Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Wiadomości - Lieber Augustin

Strony: 1 ... 154 155 [156] 157 158 ... 184
2326
DyLEMaty / Odp: Z PEWNOŚCIĄ nie jesteśmy sami..
« dnia: Listopada 25, 2018, 02:16:41 pm »
Diabeł jak wiadomo, tkwi w szczegółach, a szczegóły są takie;

Uwaga Bułhakowa o rozmowie Wolanda z Kantem podczas śniadania wydaje się przykrą pomyłką pisarza; rzecz w tym, że Kant praktycznie całe swoje dojrzałe życie (jako „profesor”) nigdy nie jadł śniadania. Zamiast tego każdego ranka wypalał fajkę tytoniu i wypijał jedną, albo dwie filiżanki słabej herbaty. Ale nawet podczas tego zajęcia, które tylko od biedy można by nazwać śniadaniem, zawsze przebywał w samotności, zajęty własnymi myślami. Także z innego powodu okoliczności byłyby wyraźnie nieodpowiednie długości – wszystko to działo się o godzinie piątej rano. Gdyby więc Bułhakow zamienił „najosobliwsze śniadanie u zmarłego filozofa Kanta” na obiad, to trafiłby w sedno.
Taaa...rzeczywiście, przykra, poważna, prawie fatalna pomyłka pisarza, nie ma co :D
Chyba czytałem coś podobnego...kojarzy się z Lemem...aha, już przypomniłem sobie.
Ryzykuję sciągnąć na swoją głowę gromy i pioruny za długie cytaty i za offtop:

- Wyobraźcie sobie, panowie - wołał - że kiedy w Egipcie panował Amenhotep VI z dynastii tebańskiej na Borelii spotkały się dwa Powoły. Pierwszy odezwał się: "co słychać?" - Potem zbudowano piramidy, Aleksander Macedoński podbił Azję i doszedł do Oceanu Spokojnego, Grecja została pokonana przez Rzym, powstało cesarstwo rzymskie narodu niemieckiego, szły wyprawy krzyżowe, islam walczył z chrześcijaństwem, toczyły się wojny Białej Róży z Czerwoną, wojna trzydziestoletnia i stuletnia... a drugi Powół wciąż jeszcze nie odpowiadał i dopiero kiedy Niemcy zwyciężyły Francję pod Sedanem, potwór na Borelii odrzekł: "nic nowego". Tak nieprawdopodobnie, niesłychanie wolno biegnie życie tych zdumiewających stworzeń; mogę to powiedzieć spokojnie, albowiem sam je widziałem i badałem.
Tu wyczerpała się moja cierpliwość.
 - To, coś pan nam opowiedział - rzekłem zimno - jest niecnym kłamstwem.
Gdy stałem się ośrodkiem powszechnej uwagi, wyjaśniłem:
 - Aleksander Wielki nigdy nie doszedł do Oceanu Spokojnego, bo jak doskonale wiadomo, zawrócił z drogi w roku 325 przed naszą erą.
Posypały się oklaski; od tej chwili kłamcę otoczyła powszechna wzgarda.


Cytuj
Czy aby przypadkiem nie kantujesz, drogi LA?  :)
Cytuj
I skoro już i tak wyszedł offtop na pięć fajerek - dorzucę  odcinek praktycznej nauki języka polskiego.  8)
https://sjp.pwn.pl/slowniki/kantowa%C4%87.html
Kontynuując offtop – u nas istnieje wyraz „кантоваться”. Słowo bardzo, ale to bardzo potoczne, slang prawie więzienny. Znaczy coś w rodzaju „spędzać czas, melinować się, ukrywać się w bezpiecznym miejscu” :)

Przypuszczam, iż mogą to być tajne projekty nowych myśliwców (lub czegoś, co zastąpi myśliwce/samoloty) tak tajne, że nawet w Pentagonie o nich nie wiedzą, albo wręcz przeciwnie, wiedzą, ale udają Greka. Oczywiście w grę mogą wchodzić obce mocarstwa. Według mnie jest to bardziej prawdopodobny scenariusz od odwiedzin kosmitów, ale kto wie. Dodam tylko, że zaobserwowane obiekty przez myśliwce USA, były widoczne na radarze.
Może testy nowej techniki stealth? Która nie działa w 100%?
A może, chociaż mało prawdopodobnie, to produkty innej, ale niemniej ziemskiej cywilizacji?



