OK, dziękuję za pomoc, chyba właśnie tych tabliczek szukałem. Człowiek witruwiański znalazł się na nich zapewne przez moje stereotypowe myślenie, że jeśli chwalimy się przed kimś naszym dorobkiem cywilizacyjnym, to koniecznie trzeba pokazać nieśmiertelnego Leonarda. Swoją drogą dosyć to przygnębiające: nie dość, że taki list musi iść dziesiątki tysięcy lat, aby dotrzeć do hipotetycznego adresata, to jeszcze szansa jego odnalezienia jest mikroskopijna, nawet w porównaniu z "listem w butelce".