Autor Wątek: Właśnie nie przeczytałem..  (Przeczytany 91892 razy)

draco_volantus

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 1604
  • quid?
    • Zobacz profil
Re: Właśnie nie przeczytałem..
« Odpowiedź #60 dnia: Stycznia 21, 2011, 07:30:29 pm »
I want my coffee hot and best social media I was a part of brought back in my lifetime.

draco_volantus

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 1604
  • quid?
    • Zobacz profil
Re: Właśnie nie przeczytałem..
« Odpowiedź #61 dnia: Stycznia 21, 2011, 07:52:28 pm »
Ale w sumie mam ochotę zrobić dwie rzeczy.

1. Dać Wam do poczytania książkę w której jest prawda, albo linka w której jest jej egzegeza, powiedzmy że jest przystęniejsza.

2. Wytłumaczyć, że udział w internetowych dyskusjach jest jak paraolimpiada – nawet jeżeli wygrasz, nadal jesteś opóźniony w rozwoju.

Dla mnie osobicie zwycięża ten z interlokutorów który wykazał mniej waleczności w mało gustownym pieniactwie (czy jak ktoś woli - uzasadnianiu/wyjaśnianiu swojego punktu widzenia), aby dojść PRAWDY wystarczy cofnąć się do odpowiedniego miejsca w dyskusji (rzadko mi się chce) i stwierdzić gdzie ockhamowi otworzyłby się w kieszeni skalpel. Powyższą dyskusję, niezaprzeczalnie i bez odwołań od wyroku wygrał Cetarian, a przegrał Maziek, gratuluję pierwszemu światopoglądu, a drugiemu radzę przyhamować i nauczyć się słów 'faktycznie. masz rację', bo to co uprawia nie jest dobre do podchwytywania przez dzieci które przecież mogą w każdej chwili wejść na to forum i zacząć nas czytać, dodam jeszcze że najprawdopodobniej byłby one zachwycone książkami Lema.

Mam nadzieję, że kolejny post będzie w temacie.
I want my coffee hot and best social media I was a part of brought back in my lifetime.

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13709
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Re: Właśnie nie przeczytałem..
« Odpowiedź #62 dnia: Stycznia 30, 2011, 11:14:45 pm »
Ty Draco z tej samej sekty (PRAWDA? EGZEGEZA?), czy o co chodzi? Rozumiem, że ex cathedra ale może jednak jakieś argumenty? Spór toczy się o to, czy efekty pracy naukowca są (ujemnie) zależne od tego, czy on jest wierzący, a nawet od tego, że odmawia odpowiedzi na to pytanie - czy też nie są, bo są wartością samą w sobie. To jest sens tego sporu, w którym najwyraźniej reprezentujemy z Cetarianem odmienne i najwidoczniej niemożliwe do uzgodnienia stanowiska. Przy tym ja zastrzegłem, że chodzi mi o to co powyżej a nie np. że Kołakowski złamał Cetarianowi serce bo okazał się prywatnie nie takim człowiekiem, jakim on sadził że był. Jeśliby Cetarian wyraźnie napisał, że chodzi mu o sprawy pozanaukowe to dla mnie kwestii nie ma, bo te inne rzeczy mnie nie interesują. A jeśli o naukowe to jak wyżej.

Nie mogę przyznać racji, bo nie rozumiem, o co chodzi.
Poza tym chciałem zwrócić Twoją uwagę na istotny szczegół - w paraolimpiadzie w ogóle nie mogą startować (cokolwiek miałoby to znaczyć) opóźnieni w rozwoju.
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Re: Właśnie nie przeczytałem..
« Odpowiedź #63 dnia: Stycznia 31, 2011, 12:06:42 am »
Cytuj
Powyższą dyskusję, niezaprzeczalnie i bez odwołań od wyroku wygrał Cetarian, a przegrał Maziek, gratuluję pierwszemu światopoglądu, a drugiemu radzę przyhamować i nauczyć się słów 'faktycznie. masz rację', bo to co uprawia nie jest dobre do podchwytywania przez dzieci które przecież mogą w każdej chwili wejść na to forum i zacząć nas czytać, dodam jeszcze że najprawdopodobniej byłby one zachwycone książkami Lema.