https://tech.wp.pl/operacja-highjump-amerykanska-inwazja-na-antarktyde-6181313106290305a

Cytuj
No właśnie - i nie dlatego, że Bułhakow, Kant - tylko dlatego, że np. jeśli mówimy o celowości, to równie dobrze można powiedzieć, że kreator się wysilił dla innych obiektów - np. dla gwiazd, komet, czarnych dziur, które są/były mu potrzebne, a ilość cywilizacji jest zupełnie przypadkowa i wypadkowa. Urozmaicenie krajobrazu.
Owszem, powiedzieć można cokolwiek. Pytanie tylko, czy nasze przypuszczenia choć w małym stopniu mają pokrycie w rzeczywistości. Ktoś z wybitnych rzekł, że Wszechświat jest bardziej skomplikowany niż nam to się wydaje. A nawet bardziej niż jesteśmy w stanie sobie wyobrazić.
Moim zdaniem, usiłowanie zrozumieć zamiary i intencje Kreatora – to rzecz beznadziejna. Z jedenej strony, ograniczone możliwości rozumu gatunku HS, z drugiej – brak danych do analizy, wskutek zasadniczej niemożliwości wyjścia poza ramy naszego 3D-space + time.

Cytuj
I to mnie grzyta - czy powszechność świadczy o celowości? I Kreatorze? Czy powszechne nie może być przypadkowe?
Albo odwrotnie – jak napisał Q – pojedyncze być celowym?
A jeśli celowym i stworzonym - czy religia katolicka już się uporała z problemem drugiej ewentualnej Ziemi?
Po prostu nie widzę bezpośredniego związku.
Ja też nie widzę bezpośredniego związku. Zdaje się, powszechność nie świadczy o celowości, jak również pojedyncze może okazać się celem stworzenia.

Notabene, mnie osobiście wyjątkowość życia na Ziemi wydaje się mało prawdopodobną. Po prostu ze względu na ołbrzymą ilość gwiazd w widzialnej części kosmosu. Która ilość wielokrotnie przekracza ilość ziarnek piasku we wszystkich morzach, oceanach i kopalniach piasku, razem wziętych.
Zgodnie z prawami statystyki, cokolwiek/ktokolwiek chyba musi z tego powstać? Niech odpowiednie warunki istnieją na jednej planecie z miliardu, z trilionu, ze stu trilionów – wszystko jedno, ilość cywilizacji to liczba z wieloma, wieloma zerami. Tym bardziej, że Ewolucja to taka pani...tylko szuka na jakąś niszę, żeby natychmiast wpelznąć i urządzić samoorganizację martwej materii :);)

Cytuj
Może tylko – przy powszechności –  kosmos wydaje się przychylniejszym/przyjemniejszym miejscem...a tak? Jesteśmy sami. Trudno ogarnąć...trocinki;)
Przyjemniejszym? W sensie braku samotności? Masz rację, olka. Samotność, tym bardziej na skali kosmicznej – to rzecz trudna do zniesienia.

2327
DyLEMaty / Odp: Z PEWNOŚCIĄ nie jesteśmy sami..
« dnia: Listopada 24, 2018, 05:05:51 pm »
Tylko mały cytat:

Wprawdzie wiemy, że Słońca nikt nie stworzył i nikt nie podkręcił mu tak parametrów, abyśmy mogli opalać się latem, a zimą żebyśmy nie zamarzli. Niemniej widzimy funkcjonalny sens
Słońca. A tu nagle okazuje się, iż Wszechświat, ta potwornie wielka maszyna, ma wydajność w kategoriach wytwarzania cywilizacji istot rozumnych tak małą, że właściwie prawie równą zeru, skoro istotnie miałoby być prawdą, że w każdej galaktyce siedzi jedna cywilizacja. Wtedy pojawia się szok zdumienia. Ta olbrzymia budowla kosmiczna właściwie nic nie robi, tylko z wolna spopiela się, rozprzestrzenia się w ucieczce materii z galaktyki i z tego tak mało powstaje. Wszystko, co mówię, w kategoriach przyrodoznawczych jest bezsensowne, ponieważ zakłada pewnego rodzaju celowość, tzn. ukryty postulat, że Kosmos został specjalnie cały stworzony, by produkować cywilizacje. Na dodatek miał ich produkować możliwie dużo i tak, żeby w nich przyjemnie się działo.


