Ja zacząłem od "Astronautów". Nie pamiętam czy to było jeszcze w podstawówce, czy już w szkole średniej. W każdym razie trafiło to zdecydownie w oczekiwania młodego chłopaka, który szukał w książkach PRZYGODY.
Myślę zresztą, że młodzież która skończyła już czytanie bajek i rozpoczęła czytanie czegoś innego, szuka przede wszystkim akcji i przygody. Dlatego sukcesy niezmiennie święciły powieści Verna, Londona, Szklarskiego (cykl o Tomku Wilimowskim) a także Curwooda (u którego nie było podróży ale była PRZYGODA).
Mnie dodatkowo pociągało NIEZNANE. Odkrywanie nowych obszarów. Dlatego preferowałem powieści podróżnicze.
A czyż można sobie wyobrazić lepsze połączenie podróży i odkrywanie nieznanego niż wyprawy w głęboki Kosmos. Dlatego "Astronauci" a zaraz później "Obłok Magellana" i "Eden" były strzałem w dziesiątkę i zapoczątkowały moją nieustająca sympatię do Pana Lema. Trzeba też przyznać, że powieści wpadały mi w ręce we właściwej kolejności, bo pewnie inne równie dobrze mogły by kilkunastoleniego chłopaka do niego zrazić
Pamiętam, że "Solaris" już podobała mi się daleko mniej (przekonałem się do niej w wiele lat później, gdy ją przeczytałem ponownie). Poprawił nieco opinię "Powrót z gwiazd", obniżył "Rękopis znaleziony w wannie" (cały czas trzeba pamiętać, że oceniam z punktu widzenia nastolatka szukającego PRZYGODY
Nie mogę w tym wszystkim umiejscowić czasowo "Opowieści o pilocie Pirxie", które chyba dość późno przeczytałem w formie książkowej. Pamiętam jednak, że Pirxa poznałem dosyć wcześnie w opowiadaniu "Terminus", które przeczytałem w jakimś miesięczniku (chyba "Młodym Techniku") i które zrobiło na mnie wstrząsające wrażenie
Po jakim czasie miałem już jednak wyrobiony pogląd na twórczość Lema i pozostaję w tym poglądzie (nie muszę chyba dodawać że pozytywnym) do dziś.
BTW. Podobnie jak Lech oglądałem ekranizację "Astronautów", z tym że miałem to szczęście że mogłem ją obejrzeć w kolorze i na dużym ekranie