Już umie. :)
http://forum.lem.pl/index.php?PHPSESSID=c6fbf27b62f642f3a13b15dad1363d7d&topic=766.msg37742
4 list od góry.
Nie taki opóźniony nasz globcio. ;)
« Ostatnia zmiana: Stycznia 31, 2011, 12:08:40 am wysłana przez liv »
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana

draco_volantus

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 1604
  • quid?
    • Zobacz profil
Re: Właśnie nie przeczytałem..
« Odpowiedź #64 dnia: Stycznia 31, 2011, 11:38:02 am »
Jakbym znał ten link liv to bym się tak nie zagalopował, trochę mi wstyd teraz ;P

Z Kołakowskim jest trochę jak z Bułhakowem tylko dużo gorzej. Jak najzwięźlej: ten drugi pisze w Czarnym Magu (czyli podstawce Mistrza i Małgorzaty) na bilecikach rzucanych przez Wolanda (od którego mam nick notabene), że 'religia to trucizna. nie karmcie nią dzieci', żeby potem zmienić zdanie na niewypowiadanie się w tej kwestii. Znakeim czego w finałowej wersji rozrzucane przez diabła fałszywe pieniądze. Otóż. Z Kołakowskim jest trochę jak z Lemem który na starość przekonany po trosze przez żonę nie odrzucał możliwości istnienia przeznaczenia, ten sam człowiek który napisał filozofię przypadku, jest autorem najmądrzejszych cytatów związanych z losem ludzkim i probablistyką, który tylko i wyłącznie w celu fabularyzacji dopisał w GOLEMIE wątek samowybuchających bomb, przed którymi supermózg oganiał się jak przed muchami nagle zaczął uważać, że przez przeznaczenie został z uszkiem od barszczu w ręce zamiast odłamkiem ściany w głowie. Z uregilijnianiem dzieci jest trochę jak z adopcją dzieci przez związki homoseksualne. Generalizowanie komu co jest potrzebne to jak walka krowy z biedronkami o trawę. Ludzie popularni mają pewien kredyt zaufania, jeżeli nie autorytet, którego nie powinni zużywać na pierdolenie bzdur.

tyle tytułem wstępu.

w kwestii naukowego podejścia w zakresie wszelkich filozoficznych myśli,
nie tylko marksizmu, prawda objawiona została już wyłożona w temacie:

http://www.digart.pl/zoom/184644/Pan_Jacek.html

pozostaje zwracać uwagę na to czy nie miało się słuszniejszych poglądów kiedy miało się mniej zdegradowany mózg, bzzzzt x_X
« Ostatnia zmiana: Stycznia 31, 2011, 11:43:11 am wysłana przez draco_volantus »
I want my coffee hot and best social media I was a part of brought back in my lifetime.

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16738
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Re: Właśnie nie przeczytałem..
« Odpowiedź #65 dnia: Sierpnia 02, 2011, 03:07:04 am »
A ja Sienkiewiczowi nie dałem rady... "Krzyżaków" chciałem sobie powtórzyć, ale ze złością w kąt rzuciłem. I nie poszło ani o styl (co to ponoć trudny, bo archaizowany), ani o schemat fabuły (co to godny jakiego MacLeana), ani o stronniczość (Krzyżak w Krzyżaka to sami degeneraci praktycznie).

Nie podołałem czemu innemu. Prawdzie historycznej. Maćko i Zbyszko (bohaterowie pozytywni wszak) dyskutujący z kim to warto się tłuc, by go łatwo pokonać i łup duży wziąć z chłodnym profesjonalizmem zawodowych zabójców. W/w Zbyszko modlący się do p. Bozi o wojnę (rzeź, rąbankę) by mieć okazję ślubów złożonych ukochanej dotrzymać. Idiotyczne powody - a może preteksty - dla których wybuchały pojedynki (jeden drugiemu przygadał i od razu dawaj za miecze). To wszystko nie jest na nerwy współczesnego człowieka.

Choć i morał stąd płynie: ku lepszemu jednak zmierza, acz krętą drogą. Postęp ma miejsce.

(Znaczy, miałem już pisać "może i cukier nadal krzepi, ale Sienkiewicz już nie", ale nie mogę bo jednak mi - paradoksalnie dość - pokrzepił ;).)
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 7023
    • Zobacz profil
Re: Właśnie nie przeczytałem..
« Odpowiedź #66 dnia: Sierpnia 02, 2011, 12:41:39 pm »
A ja Sienkiewiczowi nie dałem rady... "Krzyżaków" chciałem sobie powtórzyć, ale ze złością w kąt rzuciłem. I nie poszło ani o styl (co to ponoć trudny, bo archaizowany), ani o schemat fabuły (co to godny jakiego MacLeana), ani o stronniczość (Krzyżak w Krzyżaka to sami degeneraci praktycznie).