Coś mi nie pasuje - czy pustka kosmosu to argument za bezcelowością i brakiem budowniczego? I odwrotnie - wielość cywilizacji miałaby świadczyć o celowości i istnieniu konstruktora całego kosmosu?
Też chciałbym wkleić mały cytat:

— Ale pozwólcie, że was, panowie, zapytam — po chwili niespokojnej zadumy przemówił zagraniczny gość — co w takim razie począć z dowodami na istnienie Boga, których, jak wiadomo, istnieje dokładnie pięć?
— Niestety! — ze współczuciem odpowiedział Berlioz. — Żaden z tych dowodów nie ma najmniejszej wartości i ludzkość dawno odłożyła je ad acta. Przyzna pan chyba, że w kategoriach rozumu nie można przeprowadzić żadnego dowodu na istnienie Boga.
— Brawo! — zawołał cudzoziemiec. — Brawo! Pan dokładnie powtórzył pogląd nieokiełznanego staruszka Immanuela w tej materii. Ale zabawne, że stary najpierw doszczętnie rozprawił się z wszystkimi pięcioma dowodami, a następnie, jak gdyby szydząc z samego siebie, przeprowadził własny, szósty, dowód.
— Dowód Kanta — z subtelnym uśmiechem sprzeciwił się wykształcony redaktor — jest również nieprzekonujący. I nie na darmo Schiller powiada, że rozważania Kanta na ten temat mogą zadowolić tylko ludzi o duszach niewolników, a Strauss je po prostu wyśmiewa.
(M.Bułhakow, Mistrz i Małgorzata)


Moim zdaniem, zarówno pusty kosmos, jak i kosmos obfitujący w cywilizacje, nie świadczy o istnieniu lub nieistnieniu Konstruktora. Właśnie z tego powodu o którym pisze Bułhakow - argumenty z zakresu nauki, wiedzy, rozumu a priori nie mogą być dowodem na istnienie Boga.

2328
A tak, nawiasem: broń ręczna (czy ogólniej – siła) nieźle nadaje się do rozstrzygania dowolnych sporów, w tym intelektualnych :)

Może i tak, acz - z przyczyn estetycznych powiedzmy (widać od tematu elegancji rozwiązań nie uciekniemy ;)) - wolałbym abyśmy się takimi argumentami nie posługiwali ;).
Przyrzekam to i przysięgam :)

Cytuj
Dobra, tylko, że to składanie się strun z matematyki to jednak metafora...
Nie jestem pewien, że to tylko metafora. O ile zrozumiałem, idea strunówki polega, między innymi, na tym, że to, co my uważamy za cząstki materii, naprawdę materią nie jest. To co subiektywnie odbieramy jako materię lub energię, jest tylko wynikiem drgań obiektów w pewnym sensie niematerialnych, „matematycznych” – jednowymiarowych strun, dwuwymiarowych bran itd.
Nieco kojarzy się mi to ze snergowską Jednolitą Teorią Czasoprzestrzeni, która postuluje czterowymiarowe „tworzywo czasoprzestrzenne” i materię, cząstki elementarne jako wypaczenia owego tworzywa. Strunówka, co prawda, jest nico bardziej skomplikowana – jedenaście wymiarów przeciw pięciu u Snerga. Ale zasady, o ile mogę sądzić, b. podobne.

Cytuj
...czy warto posługiwać się w naszych rozważaniach (jako czymś więcej niż jedną z traktowanych na stosownym luzie możliwości) konstrukcją teoretyczną, która - jako się rzekło - jest niedowiedziona (i nie wiadomo kiedy dowiedziona będzie)*
Czy warto posługiwać się? Może i nie warto. Z drugiej strony, a czy można wymienić choćby jedną naprawdę dowiedzioną teorię fizyczną? Taką, o której można rzec: „tak, ta wielokrotnie zweryfikowana teoria jest ostateczna, prawdziwa i pozostanie nieobalona in saecula saeculorum, amen? Moim zdaniem, nie.
Prof. Hawking chyba miał rację, gdy rzekł:
Postęp polega nie na zastąpieniu niewłaściwej teorii poprawną, ale na zastąpieniu niewłaściwej teorii inną niewłaściwą, lecz udoskonaloną. Której niepoprawność jest trudniejsza do udowodnienia. [tłum. moje – LA].

