Może jestem mało odporny ale jak widzę nazwisko Bartosiak to mnię rzuca. Choć jako czytelnik Lema powinienem powiedzieć, że mam drgawki kloniczne. Wydaje mi się doskonałą emanacją lemowego, że cokolwiek się wydarzy, inaczej się wydarzy. Oraz starej prawdy, żeby uważać na ludzi, którzy mają dobrą gadkę.
To ja w ostatnim czasie przeciwnie. Ale co rozumiesz przez "inaczej się wydarzy"? Bo jeśli masz na myśli jakieś wydarzenia szczegółowe, to mogę tylko odesłać do komentarzy bodaj Wolskiego na temat dyskusji o uzbrojeniu i skupianiu się na szczegółach typu, że ta maszyna to ma taką prędkość i tyle naboi, a tamta to tyle. No, nie o to idzie, to są szczegóły bez znaczenia. I to samo tyczy predykcji Bartosiaka i wszelkich innych celujących w nieco dalszą przyszłość. Ważny jest pewien ogólny kierunek - i bynajmniej takie przewidywania co do ogółu wcale nie są oczywiste. Co było w książkach Bartosiaka, w tej o Pacyfiku i w tej o Rzeczpospolitej? Ano było o zwróceniu się USA na Pacyfik, gdzie będzie główne pole przyszłej rozgrywki, o tym, że trzeba szykować się do wojny, bo Rosja pewnie wykorzysta okazję, i o tym - no niebywałe! - że Rosję w tej przyszłej wojnie można pokonać, mając Amerykanów tylko za plecami, bez ich bezpośredniego angażowania się. To było już dość dawno, przypomnij sobie reakcje na te tezy, gdy mówiono, najdelikatniej rzecz ujmując, że to wszystko niemożliwe, banialuki itp. A to właśnie się przecież dzieje. Zresztą to samo dotyczy książki Friedmana, o której bodaj coś tu żeśmy mówili, i nad tezami której też sam kiwałem z politowaniem głową. Ale historia toczy się z grubsza właśnie tym torem - torem, w który nikt nie chciał wierzyć. Inaczej nieco to się rozegrało, bo wojna jest na Ukrainie, a nie w państwach bałtyckich, ale to jest właśnie ten szczegół typu "ilośc naboi". Trafił się czarny łabędź w postaci Zełenskiego, takich rzeczy przewidzieć nie sposób - a gdyby się nie trafił i gdyby Rosjanie gładko zajęli Ukrainę, co właśnie postulował Friedman, to pewnie rychło mielibyśmy ciąg dalszy prawdopodobnie własnie w państwach bałtyckich. No i pięknie idzie z Chinami - też kiwałem z politowaniem głową na tezą, że Chiny się zawalą, pod koniec pandemii już byłem dużo mniej sceptyczny, no a teraz powiem: na dwoje babka wróżyła... To się dzieje. Właśnie to, a nie to, co głosili oponenci Bartosiaka czy Friedmana.
Jeśli mam jakieś zastrzeżenia, to do logiki, metody, na której bazuje Bartosiak, czyli tego geopolitycznego, geograficznego determinizmu, bo po mojemu oprócz determinizmu geografii jest jeszcze determinizm historii i ideologii, co skutkuje tym, że rozmaite geopolityczne prognozy mogą działać na zasadzie samospełniającej się przepowiedni, zwłaszcza gdy do władzy dojdą jakieś zakute ideologicznie łby. Ale to całkiem inna kwestia.