Co do kazirodztwa - trudno powiedzieć jaka był stan wiedzy na 1970 rok, ale wydaje mi się, że informacje o np. zdegenerowanych rodach królewskich nie były żadnym novum?

W Europie mamy przykład Norwegów, którzy w swojej historii - przez ukształtowanie terenu, warunki klimatyczne i brak transportu - zaliczyli negatywne skutki krzyżowania krewniaczego. Chyba nawet w celu wyjaśnienia do czego może dojść wprowadzili kilka lat temu do szkół przedmiot "kazirodztwo" - nie wiem czy przetrwał do dzisiaj?
Media podniosły larum, ze Norwegowie będą uczyć kazirodztwa.
Levi - Strauss - możliwe, ale o ile pamiętam w książce Okołowskiego są wyliczeni filozofowie (za sprawą
lemologa) - do których Lem się odwoływał i powoływał - Levi chyba został spozycjonowany negatywnie? Nie mogę teraz sprawdzić - może wieczorem.
Jednak bez odrobiny Chelidonium majus obejdzie się najlepsza szeptucha.
Chyba:
nie obejdzie?
O tych sugestywnych kurzajkach chyba wspomina Szczepański (w sensie, że Lem mu o tym mówił) w którymś dzienniku - też teraz nie mogę sprawdzić - późniejpotem.Zgadzam się z
LA - opisane nie jest efektem placebo - opiera się nie na fałszywym leku, ale na fałszywej myśli, która pewnym krokiem prowadzi do leczniczego efektu.
Oczywiście, że nie można lekceważyć sił psychicznych w leczeniu - łatwo sprawdzić do jakich spustoszeń - nie tylko psychicznych - doprowadza depresja. Stąd odwrotnie - pozytywne nastawienie, wiara w terapię ma na pewno znaczenie - hormonki wspomagają leczenie.
Ale właśnie: leczenie.
Gdyby sama wiara uzdrawiała...no właśnie:)