Cytuj
Ładny obrazek. Wszakże... Co by nie gadać uzależnienie tego typu będzie pochłaniać więcej gotówki, niż uzależnienie od alkoholu Flaszka wódki kosztuje mniej niż Rafael ;).
A, niekoniecznie. Wystarczy reprodukcji :)

Cytuj
Sądzę, że jednak można - przez zabawę rozumiem traktowaną na luzie aktywność, która nie jest nastawiona na jakiś cel, stanowiąc cel sama w sobie. Przy czym - powtórzę - skłonny byłbym uznawać podział na pracę i na zabawę za b. umowny, a to dlatego, że trudno w sumie mówić o jakichkolwiek celach innych niż kompletnie subiektywne/arbitralne (w skrócie: pojęcie praca wiązane jest zwykle z zapewnianiem sobie podstaw bytowych, a przecież z punktu widzenia fizyki jest wszystko jedno /.../ czy ja skaczę, czy w grobie leżę).
Hm...brzmi przekonująco. W tym co dotyczy pracy i zabawy, zgadzam się z Tobą.

A co do fizyki... z punktu widzenia fizyki w ogóle wszystko wisi kalafiorem – praca i rozrywka, smutek i radość, miłość i nienawiść, życie i śmierć. Te kategorie nie należą do dziedziny fizyki. Czyli inaczej -  uważam, że fenomen życia nie da się całkowicie sprowadzić do praw fizyki. Tutaj mógłbym powiedzieć po marksistowsku – fizyka jest bazą, a wyżej wymienione kategorie, atrybuty życia – nadbudową.
Bardziej ogólnie: dowolną całość zazwyczaj nie da się sprowadzić do sumy jej poszczególnych części. Prawie zawsze jest ona (całość) czymś większym. Czy można powiedzieć, że tomik poezji – to suma pewnej ilości włókien celulozy, farby drukarskiej i kawałku lederyny? Czy wspomniany już obraz Rafaela – to nic więcej niż płótno plus olej lniany plus szczypta pigmentu mineralnego? A przecież z punktu widzenia fizyki/chemii właśnie tak jest...

Reasumując, powiedziałbym: nad poziomem fizyki piętrzy się jeszcze co najmniej jedna „kondygnacja”. I nie widzę powodów, dlaczego tylko jedna? Prawdopodobnie hierarchia wszechświata przypomina drapacz chmur, w którym fizyka – fundamentem. A może fizyka to parter, a fundamentem – matematyka? ;)

Cytuj
Zadałbym - zostawiając na boku dyskutowaną już sprawę nieostrości pojęcia "maszyna" - pytanie pomocnicze: w jakich warunkach fizycznych zbudować - Ziemi czy innych miejsc tego konkretnego Wszechświata, czy też jakiegokolwiek wszechświata o dowolnym (może nawet dobranym pod tę potrzebę) zestawie praw fizyki?
Oczywiście kłania się Ghostwheel Zelazny'ego:
http://forum.lem.pl/index.php?topic=138.msg40339#msg40339
I dukajowe inkluzje:
https://forum.lem.pl/index.php?topic=73.msg58812#msg58812
O innych wszechświatach lepiej przemilczę ;)
Co zaś dotyczy naszego Universum, ostrożnie przypuszczam: gwiazdy, planety, mgławice gazowe i inne podobne układy nie nadają się jako „substrat”, nośnik dla czegoś w rodzaju supermózgu. Z powodów które już wymieniłem – są nieuporządkowane, zbyt wysoka entropia.

Można popatrzeć na tę sprawę z innej strony. Gdyby możliwość „wtchnienia” rozumu w prądy lub gazy rzeczywiście istniała, ewolucja, która, jak wiadomo, wpełza w każdą niszę, prawdopodobnie skorzystałaby z niej.
Nie czekając przez miliardy lat, aż póki na powierzchni planety N przez czysty przypadek utworzy się skomplikowana molekuła DNA, matka-ewolucja urządziłaby samoorganizację materii. We wnętrzu każdej gwiazdy, w każdej chmurze zjonizowanego gazu, w każdym stawie, gdzie tylko istnieją prądy morskie. Mając do dyspozycji znacznie więcej czasu, niż miało życie białkowe na Ziemi, owoce powszechnej ewolucji materii nieorganicznej już dawno rozwinęłiby się do stadium egzystencji rozumnej. A następnie, nawjązawszy kontakty pomiędzy sobą, lokalne "mózgi" prawdopodobnie połączyliby się w jedyny kosmiczny Supermózg, czy też Superkomputer.