O Sienkiewiczu świetnie pisał Gombrowicz w swoich Dziennikach - trudno się nie zgodzić:

„Potężny geniusz! – i nigdy chyba nie było tak pierwszorzędnego pisarza drugorzędnego. To Homer drugiej kategorii, to Dumas Ojciec pierwszej klasy. Trudno też w dziejach literatury o przykład podobnego oczarowania narodu, bardziej magicznego wpływu na wyobraźnię mas. Sienkiewicz, ten magik, ten uwodziciel, wsadził nam w głowy Kmicica wraz z Wołodyjowskim oraz panem Hetmanem Wielkim i zakorkował je. Odtąd nic innego Polakowi nie mogło naprawdę się podobać, nic antysienkiewiczowskiego, nic asienkiewiczowskiego. To zaszpuntowanie naszej wyobraźni sprawiło, że wiek nasz przeżywaliśmy jak na innej planecie i niewiele z myśli współczesnej przenikało w nas”.
Kilka fragmentów tutaj:
http://free4web.pl/3/2,62862,111573,2994349,0,Thread.html#2994349
Całość dołączona do niektórych wydań Dzienników lub wydana w książce Gombrowicz O literaturze polskiej :
http://www.wydawnictwoliterackie.pl/ksiazka.php?ID=1605&PHPSESSID=23ab05d33b9ce70d13f3205902a3e1d2
Warto:)

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16738
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Re: Właśnie nie przeczytałem..
« Odpowiedź #67 dnia: Sierpnia 02, 2011, 01:07:04 pm »
A'propos Dumasa Ojca, to u niego dokładnie ten sam amoralizm feudalny prześwieca, acz w bardziej salonowej formie,  choć trzeba mi było dopiero psychologa radzieckiego ;D Konstantego Płatonowa i jego uwagi rzuconej od niechcenia w "Zajmującej psychologii", bym sobie - jako nastolatek, którym wówczas byłem - uświadomił, że pojedynki muszkieterów z gwardzistami to jest właściwie bezmyślno-okrutne marnowanie ludzkiego życia, że d'Artagnan nadział de Wardesa na swój stalowy szpikulec właściwie bez zdania racji etc.

W sumie jak kto z sentymentem wspomina stare-dobre czasy, wystarczy mu - na odtrutkę - polecić lekturę historycznych powieści. Byle uważną.
« Ostatnia zmiana: Sierpnia 02, 2011, 01:11:32 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13709
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Re: Właśnie nie przeczytałem..
« Odpowiedź #68 dnia: Sierpnia 02, 2011, 01:20:55 pm »
że d'Artagnan nadział de Wardesa na swój stalowy szpikulec właściwie bez zdania racji
Ekhm, hmm, cóż Ty za świństwa czytasz matko jedyna?!
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16738
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Re: Właśnie nie przeczytałem..
« Odpowiedź #69 dnia: Sierpnia 02, 2011, 01:43:56 pm »
Najgorszy, acz nie ścigany rodzaj porno. Pornografię przemocy.
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16738
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Re: Właśnie nie przeczytałem..
« Odpowiedź #70 dnia: Lutego 25, 2012, 04:33:32 pm »
Istnieje książka, która pechowo mi się przypomina, gdy myślę o Strugackich, bo i wszechświat trochę strugacki (obce planety ziemiopodobne, ale Obcy dość obcy), i autor na S. się nazywa, i symultanicznie z "Żukiem..." to po raz pierwszy czytałem.

