Krótko mówiąc wywodzisz, że z nieokreśloności czasowej zaistnienia zjawiska wynika jego niebyt? Pytanie jest proste, czy
po wystąpieniu katastrofy drzewa były połamane. Twoja odpowiedź brzmi, że ponieważ nie wiadomo, kiedy katastrofa nastąpiła, to nie wiadomo, czy były połamane? Kot Schrodingera? Ponieważ nie wiadomo, kiedy Władysław Jagiełło się urodził, to nie wiadomo czy żył... to i bitwy pod Grunwaldem nie było?
Skąd taka pokręcona logika? Bo przyznanie istnienia faktu połamanych drzew kazałoby wytłumaczyć wiarygodnie, co je połamało... Zmusiłoby do znalezienia dowodu, że były połamane przed katastrofą, albo nie były po niej... albo że ich połamanie nastąpiło równocześnie, ale nie ma z katastrofą związku... Na to patentu nawet typu pióro z luźną skuwką Szuladzińskiego nie ma, więc fakt jest odrzucany, jako niewygodny. Idąc tym tokiem rozumowania Lech Kaczyński żyje... I oto mniej więcej chodzi, że takie postępowanie jest całkowicie puste poznawczo, bo niczego nie może wyjaśnić.
Tymczasem wreszcie Artymowicz dochodzi do
najciekawszej części swego bloga - dla tych co opierają się na fizyce a nie polityce.