Czy taki scenariusz niczego Ci nie przypomina? Można przecież ów Supermózg opatrzyć innym mianem...

Cytuj
Kiedy ja tego absolutnie nie traktuję w kategoriach ascezy i wyrzeczeń. Pytam po prostu jak można traktować serio - i to tak serio, by zajmowanie się ich poziomem za jakiś obowiązek uważać - wahnięcia poziomu pewnych substancji chemicznych?
...
Cytuj
Nie zgodziłbym się z Tobą, że są różne rodzaje szczęścia - u podstaw zawsze to samo - biochemia mózgu. Odmienne są tylko sposoby na ową biochemię wpływania.
No, słowa "obowjązek" użyłem w sensie przenośnym. Taki sobie trop retoryczny :). Może rodzaj hiperboly.
Co do biochemii i poziomu endorfinów – już pisałem o tym, nie uważam, że szczęście i ów poziom – to jedno i to samo. Owszem, uczucie radości „bazuje się” na mózgu, na układzie limbicznym i na endorfinach, ale jest czymś innym, zjawiskiem innego, wyższego rzędu. To nie chemia i nie fizyka. Tak samo jak wiersze Dantego bazują się na stronach papierowych i farbie drukarskiej, ale nimi bynajmniej nie są.

Cytuj
(Przy czym mam wrażenie, że przydałoby się nam jeszcze uzgodnienie definicji szczęścia, tak nawiasem.)
Nie dam rady. Chyba nikomu do dziś nie udało się zdefinować to pojęcie. Najwyżej mogę  powołać się na sławetnego Emtadratę:
Czym jest bowiem szczęście? To proste jak drut. Szczęście jest to ugięcie, a więc ekstensor metaprzestrzeni, oddzielającej węzeł intencjonalnych kolineacyjnie odwzorowań od obiektu intencjonalnego, przy warunkach granicznych ustawionych omega - korelacją w alfa - wymiarowym, więc jasne, że niemetrycznym, kontinuum agregatów subsolowych, zwanych też supergrupami moimi, to jest Kerebrona.

Rzeczywiście, proste i jasne...nieprawdaż? ;)

Cytuj
Co do buddyjskiej obojętności, zgadzam się, zapewne wymaga jeszcze o wiele większego wysiłku. Bo taki stan jest przeciwny naturze człowieka.
Cytuj
Trudno tu nie spytać: czemu zgodność z naturą miałaby stanowić jakąkolwiek wartość? Przecież natura owa to produkt przypadkowej ewolucji.
Nie o „wartości zgodności z naturą” mi chodzi, Q, tylko o trudnościach, wynikających z działań skierowanych przeciwko naturze człeka. Spróbuję wyjasnić moją myśl na przykładzie.
Tak się jakoś ułożyło przypadkowo-ewolucyjnie, że zgodnie z naturą jesteśmy przyzwyczajeni do lekkostrawnego pożywienia. Toteż usiłowanie żywić się, wbrew naturze, trocinami drewnianymi, wymaga większego wysiłku podczas jedzenia i powoduje, hm, trudności z trawieniem :)

Cytuj
Zdaje się, że kompletną obojętnością, o której mówisz delektować się nie da, bo więcej wskazuje na to, że świadomość wtedy wygasa, niż, że trwa.
Więcej...mniej...na razie nic nie wiemy. Pożyjemy – zobaczymy. A nie zobaczymy – też nic strasznego. Nie będzie komu martwić się o utracie 8)

Cytuj
A po co? może nie tyle dla uniknięcia udręki jak napisałeś (niejaki Nietzsche uznałby to za nastawienie właściwe niewolnikom ), ile po to by właśnie niewoli - tj. chodzenia w kieracie ewolucyjnych służb - uniknąć.
Może i tak jest. Obawiam się jednak, że wydostawszy się z jednego kierata, owe buddyści mogą sami siebie wpędzić do innego, może nawet gorszego. Zresztą Majtreja z nimi, to ich wybór. Ani mi się śni udzielać komukolwiek porad duchowych. Sam przecież nic nie wiem... :-X