Powieść nosi tytuł "Człowiek w labiryncie". Robert "przereklamowany" Silverberg, ją napisał, a jej fabuła - z grubsza - leci tak: na obcej planecie (tak obcej, że tamtejsze zwierzęta można żryć ze smakiem ;D) starożytne miasto-labirynt jest, nikt nie wie po co. Kto tam wlizie - zginie, poza jednym. Ten jeden to ciekawsza historia. Gieroj kosmosa czysty, jak z Lema wyjęty, który wlazł tam się ukryć. Un się ukrył, bo jak wizytował jedne Obce, co wyglądali na homo rusticus wwioskożyjącus, to te rusticusy mu zrobiły operację na mózgu nieznanym sposobem (autora chyba też dopadły), w efekcie czego telepata się zeń zrobił, ale specyficzny, bo całą swoja świadomo-podświadomą treść emituje, czego nikt znieść nie może, bo w człeku taka ohyda. Skoro w szlachetnym taka, to jaka w mniej szlachetnym dopiróż? Ludzkość go tedy odrzuciła, acz ze współczuciem półfałszywym, to pół nie chcąc być ciężarem, pół obrażon na hipokrytów się zaszył tamój, a tera go wydobyć trza, bo Misję wykonać musi. Tedy poń ruszają - przyjaciel z młodości i syn przyjaciela (innego przyjaciela). Przyjaciel jest polityk i kanalia, ale kanalia samoświadoma i chyba nawet in plus dająca efekty dla społeczeństwa, jako polityk. Syn znów to prostaczek czysty, dwudziestotrzyletni, co ledwo nosa za Ziemię wyściubił, syn poległego gieroja innego (genialnego wynalazcy przy tem). Polityk młodym świadomie manipuluje, bo liczy, że ten wzbudzi litość labiryntowego, a o los ludzkości chodzi. (Mają oni i resztę załogi, załoga w labirynt lezie kolejno, a tam ginie, ów szlachetny szlachetny jest, ale patrzy obojętnie, czasem nawet im zginąć pomaga.) Wreszcie młody dociera do człeka wlabiryntnego. Dociera dosłownie i w przenośni; i to je 3/4 książki.
(Wydobywanie trwa długo, a finał dopisany jakby autorowi przestali płacić od wiersza, a domagali sie oddania dzieua w terminie.)
Skomasowany finał mówi o tym, po co go wydobywali. Otóż młody po tytułowego wlazł, bo ludzkość się zderzyła z arcypotężnemy Obcemi i tylko tytułowy im poradzi, w kontaktowem sensie. Obce te nawet oryginalnie wydumane są: takie jakby wieloryby, co umieją sposobem niepojętym, jakby telepatycznym, radiowym ponoć, zwierzęta niewolić, by na nich robiły. Ludzi też tak - odkąd spotkali - niewolą, bo biorą ludzką technologię za odpowiednik mrowisk, a. gniazd ptasich, a ludzi za bydło, ew. do pracy czasem przydatne. (Mimo ewidentnych bzdur byłoby to może niezłe, gdyby nie to, że jest to streszczone na szybko, po łebkach, obejętościowo jak ja to streściłem prawie.) Obcy nie są nam zresztą pokazani.
I tera kontakt z niemi polega po prostu na tem, że się jedemu z prominentnych wielorybów pod nos podstawi tytułowego, by odczuwszy ludzkie emocje uznał w ludziach braci w rozumie. Co się udaje... Ot, cała kontaktologia jednym mykiem załatwiona. "Jakie to jest piękne, jakie to wszystko jest piękne..."
Sam finał zaś taki, że tytułowy wraca od Obcaka, wyleczony przezeń z tego emitowania, a wypalony psychicznie. Wraca w glorii herosa, ale obrażon na ludzkość, że go tylko dla ratunku swego użyła (i za całokształt) do labiryntu znów myk.
Kurr...tyna.

Czytałem to kiedysik całe. Na etapie jak się połapałem, do czego bohater służy i jak się tam Kontakt załatwia, książką przez pokój jak długi ciepłem, ale podniosłem i doczytałem. (Potem jeszcze mnie tegoż autora "W dół, do Ziemi" tak wkurzyło, co opisane w innym topicu. Bo on zaczyna ładnie, psychologizująco, opisiki ładne, acz analfabetyzm naukowy dobrowolny - to mięso pozaziemskie :D, a kończy zawsze jakąś - za przeproszeniem - pierdołą. Rozkręca się i rozkręca i zostaje zegarek rozkręcony...)
Czytałem recenzje. Pisano, że ten "Człowiek..." to rzecz genialna, zastawiano z Lemem, Strugackimi, "Odyseją...". "Wielkie Dzieuo o Kontakcie", "potret psychologiczny herosa kosmosa lepszy niż u Lema nawet", tak pisali, a rozczarowanie było straszne (fakt, że powieść owa stanowi - nieudolne - przepisanie sofoklesowego "Filokteta" na język SF, co niby ma tłumaczyć finału skrótowość, zalety dla mnie szczególnej nie stanowi, skoro "Filoktet" ów istnieje). Gdybym czytał, że średnizna może bym nawet i co pochwalił, bo utwór całkiem przyzwoicie napisany (tzn. pomijając, że heros stalowy patrzy z lubościa jak idące doń giną i telepatię samą, wiekszość ma sens; a i literacko niezgorsze). Przez owo rozczarowanie, do dziś mnie wkurza ten Silverberg, jak o nim pomyślę.
Taki np. "Przenicowany świat" b. mało mnie - po prawdzie - rusza, ale tak nie wkurza. A ten "... w labiryncie"... Pierwszy raz zwątpiłem w SF po jego lekturze, bo pierwszy raz czytałem SF tak głupią. Męczyła mnie czasem nienaukowość Dicka czy brak psychologii u Clarke'a, styl Lema młodemu łbu ciążył, ale ten Silverberg... Naprawdę furię poczułem, że toto mi zachwalano jako równe dziełom tamtych. Gdybym nie rzucił, to bym na pół rozdarł, pamiętam że tak wkurzony byłem (co tym bardziej nietypowe, że do książek mam stosunek czołobitny). Na zmianę z  tym czytałem - jak wspominałem -  "Żuka w mrowisku" i mimo zbytniego oswojenia, uhumanoidzenia, Kosmosu mocno mnie uradował (a wyliczanka o ptakach-zwierzakach nadal u mnie ciarki i smutek niedookreślony wywołuje jako jakiś uniwersalny symbol zła intencjonalnego i bez-), a toto miałem ochotę podrzeć. (Potem zresztą, by stwierdzić czy nie jest to aby silverbergowy wypadek przy pracy sięgnąłem jeszcze po "Ciernie". To jest dopiero chała.)

