Rzecz w tym, pomijając, że nie wiedziano by w średniowieczu jak "fachowo" ukrzyżować człowieka, że nawet jeśli, to po owinięciu ciała tkaniną i jej odwinięciu uzyskuje się coś w rodzaju rozwinięcia zakrzywionych powierzchni na płaszczyznę. Robiono takie doświadczenia (tzn. malowana gościa farbą plakatową i zawijano w prześcieradło) - ale efekt jest całkowicie odmienny od tego z całunu. Twarz np. wygląda jak rozwinięta, najpierw jest ucho w widoku en face, potem cała odległość między uchem a okiem, potem twarz itd... Tymczasem na całunie mężczyzna sportretowany jest dokładnie tak jakby to wyglądało na zdjęciu (czyli są skróty perspektywiczne.
Fakt ten stanowi dla wierzących w autentyczność całunu dowód na jego boskie pochodzenie, a dla niewierzących dowód na fałszerstwo (że został namalowany). Dodać mogę, że takich całunów było kilka (wiecie, ze wszystkich drzazg z krzyża świętego przechowywanych jako relikwie zrobić mozna las krzyży

) - ale wszystkie inne zaginęły lub zostały zniszczone, brak więc materiału porównawczego. W XIV w. wszystkie te całuny (wówczas kilka z nich jeszcze istaniało) łącznie z TYM całunem uważane były przez kościół za falsyfikaty.
W całunie oglądanym w naturze "oczami" trudno sie czegokolwiek dopatrzyć, jest to żółto-brązowawa tkanina pobrudzona na rózne odcienie brązowego. Z wielkim trudem daje się odczytać zarys postaci ludzkiej. Dlatego też całun był taką powiedzmy tolerowaną przez kościół ciekawostką dla wybranych. Bomba wybuchła, kiedy zdaje się pod koniec XIX w. po raz pierwszy wykonano zdjęcia całunu. Fotograf osłupiał, kiedy po wywołaniu negatywu na szybie okazało się, że obraz na negatywie stał sie pozytywowy (czyli całun jest negatywem)...