2329
No, moim zdaniem, to nie słaba pociecha, tylko żadna. Oczekiwanie nagrody wydaje mi się czymś poniżającym, niegodnym człowieka.
Niby tak...ale zostawiając religię - a właściwe religie oparte na obietnicy zaświatu - właściwie tak działamy - podejmując różne działania liczymy na nagrodę. Jak te szczurki;)
Przy czym ta nagroda może mieć różne formy. Np. poprawa własnego samopoczucia.
Wszystko zależy od tego, na ile szeroko rozumieć pojęcie „nagroda”, olka. Owszem, w szerokim znaczeniu „nagrodą” może być cokolwiek. Uczucie sytości – to nagroda za zjedzoną bułeczkę. Brak bólu zębów – nagrodą za odwiedzenie gabinetu stomatologicznego, itd.
Natomiast, moim zdaniem, nagroda w wąskim rozumieniu możliwa tam, gdzie istnieje różnica w statusie, w stanowisku, w miejscu w hierarhii pomiędzy tym kto nagradza a tym kto otrzymuje nagrodę. Dowództwo nagradza (lub też karze) żołnierza, naczelnik – podwładnego, treser – psa, i chyba nigdy odwrotnie. Wspomniane szczurki faktycznie zostają „nagrodzone” przez eksperymentatorów.

Czy można nagrodzić równego sobie lub samego siebie? Czy ja liczę na jakąkolwiek „nagrodę” – i od kogo? –, gdy podejmuję jakieś działanie, powiedzmy smażę sobie jajecznicę? Hm...wydaje się, że nie... Chociaż po spożyciu owej jajecznicy, zwłaszcza jeżeli z szynką i pieprzem, samopoczucie zazwyczaj ulega znacznej poprawie :)

Cytuj
Jelitem;)
No tak, jelitem. Dziękuję, olka :)

Cytuj
Ten pies po prostu nie istnieje w przestrzeni dwuwymiarowej. Ale nie istnieje również w wymiarze większym od trójwymiaru. O czym właśnie Hawking pisze w dalszej części tekstu...odwołując się do słabej zasady antropicznej.
O ile zrozumiałem, Hawking pisze o niemożliwości powstania życia w przestrzeni o więcej niż trzech niezwiniętych, „płaskich” wymiarach. Niemniej, jeśli teoria strun zawiera ziarno prawdy, owe wymiary, chociaż i zwinięte, rzeczywiście istnieją...

Ale my operujemy czterema wymiarami - space+time ! Co z resztą ? Poważny problem ! KOMPAKTYZACJA. Pozostałych 6 (7) wymiarow są "małe" w sensie zwinięte. Ich promień to najwyżej ułamki milimetra.
http://www.google.com.ua/url?url=http://newton.ftj.agh.edu.pl/~muryn/LECTURES/Referat-2013.pdf&rct=j&q=&esrc=s&sa=U&ved=0ahUKEwj_rIj1neHeAhVhwYsKHYUdA90QFgg-MAo&usg=AOvVaw0d4XFSrq_RQks62_YXseBj

A kto wie, czym naprawdę jest kompaktyzacja przestrzeni? Może to rzecz względna? Może z punktu widzenia ewentualnych mieszkańców pozostałych sześciu-siedmiu wymiarów „zwiniętymi” są jak raz nasze stare, dobre cztery wymiary? Jak Ty sądzisz, olka?

Cytuj
Abstrahując od fizycznych możliwości  -  w czym to miałoby pomagać pojedynczej komórce owej Nadistoty czyli człekowi? Cóż ta informacja zmienia (prócz utraty "ważności" indywidualnego życia) w jej trudzie istnienia?
W czym miałoby pomagać? A szansa na nieśmiertelność? Teoretycznie, gdyby człek naprawdę okazał się istotą „wielowymiarową”, śmierć ciała jako odejście z naszej czterowymiarowej przestrzeni mogłaby wcale nie oznaczać ostatecznego końca egzystencji, tylko coś w rodzaju metamorfozy. Gdyż pozostaje do naszej dyspozycji jeszcze co najmniej sześć-siedem wymiarów. Więcej niż dosyć, by kontynuować istnienie:)

Teoria strun z jej 11 wymiarami została stworzona, by pogodzić przeciwległe „bieguny” fizyki – kwantówkę i względówkę. Kto wie, może teoria będąca na dziś szczytem ludzkiej myśli, strunówka, jest również w stanie pogodzić inne przeciwieństwa – fizykę i metafizykę?