Wracam do tego "Człowieka..." co jakiś czas, na zasadzie "jak tak chwalą, pewno jest za co, a ja ślepy"... Próbowałem wczoraj znów, i znów nic... Po paru stronach poległem.

ps. aż jestem ciekaw czy kto z Was tego nie czytał, bo może w istocie się nie znam? ::)

Edit: o! widzę, że A-cisowi też się nie podobało:
http://www.biblionetka.pl/art.aspx?id=8102
« Ostatnia zmiana: Lutego 25, 2012, 10:57:59 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16738
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Re: Właśnie nie przeczytałem..
« Odpowiedź #71 dnia: Lipca 12, 2012, 02:00:30 pm »
Właśnie przerwałem w +/- połowie i chyba nie dokończę "Triplanetary" E.E. "Doca" Smitha, ojca space fiction, space opery i paru takich.

W sumie sam sobie winien, bo gdyby nie dopisał przydługiej i niewiele wnoszącej fabularnie części pierwszej, chcąc koniecznie wpasować swoją wczesną powieść do cyklu o Lensmanach, to pewno by mi cierpliwości na całość jakoś starczyło.
Ta część pierwsza to głównie obrazki z koszmarnych - ponoć za sprawą Obcej machinacji - dziejów ludzkości, znaczy wojny i okrucieństwa. Są tam ciekawostki widać, że autor np. "Quo vadis" czytał, opis koszmaru Iwś - mimo toporności stylu - poraża w sposób pokrewny stendhalowskiemu opisowi Waterloo, stanowiąc bodaj najmocniejszy literacko - acz idealnie zbędny fabularnie fragment całości, ale ogólnie jest to b. monotonne - biją się i biją, a w walkach uczestniczą przodkowie pewnej istotnej dla dalszych części cyklu familii.
Część druga jest już bardziej koherentna. Otrzymujemy (w powieści z lat '30!) prekursorski wobec Clarke'a, Lema etc.  realistyczny na swój sposób obraz skolonizowanego Układu Slonecznego, w którym jednak ów realizm tła zostaje rychło przytłumiony kretyńsko-awanturniczą fabułą pełną dzielnych kosmonautów i szpiegów, kosmicznych piratów, milionerskich córek, pre-bondowskich demonów zła, wpadających w środek wewnątrzukładowej rozpierduchy Obcych w nadświetlnym - opalanym żelazem! - korabiu etc. W swoim kontekscie historycznym było to zapewne wybitne pod niektórymi względami (acz nie umywające się do Stapledona czy Żuławskiego), należy też brać poprawkę dla kogo Smith pisał i kto mu za to płacił (redakcje groszowych pisemek znaczy), ale dziś się tego czytać nie da. Nie tylko z tej przyczyny, że owo spiętrzenie opisanych drewnianym stylem kosmicznych awantur jest tak piekielnie nudne, ale i dlatego, że Smith mimo, że dobrze widzi okrucieństwo wojen, bezwstydnie sławi prawo silniejszego - godny Kontaktu (czy to zdaniem ludzkich czy innosystemowych bohaterów) jest tylko ten Obcy, który da nam radę w boju, a i ludzkość między sobą po staremu krzywdę sobie robi. Niesmaczna jest taka gloryfikacja, acz - by oddać autorowi sprawiedliwość - zastanawiam się (po lekturze "Fiaska" choćby) czy nie ma w tym co wypisuje jakiejś niechcianej prawdy o świecie...

