Przywołałeś czasy Amundsena, Scotta i Nansena. Przecież wtedy ekspedycje polarne to rosyjska ruletka była (dwaj z w/w panów - jak wiemy - zginęli), a jednak polarnicy zachowywali się przeważnie b. godnie (vide zachowane dzienniki wypraw - wzmiankowanego przez Patrona w żuławskim kontekście - Andréego i wspomnianego Scotta). To samo kosmo- i astronauci. Jedyne drastyczniejsze przypadki - poza już wspomnianym - to dyskutowana też kiedyś tragikomiczna historia trójkątnoerotyczna ze sfer lotniczo-nasowskich (na powierzchni Ziemi jednak mająca miejsce, nie w czasie lotu) i (prawdopodobny) kanibalizm, którego mieli się dopuścić (nie dla zabawy przecież, więc trudno to mierzyć zwykłą miarą) uczestnicy tragicznej ekspedycji Franklina. Jeśli na Marsa będzie się - w przyszłości - wysyłać równie stalowych ludzi stężenie ekscesów powinno pozostać podobnie niskie.