Akurat dzisiaj książka do mnie dotarła. Pachnie nowością. Zawartość - jak w powyższych opisach: listy, zdjęcia, rysunki (zwłaszcza te ilustrujące naukę w Princeton).
Poczytuję tu i ówdzie. Z niepublikowanych (oprócz rzecz jasna - listów) rozmowa pt.
Rozkosze motoryzacyjne. Z 2004 roku. Właściwie tematyczny monolog Lema:)
Wstępnie - zresztą ta teza pojawiła się już tutaj w linkowanym wywiadzie z Panią Lipską - ostrożnie bym się nie zgodziła z tym:
Dzisiaj takich listów nie piszemy. Wysyłamy e-mailowe komunikaty, które lądują potem w elektronicznym koszu. Owszem, może listy zmieniły nośnik. Na ten e-papierowy właśnie.
Być może jest to mniej osobista, mniej wymagająca (w dobie braku kopert - samo zrobienie koperty było już wyzwaniem i pewną sztuką, wizyta na poczcie...) forma, ale czy to zubożyło listy?
W treści myślę, że nie - a nawet wręcz przeciwnie - wzbogaciło: można dołączyć zdjęcie, fragment tekstu, odnośnik, linkę, rysunek - co tylko przyjdzie do głowy. To ułatwia rozmowę. A nawet: umożliwia ją. Wcześniej wymiana często kończyła się na informacji, że ktoś coś np. przeczytał, a rzecz ta była niedostępna dla drugiej osoby.
Poza tym papierowy list również można wyrzucić do kosza;)
Czy ludzie nie piszą listów w żadnej formie? Chyba tak źle nie jest