Moim zdaniem tak nie było i był możliwy bez jego zdania.
Jeśli mogę bazować na subiektywnym, rodzinnym, doświadczeniu, to dało się robić tzw. karierę w nauce, sztuce, muzealnictwie, a nawet - do pewnego pułapu - w handlu zagranicznym, dyplomacji, NIK-u, czy ministerstwach, nie wielbiąc, jeśli się tylko zbyt jawnie, zbyt otwarcie, przeciw nie występowało. Z rozwijaniem tzw. inicjatywy prywatnej też nie było najgorzej (choć o podbijaniu globalnych rynków nie było wówczas co marzyć), także ze względu na nieliczność konkurencji.
Nie wspomnę o posiadaczu ziemskim i parobku - jeden stracił, drugi zyskał.
Skoro już tak familijnie subiektywizuję... Babcia - pochodzenie, jak wówczas mawiano, obszarnicze, przeszłość AKowska, po latach krzyżem nagrodzona, powodów by
czerwonego kochać niewiele, bo to jakieś ziemie zabrał, to znów lokatorów na siłę dokwaterował - powtarzała zawsze, że po wojnie kształcić się i awansować było znacznie łatwiej, niż przed, i kazała doceniać i korzystać (choć zarazem po cichu o Katyniu i losach zbiegłych na Wschód KPP-owców uczyła i z sentymentem pola, stawy, młyny, pasieki, konne bryczki i fakt posiadania służby wspominała).
Plusy: Niejako kult nauki
To prawda. Wspominałem kiedyś o wygrzebanych z domowych szuflad pismach kobiecych (sic!) zawierających (uproszczone nieco, co prawda) schemety statków kosmicznych i reaktorów. W dzisiejszych "Vivach" i "Twoich stylach", o "Pani domu" nie mówiąc, tego nie uświadczymy.
Wtedy prasa ogłupiała tylko politycznie, czasem historycznie, dziś - wszechstronnie.
Zoologia Rajskiego to mój ulubiony podręcznik.
Ja podobnie zakochałem się w licealnej "Biologii" Umińskiego, i do dziś mnie trzyma
.