Że jednak zawsze wolę skupić się na plusach niż minusach, zatem - choć nie doczytałem i doczytać nie planuję - wolę pamiętać Smithowi takie oto fragmenty, w których już jakby Lem pobrzmiewa:

"Jeden z najnowszych i najlepszych okrętów patrolowych Unii Trójplanetarnej, ciężki krążownik „Chicago” z Północnoamerykańskiej Eskadry Floty Telluryjskiej, monotonnie przemieszczał się przez międzyplanetarną pustkę. Od pięciu tygodni patrolował przydzielony mu obszar kosmosu. W przyszłym tygodniu miał zameldować się w mieście, którego nazwę nosił na burcie, aby zmęczona kosmosem załoga, zmęczona długą „wycieczką” w cudownie surowych głębinach bezgranicznej pustki, mogła wykorzystać swój dwutygodniowy planetarny urlop wypoczynkowy.
Okręt wykonywał rutynowe prace – katalogowanie meteorytów, wraków i innych przeszkód nawigacyjnych, ciągła obserwacja statków rozkładowych i tym podobne – ale przede wszystkim był to okręt wojenny, potężna maszyna zniszczenia polująca na nielegalne pojazdy różnych sił czy planet będących nie tylko w opozycji do Unii Trójplanetarnej, ale również ewidentnie próbujących ją zniszczyć; starających się wepchnąć Trzy Planety z powrotem w przerażającą epokę rozlewu krwi i zniszczenia, z której się tak niedawno wydobyły. Każdy statek w zasięgu detektorów był reprezentowany przez dwa jasne, wolno poruszające się punkty świetlne. Pierwszy na dużym ekranie mikrometrycznym, a drugi w „tanku”, ogromnym, trójwymiarowym, precyzyjnie odtworzonym modelu całego układu słonecznego.
Na tablicy kontrolnej zapaliło się intensywnie jasne czerwone światło i z furią rozdzwonił się dzwonek, sygnalizując alarm dla sektora. Jednocześnie głośniki nadały wiadomość wysłaną przez statek w niebezpieczeństwie."


"Samolot był ogromnym latającym skrzydłem. Zwykły lot towarowy. Pusty – pasażerów, nawet załogi, nigdy nie poddawano brutalnym przyspieszeniom stosowanym w pojazdach bezzałogowych. Phryges spojrzał na panel. Małe silniczki przewijały taśmy urządzeń kontrolnych. Wszystkie wskaźniki świeciły na zielono. Założył wodoodporny kombinezon, wślizgnął się przez rozciągliwy przełaz do zbiornika przeciwprzyspieszeniowego i czekał.
Krótko zawyła syrena. Czarna noc rozświetliła się oślepiającą bielą, gdy ujarzmiona energia atomu wydostała się z dysz samolotu. Przez pięć, sześć sekund twarda i ostra krawędź natarcia berylowego skrzydła w kształcie litery V wycinała sobie drogę w rzednącym powietrzu.
Pojazd chwilami wydawał się stać nieruchomo, a w chwilę później wibrował brutalnie. Trząsł się, jakby miał zamiar rozlecieć się na kawałki. W zbiorniku przeciwprzyspieszeniowym tego się nie czuło. Wcześniej, słabsze pojazdy rozlatywały się przy prędkości dźwięku, po zderzeniu z twardym jak ściana oporem atmosferycznym, ale ten był zbudowany solidnie i wyposażony tak, by wytrzymać to bez szkody.
Piekielne wibracje ucichły. Fantastyczna gwałtowność napędu wyrażała się wyłącznie w parciu do przodu. Phryges wiedział, że samolot wyrównał po osiągnięciu prędkości przelotowej dwa tysiące mil na godzinę. Wyszedł ze zbiornika, starając się nie nachlapać na wypolerowaną stalową podłogę. Zdjął kombinezon i wrzucił go z powrotem do zbiornika. Wytarł i wypolerował podłogę ręcznikami, które także wrzucił do zbiornika.
Włożył miękkie rękawiczki i wyrzucił na zewnątrz zbiornik przeciwprzyspieszeniowy, a potem również urządzenie, które mu to umożliwiło. Cały złom spadnie do oceanu, zatonie i nikt go nigdy nie znajdzie. Obejrzał dokładnie ładownię oraz właz, czy nie ma rys, zadrapań i innych śladów."


