dzi, ja też lubię
massive rzeczy i ceniąc "Star Treka" (zwłaszcza "The Next Generation" muszę przyznać, że pod względem rozmachu to może on się jednak schować przed "Cyberiadą".
(A sam odcinek to najprawdopodobniej
"The Survivors"; btw. polecam jako źródło wiedzy o "ST" wikę
Memory Alpha jestem jednym z adminów jej polskiej edycji
.)
Co zaś do wszechmocy, o której mówisz
Evangelosie, to
od wszechmocnych w "Star Treku" się roi, przy czym ich moc ma często (dla wygody scenarzystów) jakieś limity, nigdy jednak konkretnie nie słyszymy jakie (również dla tychże scenarzystów wygody).
I tu czas by wygłosić mój najpoważniejszy wobec "Star Treka" zarzut, a mianowicie podkreślić jego liczne niekonsekwencje (
które fani zresztą z lubościa wyszukują, mając przy tym sporo zabawy). Po prostu nikomu się nie chciało stworzyć spójnych, ścisłych zasad rządzących ekranowym światem, do których scenarzyści musieli by się dostosować
*. (Podobnie zresztą bywa w "ST" ze stosunkiem do praw fizyki - zarówno tej realnej, jak i wymyślonej - serialowej.)
Jest to męczące, zwłaszcza w porównaniu do hard SF, gdzie taki numer by nie przeszedł, dlatego niektórzy starają się wręcz oglądać odcinki oryginalnych (tych nakręconych przez Roddenberry'ego) serii jako osobne całości (+/- tak jak Clarke kazał traktować tomy swojej "Odysei..."), by nie rwać sobie włosów z głowy
** i tym spokojniej móc docenić takie perełki jak choćby
"The Doomsday Machine" ze scenariuszem (chwalonego nawet w "FiF")
Normana Spinrada.
* tu trzeba oddać sprawiedliwosć epigońskiemu serialowi "Enterprise" - jedną z jego nielicznych zalet była próba usunięcia tych niekonsekwencji (ale usuwając jedne wprowadzali drugie).
** gdyby jednak kto se chciał rwać:
ps. dziękuję bardzo
Terminusowi, ze dał mi szansę napisania tej wypowiedzi na nowo, gdyby istniała w poprzedniej wersji nudził bym się setnie, a tak..