...[Fideistyka] Trzecim celem TANTSL., wartym wręcz całej odrębnej Monografii, mogłoby być zebranie wypowiedzi Mistrza na temat Boga, religii, Kościoła, dobra i zła, raju i piekła, Sądu Ostatecznego etc., etc. Jak wiadomo, takie eschatologiczne wątki, fragmenty i dygresje można znaleźć - na podobieństwo kałuż, strumieni, jezior i rzek - we wszystkich niemal dziełach Lema, począwszy przynajmniej od "Obłoku Magellana" z 1955 roku, przez "Dzienniki gwiazdowe" i "Robocie bajędy", po najnowsze eseje (np. w "Bez dogmatu"). Trudno nie docenić wagi tych problemów, skoro porają się z nimi najpotężniejsze umysły ludzkości od samego jej zarania. Dlatego namawiam, by głębiej zastanowić się nad możliwością, nasamprzód, sporządzenia bibliograficznego atlasu takiej Lemowej wiaro- czy religiosfery, w przyszłości zaś - wydania tych tekstów i tekścików w formie spójnej (na ile się da) antologii....
...[Lemonomastykon] Jako szóstą sferę naszych miłośniczych zainteresowań, widziałbym ułożenie niezwykłego wokabularza, czyli specyficznego Słownika Lemowej Terminologii. Jak wiadomo, SL jest wyjątkowo płodnym ojcem setek, jeśli nie tysięcy nowych imion własnych, autorem oryginalnych nazw geo-, kosmo- i innograficznych, ba, suwerennym twórcą całych (fanatastycznych) dziedzin ludzkiej i robociej aktywności. Gdybyśmy dysponowali cyfrowym zapisem spuścizny Wielkiego Pisarza, wystarczyłoby napisać parę komend, i osobliwy dykcjonarz, o którym mówię, sam ułożyłby się na szybkim komputerze w marne trzy sekundy. Wszelako Lem na sidiromach jest w podwawelskiej Oficynie Literatów lepiej strzeżony niż w Redmond (WA, USA) kody źródłowe Microsoft Corporation, zatem roboty starczy dla wielu zapaleńców - na wiele zimowych miesięcy...
...[„Błędy i wypaczenia”] Potem (przedtem, równocześnie) zająłbym się czynnością tyleż zabawną, co pożyteczną, mianowicie odnajdywaniem w twórczości Lema rozmaitych błędów i wypaczeń. Ale nie ideolo- ani polityko- (tym powinien zająć się pion historyczno-śledczy w IBL...), tylko językowych oraz merytorycznych. Uczeń pierwszej klasy liceum dostrzeże, że nasz Nauczyciel robi grube błędy w gramatyce (pisze nagminnie "ilość" zamiast "liczba", mówi "dlatego, bo", zamiast "dlatego, że" albo "bo", etc.), i śmieszne staje się to dopiero wtedy, gdy korekcie i redaktorom nie pozwala zmienić ANI PRZECINKA (to poniekąd tak, jakby ktoś usiłował ustanowić Nową Arytmetykę poprzez stanowcze i wytrwałe głoszenie, iż 2 + 2 = 7). Następnie Mentor nasz w swej pysze (a jest - przy całej swej wielkości - ogromnie zarozumiały) błądzi w nazwach, miarach, wzorach, rachubach i konstrukcjach (sławny japoński "Nikon", to u niego "Niccon", 43 tony to 43 000 hektolitrów, silnik diesla nazywa dwusuwem), myli też epoki, pierwiastki i planety, w jednym kawałku sprzecznie (pod względem logiki akcji) opisuje rzeczywistość, zapomina o poprzednich dokonaniach bohatera, etc, etc. - ale innych konkretnych przykładów nie podam, sami szukajcie! Czemu jest to zabawne - wyjaśniłem, a pożyteczne może być dlatego, że przy tak pilnym i specyficznym nastawieniu do lektury łatwo wyrobić sobie mięśnie mózgu i ścięgna wyobraźni...