Maciej Parowski palnął kiedyś:
"Wszystko, co ważne, wiem z popkultury", stanowczo nie odważyłbym się na podobne wyznanie, choćby już z tej banalnej przyczyny, że popkultura bardziej ślizga się po tematach, niż je zgłębia, ale wtrącając swoje trzy grosze do niniejszej dyskusji, podeprę się właśnie popkulturowymi cytatami...
Pamiętamy zapewne wszyscy zdanie Mistrza, o
zastąpieniu moralności - rachubą,
tzok przywołuje (słusznie) teorię gier (rachubę, jak najbardziej)...
NEX oburzałeś się na Passenta, za figurowanie na tej czy owej liście, ale mam pytanie, czy pamiętasz Lannisterów z "Gry o tron", o której wspominałeś? Owszem, interpretuje się tych L. jako literackie przetworzenie Lancasterów z epoki wojny dwóch róż (Starkowie są, w sposób równie oczywisty, przetworzonymi Yorkami), a także jako martinowy odpowiednik Harkonnenów (są dyżurnymi szwarccharakterami), ale - bodajże Dukaj w swej recenzji zwrócił na to pierwszy uwagę - warto odnotować, że choć jeden w drugiego czynią wrażenie psychopatów kalkulatywnych, typowe też dla tej rodzinki są malownicze zbrodnie i kazirodztwo, jak co do czego, co mądrzejsi z nich okazują się często politykami rozsądnymi, wręcz państwowotwórczymi (w praktyce nie raz rządzącymi lepiej od, kierujących się sztywnym etosem honorowym, Starków), bo patrzą dość dalekosiężnie, by wiedzieć, że im się to kalkuluje.
Bajka? Zapewne... Tym niemniej znamy z historii Talleyrandów, Metternichów, więc byłbym ostrożny w ocenianiu przydatności polityka dla społeczeństwa, przez pryzmat jego prywatnej moralności...
Przykład drugi to opowiastka ze
"StarTreka", odcinek
"Sins of the Father" (
ola zna, bo dała mi się przekonać - drogą PMową - do obejrzenia paru "Treków"
). SF to nie jest, raczej - osadzona na umownym tle - historyjka społeczna ubrana w zewnętrzne formy szekspirowskiego patosu (co ma sens o tyle, że według fabuły "ST", dzieła Shakespeare'a zostały, nieznanym sposobem, zawłóczone na Ziemię z planety Klingonów i przetłumaczone na ziemski, wróć... angielski
*) traktująca o tym, jak to Worf (ten
pan w kontuszu, który zeźlił
maźka, w w/w odcinku zresztą faktycznie w czymś kontuszopodobnym paradujący) odkrywa, że jego ojciec został niesłusznie ogłoszony pośmiertnie zdrajcą, podczas gdy prawdziwy winowajca żyje i ma się dobrze, rosnąc w polityczną siłę i opływając w dostatki. Worf - korzystając ze wsparcia łysego kapitana Picarda - staje na (pokrytej dziwacznymi gumowymi naroślami
) głowie, by oczyścić dobre imię rodziciela. Nie ugina się przed próbami przekupstwa, ani zastraszenia, nawet zamachy
nieznanych sprawców nie robią na nim wrażenia. Do czasu jednak... Do czasu, aż zostanie brutalnie uświadomiony, że ujawnienie prawdy najprawdopodobniej doprowadzi do krwawej wojny domowej. Na takie
dictum kontuszowy Worf, godzi się przemilczeć co odkrył, ba... przyjmuje na siebie, dziedziczoną zgodnie z barbarzyńskimi klingońskimi prawami, hańbę i wyrok banicji (która sama w sobie nie będzie zbyt dotkliwa, wróci na luksusowy pokład Enterprise'a), zmusza brata by się go publicznie wyrzekł (tylko dzięki temu brat uniknie tych samych kar), poświęcając prawdę - i swój honor -
pro publico bono.
Przykład fikcyjny, ale sądzę, że taka forma patriotyzmu też jest godna odnotowania...
* dla rozluźnienia atmosfery - monolog Hamleta w oryginale
: