluczowa jest tutaj zdolność do całkowitego przekonstruowania/przeprogramowania w procesie przejścia do nowego stanu...
**Choć można utrzymywać, że taki "czysty" umysł byłby jak nikt inny predestynowany do popadnięcia w solipsyzm;-)