Spoko - jeśli ktoś miałby się obrazić, to panotrudnymnazwisku: Istvan Csicsery-Ronay;)
Ale jak zauważył liv - wszystkiego tam nie ma;)
Na pierwszy rzut rzeczywiście wygląda bełkotliwie, na drugi - spoko.
Wybacz, ale pozostanę przy swoim
Jak już wspomniałem w poprzednim poście jestem technokratą i cenię klarowność przekazu bez "rokokowo-barokowych" ozdobników.
Nie wiem czy wiesz, że co poniektórzy artyści, na przykład malarze, po osiągnięciu sławy, celowo tworzyli bohomazy, a potem turlali się ze śmiechu czytając "uczone" wywody (przybrane słowotokiem takim jaki popełnił Istvan Csicsery-Ronay) marszandów i krytyków literackich. Taki swoisty happening. Ostatecznie artysta też człowiek i wolno mu robić sobie "jaja"
Po prostu chodzi o pewną pomijalność tematów. Nie o kryminalną redukcję ad absurdum.
Pomijalność, tak. Ale bez szkody dla fabuły i czystości przekazu. Ale o tym decyduje autor. Sama powiedziałaś, że postacie wykreowane przez Lema są papierowe. Czyż nie jest to wynikiem owej pomijalności? A jak oboje wiemy, "papierowość" jest dość poważnym zarzutem.
Nie bronię specjalnie tego wystrzału - bo nie w tym rzecz - ale dlaczego psycholog ma radzić sobie ze swoimi emocjami lepiej niż inny lekarz?
Co innego gdy ma pomóc pacjentowi - co innego gdy sam staje się pacjentem.
Może po prostu uporał się z fizycznym brakiem Harey i nie chciał przyjąć do wiadomości, że ona może powrócić?
Pociągnięty wątek melo, to nawrót miłości do Harey? Może zbytnie przywiązanie do happy endów?
Wcale nie chodzi o to, że przeminęło z wiatrem.
Wystrzelenie Harey jest jakby podsumowaniem braku logiki pierwszego z nią spotkania. On tam nie "radzi sobie" z emocjami. Tam po prostu nie ma żadnych emocji. Przynajmniej ja ich nie zauważam. Gdyby Kelvin był psychopatą lub bezmyślnym bydlęciem, to tak, duszenie, wykręcenie rąk panience na randce, a potem doprowadzenie do zgonu w męczarniach w pozbawionej powietrza i jedzenia rakietce jest jak najbardziej logiczne.
Już to wcześniej traktowałem w poście; właśnie dlatego,
że jest psychologiem to ma sobie lepiej radzić niż inni ludzie. Gdyby był hydraulikiem wezwanym na stację, bo pękła uszczelka, i doświadczyłby tego co Kelvin, to tak, miałby prawo zareagować nawet histerycznie. Wiesz, są pewne żelazne reguły w prowadzeniu postaci. Tak jak są żelazne reguły w prowadzeniu fabuły. Postać musi być adekwatna do prowadzonej fabuły. To musi tworzyć pewną harmonię. Jeśli tak nie jest to uznajemy, że coś po prostu "zgrzyta". Tak znowu ad absurdum: gdybyś oglądała film akcji i zamiast umięśnionego neandertala rozwalającego tabuny bandziorów/gangsterów/ karateków, zobaczyłabyś sześciolatka i wyposażonego w dwa CKM-y to raczej na pewno odebrałabyś taki film, wbrew enuncjacjom producenta na przykład, nie jako film akcji, ale parodię. Czy rozumiesz do czego zmierzam?
Potrafiłbyś odtworzyć jakąś osobę tak naprawdę - szczegół po szczególe? Masz taki zapis w głowie?
A skąd wiesz jak ją KK zapamiętał?
Zwłaszcza, że na stopach raz mogą być te odciski, a raz nie
Ja nie, ale Kelvin miał. Tak wynika z treści książki. Wiem jak ją zapamiętał, bo Lem to wyraźnie określa. zapamiętał ją
dokładnie;
vide znak po igle na ramieniu Harey. Czyli ponownie, konsekwencja.
Nawet jak kobieta bardzo dba o stopy to raczej nie są tak delikatne jak stopy niemowlęcia
Czyli ponownie, dokładność w prowadzeniu fabuły i detalach postaci.
Dobra...może pomożesz nam dokończyć krytykę Dzienników w Akademii? Bo nieco utknęliśmy na zegarkach;)
http://forum.lem.pl/index.php?topic=930.msg58402#new
Bardzo bym chciał, dzięki za zaproszenie :)Ale jest jeden szkopuł: Dzienniki gwiazdowe czytałem ze dwadzieścia lat temu i tak po prawdzie mało co z nich pamiętam. Więc raczej byłbym dość kiepskim krytykiem