Secik ode mnie

Taka tam podróż, 4+ dni, królowa polskich rzek, środek kraju, środek rzeki od Annopola do (prawie) Warszawy. A jednak, większość rzeki, w zasadzie cała rzeka jest absolutnie dzika, człowieka trudno zobaczyć, nie mówiąc o jego wytworach (pominąwszy oczywiście specyfikę polską - naniesione hałdy śmieci). Nieliczne większe miasta po drodze, jak to krótko skwitował mój kolega, są dupą odwrócone (to znaczy w zasadzie z rzeki ich nie widać). Poza tym cisza, spokój... No, trzeba nadmienić, że najnowszą bronią sadowników są działka gazowe, palące na okrągło. Momentami czuliśmy się jak pod Waterloo, kanonada była, brakowało tylko szczęku oręża, zgiełku bitewnego i świstu kul. Ponadto oczywiście kilku idiotów na motorach, którzy pragnęli, aby jazgot ich wspaniałych maszyn dotarł co najmniej do Marsa. Ale to drobiazgi. Zdjęcia raczej reportażowe, małpką (proszę nie bić, w każdym razie nieftwarz, jakby co).
Miłe złego początki (pakowanie, w tle most w Annopolu).

Lajcik

Niebo



c.d. lajcik

Pierwszy nocleg na wyspie

Rano postanowiłem wybrać się na pobliską łachę, odległą z 50 m, z czego 40 przeszedłem po kolana, a 10 przepłynąłem znoszony dość szybko (ale łacha długa była). Temperatura wody zbliżona do temperatury ciała

. Aparat schowałem w majtki, przytroczywszy do sznureczka, co to zapobiega opadaniu w sytuacji. Na łasze, jako żem ślepy, dopiero po chwili zorientowałem się, że trzeba stąpać nader ostrożnie, a wrzask rybitw nad głową nie jest przypadkowy... Niby nic... Widok artystyczny...

Ale po przetarciu zaparowanych bryli...




Większość jaj leżała koło jakiegoś punktu-przedmiotu orientacyjnego, ale niektóre "w szczerym polu".









Ponieważ nie byłem szczególnie mile widziany, po paru fotkach zrejterowałem - łacha w pełnej okazałości.

Woda była niska, wielokrotnie kajaki trzeba było burłaczyć, rzeka szeroka, ale głębokości 10 cm

.

Jakiś potwór pogłębiający dno w miejscowości Kamień.

Nowy most na Wiśle w m. Kamień - trwały ostatnie roboty wykończeniowe, jestem zbudowany

.

Niebo i woda...


Mordor, czy co tam

...

Obłędna skarpa Kazimierza z odl. z 15 km

.

Kazik jako taki. Środek wakacji, ale środek tygodnia - ruchu zero na wodzie.

Zaraz za Kazikiem wyglądało, że na sucho nie ujdzie.


Typowe światło "zaraz przed tragedią"

...

Na gwałt do brzegu... ale poszło bokiem. Przy rozpakowywaniu luku niespodzianka - pasażer na gapę przez 30-parę km

.

Na wieczór natura udaje, że "Polacy, nic nie było"

...

Ludzkość kontra rzeka, czyli syf w hałdach, niestety...

Zaraz zostanie po nas tylko trochę zdeptany piach... do następnego deszczu

.

Kolejny dzionek zaczyna się lekko..

Takie tam widoczki dla odwrócenia uwagi

Puławy, pierwszy, stary most. Piękna sztuka. Kształt przęseł odpowiada wykresowi momentów, nad podporami "ostre" momenty ujemne, w środku przęseł "łagodne" dodatnie. Duma II RP, projektowany przez polskich inżynierów z warszawskiej Polibudy, uprzednio stawiających mosty w dalekiej, carskiej Syberii (co dziwne, nie zostali okrzyknięci zdrajcami po odzyskaniu niepodległości

).

Jeden prof. projektował filary, drugi stal. Jeden z pierwszych mostów nitowanych. Wysadzony w 1939 przez polskich saperów, ale lajtowo (jedno przęsło, Niemcy w ciągu 24 godzin przywrócili ruch budując pomost po wierzchu konstrukcji opadłego przęsła). Pod koniec wojny Niemcy wysadzili go po niemiecku, czyli ze szczętem. Widać blizny nowego betonu na filarach.

Puławy. Co widać z miasta od strony rzeki. Niewiele. To co widać, do genialnie rozplanowane 12-piętrowce. Miejsce jak znalazł na taką zabudowę

. W tle nowy most w Puławach.

Nowy most w Puławach. Ciekawe jak skończy cywilizacja, która z jednej strony potrafi jednym przęsłem spiąć Wisłę - a z drugiej produkuje puszki z farbą po 10 zł i "artystów", którzy nie zawahają się ich użyć...

Sytuacja się zawęźla. Mocny wiatr "w mordę" plus "fale, które zmywają pokład" (o co na kajaku nietrudno). Niestety mimo starań, nie udało mi się zrobić zdjęcia zmywania pokładu, aczkolwiek kilka razy próbowałem, świadomy, że na zdjęciu wyjdzie to bardzo dramatycznie i będzie się można pochwalić oraz niewiasty będą mdlały. Z każdym razem, gdy wciskałem spust, akurat było przed, albo po. Drugiej próby nigdy nie było, bo kajak natychmiast wpadał w dryf i fal już nie wyprzedzał. Tym niemniej pociekło do brzuszka a nawet niżej, bo się nie chciało fartucha zakładać.

20 km do Kozienic - potwór objawia się na zakręcie...

Jedna z mijanych po drodze linii wysokiego napięcia...

Dęblin, most kolejowy. Co to ja mówiłem - widzicie jakieś miasto?

Dęblin - most drogowy. Po przyjrzeniu się widać windsurferów, którzy tam szaleją.

Typowe obozowisko - widać coś

?

Poranek przed startem.

Jeden z wielu "atoli", które mijaliśmy. Spaliśmy na nich, t.j. na wyspach.

Kozienice bliżej...

Foto reklamowe

.

Zamki (wzory) na piasku. "Nie psuj mi moich kół".

Zbliżamy się do potwora. Zdjęcia z bliska nie dało się zrobić, bo sie nie mieścił. Potworna kubatura. To jest parę kilometrów przed.

Przepłynęliśmy za potwora, jakieś 20 km dalej... Widok na wyspę tak zrytą przez dziki i bobry, że nie dało się na niej rozbić mimo naszych skromnych potrzeb. Jak się ktoś dobrze przyjrzy, to z lewej wyspy zobaczy potwora (Kozienice).

Miejscowy, a wsadził się na mieliznę. Niski poziom wody wszystkim się daje we znaki.

Ranki są zawsze bardziej optymistyczne

.

Wreszcie znów słonko...

Akord końcowy - most w Górze Kalwarii, that's the end of it, little girl...
