Ech jechałem sobie jechałem, wolniutko, może 50, może 40, wracaliśmy z pałacu Nestora, gdzie ciąż jeszcze jest ta wanna, w której kąpał się Telemach, syn Odysa, przybywszy z Itaki do króla po wiadomosci o ojcu.
Szyby opuszczone, pitu, pitu, widzę że na ogonie siedzi mi ciężarówka. Droga wąska, zwolniłem zjechałem ile się dało, wyprzedzili. Za jakiś czas wyjeżdżam na prostą i widzę ich, jakieś 100m, delikatnie hamują. To ja też hamuję, jedziemy trochę wolniej oni i ja, dystans się zmniejsza oni hamują to i ja hamuje, jechałem na prawdę wolno, może 30 kmh, może 40, w końcu sa jakieś 30 m ode mnie, prawie już stoimy i widze, że stają dęba w miejscu. To ja łagodnie, żeby rodziny nie przestraszyć, w końcu to całe 30m... Potem mniej łagodnie, do oporu (ABS). A ABS tylko tak sobie prztyka jak na lodzie a karawan jedzie dalej. Powolutku i nieuchronnie, jak na lodzie. I sru. Pechowo chłopcy mieli taka belką stalową z tyłu, co to teoretycznie mój zderzak powinien w nią trafić, ale ona była troszkę wyżej. W momencie zderzenia samochód dosłownie toczył się z prędkością pieszego ale ponieważ zderzak wszedł pod spód to niestety masakra. Jak ktoś już miał przyjemność to może sobie wyobrazić, przód, maska, szkła wszystkie co do jednego łącznie z żarówkami, chłodnice i takie tam inne pierdułki. Para wali, "krew" cieknie...
Najlepszy był kontakt z ubezpieczycielem (Allianz). Grek w salonie wycenił szkody na (w przeliczeniu) 12 tysięcy zł. Dzwonią z TUW (przesłałem im zdjęcia) - proszę pana, wyceniliśmy szkodę na 13,5 tysiąca zł (super, myślę, w końcu jesteśmy w Europie, żadnego kombinowania i dziadowania) - ... które zostana wypłacone pod warunkiem przewiezienia i naprawy pojazdu w Polsce... A jak nie to ma pan 500 euro na naprawę doraźną
.