Niż takie:

"— Wyłączcie wszystkie pola w skafandrach, żeby nie było interferencji — szepnął Costigan w całkowitej ciemności. — Nie dlatego, że nie chciałbym zabić kilku z nich, ale dlatego, że jeśli rozpoczną regularne poszukiwania, mamy przechlapane."

"— A Nevianie boją się ich i chcą ich pozabijać, tak szybko jak się da — podsumowała Clio.
— To byłoby oczywiście rzeczą logiczną — dodał Bradley"


(Przeklad jednego z "moich" Forumowiczów, bawiącego się tłumaczeniem dostępnych czy to na zasadzie licencji creative commons, czy też z racji wygaśnięcia praw autorskich, tekstów SF.)

Ciekawe jest zresztą, że amerykańska SF lat '30 mimo swojego generalnie dennego poziomu literackiego (zwł. jawnie szmirowatych fabuł) stała zaskakujaco wysoko pod względem dbałości o naukowe prawdopodobieństwo, to inny przykład - H. Kuttner (parodiujący zresztą poetykę Smitha) pisał (w roku '38!) np. tak:

"Mare Imbrium jest najbardziej niegościnnym miejscem na Księżycu; to ponure, mroźne piekło, pełne fantastycznych, poszarpanych skał i wulkanicznego popiołu.
Monotonię krajobrazu urozmaicają jedynie najróżniejszych rozmiarów kratery, złowieszcze pamiątki po mknących przez pustkę niczym karabinowe kule meteorach, śmiertelnym, bezustannie obecnym zagrożeniu dla zuchwałych Ziemian, którzy zawędrowali aż tutaj. Mimo to na tym księżycowym pustkowiu dwie postacie w pękatych skafandrach biegły rozpaczliwie w kierunku wysokiego, skalnego obramowania.
Choć nic ich nie goniło, spojrzenia, jakie rzucały za siebie były pełne przerażenia. Jedna z nich była dziewczyną o ciemnych włosach, wypełniających wzburzoną chmurą wnętrze przezroczystego hełmu, druga zaś mężczyzną o pozbawionej jakiegokolwiek wyrazu twarzy, którego ruchy dziwnie nie pasowały do zachowania dziewczyny.
Jednak gdy potknęła się i upadła, zatrzymał się, żeby pomóc jej się podnieść."


"Księżycowe Hollywood" (polecam zresztą, dla iście pre-lemowskiej groteski)

"Ze zmarszczonymi brwiami Quade ruszył w kierunku przezroczystego dziobu, statku. Dotarłszy tam stanął bez słowa, przypatrując się przemykającej w dole szarej powierzchni Marę Imbrium. Prędkość coraz bardziej wzrastała i wkrótce po północy pojawiły się Apeniny, przesłaniając część rozgwieżdżonego nieba, ale po kilku chwilach to potężne pasmo górskie zniknęło w oddali. Wciąż nabierając szybkości przelecieli nad Herodotem, podczas gdy Ziemia opadała coraz niżej i niżej, by wreszcie całkowicie skryć się za horyzontem.
Księżyc ma kształt ogromnego jaja; jego szersza część jest na stale zwrócona w kierunku Ziemi, natomiast w węższej znajduje się ogromnych rozmiarów krater, pozostałość po czasach wulkanicznej aktywności, kiedy to pękający, magmowy bąbel pozostawił po sobie pustą przestrzeń dorównującą wielkością asteroidowi Westa. W tej wielkiej niecce jest atmosfera, życie, obszerne budowle i studia, jednym słowem - Księżycowe Hollywood.
W chwili, gdy statek przemknął nad Wielkim Pierścieniem i Quade zobaczył pod sobą stolicę przemysłu filmowego, jego ciałem wstrząsnął niekontrolowany dreszcz. Wciąż nie mógł się przyzwyczaić do widoku tego niesamowitego miasta, wzniesionego na jałowym i niegościnnym globie.
Jednocześnie, ponieważ film stanowił dla niego najważniejszy element życia, czuł się nieco dziwnie wobec perspektywy bankructwa i zniknięcia z filmowej metropolii. W Księżycowym Hollywood nie ma miejsca dla słabeuszy; żeby tu istnieć, należy umieć odpowiednio korzystać z siły, zdolności i przekupstwa. ale w żadnym wypadku nie można wykazać się niekompetencją. Pełne nieliczonych tarasów, wież i szerokich ulic miasto było najzdrowsze w całym Układzie Słonecznym, a to dzięki swojej sztucznej, automatycznie oczyszczanej i wolnej od wszelkich zarazków atmosferze, utrzymywanej poprzez działanie elektromagnetycznego pola siłowego, wytwarzanego przez ukryte w znajdujących się pod powierzchnią gruntu jaskiniach maszyny.
Warstwa powietrza chroni Księżycowe Hollywood przed palącymi promieniami Słońca i straszliwym chłodem Kosmosu; w tym drugim zadaniu pomagają jej wielkie, promieniujące ciepłem płyty grzejne. Każda dziewczyna marzy o tym, żeby kiedyś wybrać się na przejażdżkę Księżycowym Bulwarem i pójść na tańce do Srebrnego Skafandra, ale zrealizować to marzenie może co najwyżej jedna na sto tysięcy."


