Nie wiem, co Koledzy czytają/oglądają, ale ja nie spotkałem się z sytuacją, pomijając pogadanki dla małych dzieci, gdzie za każdym razem definiuje się pojęcia opisane w każdej encyklopedii czy słowniku
(...)
ps
Bartosiak "pisany" dla wielu też jest ciężki, tak mi się przynajmniej zdaje. Może dlatego, że używa wielu terminów z tej geopolityki własnie, czy geostrategii, które w literaturze i dyskusjach na Zachodzie funkcjonują od dawna, a u nas są nowinką i do szerszego obiegu zostały wprowadzone własnie za sprawą książek Bartosiaka. Jest to po prostu dyscyplina, jedna z wielu, która ma swoje terminy, swoje sposoby itp.
Tu nie ma się z czego śmiać, to jest poważna sprawa. Kiedyś na uniwersytetach nauczano, że jeśli podejmuje się poważną dyskusję, pisze naukowy tekst, to najpierw trzeba podać stosowane definicje, aby słuchający, dyskutujący, czytający zrozumieli się. Aby to samo pojęcie, na przykład "geopolityka" rozumieli w ten sam sposób. Nie jest rozwiązaniem sięgniecie do encyklopedii, leksykonu, bo tam pod hasłem, jak w cytowanej powyżej Wikipedii, jest wiele różnych definicji pojęcia "geopolityka".
PS.
W minucie 09:13 cytowanego powyżej filmu "Jacek Bartosiak - premiera książki Wojna w kosmosie. Przewrót w geopolityce" Bartosiak mówi:
"Postanowiliśmy napisać taką książkę, która stanowić będzie matrycę do później poruszania się polityków przy tworzeniu polityk odpowiednich kosmicznych..."
Później słyszymy wszędzie o "drabinach eskalacyjnych", "łańcuchach dostaw" itp., ale bez pełnego, trafnego zrozumienia pojęć. Ludzie gadają Bartosiakiem nie rozumiejąc co naprawdę mówią.