ibidem

Interesujaco tak poczytać utwory z czasów gdy Uklad Słoneczny wydawał się na wyciągnięcie ręki, bo z jednej strony wiedza o rakietach ładnie się rozwijała, z drugiej zaś kwitły złudzenia na temat tego jak ziemiopodobne, zamieszkałe i - co za tym idzie - łatwokolonizowalne są jego pozostałe planety. Co znów dobrze ilustruje kolejny - tym razem ociekający obcologiczną tandetą - cytat ze Smitha:

"Reprezentanci cywilizacji z dwóch odległych układów słonecznych stanęli twarzą w twarz. Nevianie oglądali ludzi z ciekawością pomieszaną ze wstrętem, troje Ziemian patrzyło na nieruchome, nieczytelne „twarze” – o ile można powiedzieć, że te stożkowate głowy posiadały coś takiego – z przerażeniem i odrazą, a także z innymi uczuciami, w zależności od charakteru i wyszkolenia. Dla ludzkich oczu Nevianin jest strasznym potworem. Nawet obecnie niewielu Ziemian, czy w ogóle Solarian, może spojrzeć prosto w oczy Nevianina, nie doświadczając uczucia odruchu wymiotnego w żołądku czy dreszczy. Rogaty, pomarszczony i odporny na wysychanie Marsjanin, którego znamy i raczej lubimy, jest paskudną istotą. Bezbarwny, bezwłosy, praktycznie pozbawiony skóry Wenusjanin o tępawym spojrzeniu wygląda jeszcze gorzej. Tyle że oni są w końcu dalekimi kuzynami ziemskiej ludzkości i akceptujemy ich, gdy musimy pojechać na Marsa czy na Wenus. Ale Nevianie..."
« Ostatnia zmiana: Lipca 12, 2012, 02:32:21 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Stanisław Remuszko

  • 1948-2020
  • In Memoriam
  • God Member
  • *
  • Wiadomości: 8769
    • Zobacz profil
Re: Właśnie nie przeczytałem..
« Odpowiedź #72 dnia: Listopada 05, 2012, 09:53:47 pm »
Mistrzu Kju, jeśli Pan nie będzie wiedział, to pewnie już nikt... A może liv? Choć on chyba też jest za młody...
Przez lata "Problemy" drukowały opowiadania SF. Czy powstała z tego jakaś antologia? Szukam trzech "opowiadań życia"...
VOSM
Ludzi rozumnych i dobrych pozdrawiam serdecznie i z respektem : - )

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Re: Właśnie nie przeczytałem..
« Odpowiedź #73 dnia: Listopada 05, 2012, 11:32:02 pm »
Fajne okładki mieli. Jeszcze kilka wala się po kątach, a nuż te...?
http://www.wasilewski.art.pl/czasopisma.html
Nikła szansa.
Dobrze pamiętam, że takie żółte strony były...te z esefami?
Ja z Młodego Technika wyczytywałem :)
No właśnie...młodego ;D
Antologii nie kojarzę. Raczej nie było.
A co to za opowiadanka?
Jeszcze to:
http://www.fahrenheit.net.pl/archiwum/f24/15.html
http://alchemagenta.blogspot.com/2012/07/opowiadania-science-fiction-w.html
« Ostatnia zmiana: Listopada 05, 2012, 11:37:31 pm wysłana przez liv »
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13709
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Re: Właśnie nie przeczytałem..
« Odpowiedź #74 dnia: Listopada 05, 2012, 11:46:46 pm »
O jakie lata chodzi, tak z ciekawości?
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).