Proszę zwrócić uwagę, ja nic nie twierdzę, po prostu rozważam nad ewentualnościami...no, chce się trochę pospekulować :D

Cytuj
Może nawet wtedy ludzie - w swojej przekorze i złośliwości - dokonaliby masowego samobójstwa by unicestwić Nadczłeka?
Byłoby to jeszcze jednym przejawem małpiej natury człeka. Typowo małpie zachowanie: „widzi obcego – boi się – nienawidzi  - chce zabić obcego”. Co złego zrobił nam ów Nadczłek, by od razu go unicestwiać?
Ale, na szczęście, takiego wyczynu chyba nie uda się dokonać. Przypuszczam, zagłada całej ludzkości razem z Układem słonecznym znaczyłaby dla wielowymiarowej Nadistoty mniej niż dla nas utrata jednego włosa z głowy. A raczej, ze względu na godne pożałowania parametry etyczne ludzkości, włosa z innego miejsca :)

Cytuj
Ups...rzeczywiście...znaczy przemiana ludzkości na GMO już dziś ide pełną parą?
Cytuj
Nie, myślę, że nie. Powiedzmy, że stoi za płotem. Czytałam, że metoda ta może powodować włączanie lub wyłącznie różnych genów - w miejscach nawet oddalonych od edycji oraz że miejsca edytowane są traktowane przez białko p53 (zwane strażnikiem genomu);
https://pl.wikipedia.org/wiki/P53
..jako miejsca wymagające naprawy i przez to p53 je niszczy.
Niemniej chyba warto pamiętać o tej metodzie i w ogóle zdawać sobie sprawę, że badania w tym kierunku są prowadzone i to z coraz większym rozpędem i sukcesami.
Białko P53 i sterowanie procesem apoptozy komórek...
Mam poczucie, że ludzkość stoi u progu jakiegoś odkrycia o epokalnym znaczeniu. Prawdopodobnie dotyczącego zwycięstwa nad chorobami onkologicznymi.

Cytuj
Chociaż...niektórzy ludzie też ładnie udają, że myślą;)
Ależ, olka...to wygląda na przejrzystą aluzję, jak babcię kocham :o :D
Ekhmm...wolę uznać Twoje słowa za pochwałę. Chociaż my, niektórzy, wcale nie myślimy, natomiast udajemy myślenie nie byle jak, tylko ładnie :)

Cóż tu począć? W imieniu wszystkich niektórych składam najserdeczniejsze podziękowania za komplement (przydałby się tu emotikon „ironiczny uśmiech”, ale takiego nie ma z zestawie) ;)



2330
Hyde Park / Odp: Co tępora, to mores...!
« dnia: Listopada 18, 2018, 01:47:51 pm »
Kolejny szczątek XIX wieku wyparty. Namacalne zastąpione fizycznym ażurkiem.
...
Żegnaj klocku  8)
Waga Watta, czyli Kibble balance. Nowy wzorzec kilograma. Urządzenie naprawdę robi wrażenie:



Żegnaj klocku. RIP :(:)
Dla zaciekawionych - podstawy teoretyczne:
https://www.nutsvolts.com/magazine/article/mass-confusion-the-end-of-the-kilogram-as-we-know-it

2331
Hyde Park / Odp: Pytam:
« dnia: Listopada 11, 2018, 08:31:46 pm »
@liv
Dwie wersji tej samej historii. Rosyjska i polska.

В 1787 году началась новая русско-турецкая война, русские оккупационные войска были выведены из Польши.
vs
Wspierany przez dyplomację pruską Sejm Czteroletni zażądał ewakuacji wojsk rosyjskich i ich magazynów z terytorium Rzeczypospolitej, co nastąpiło już w maju 1789.

Aha…znajoma sytuacja...czyli „нас там нет!”.
Nas nie było w Polsce. Nas nie ma w Syrii, nas nie ma na Donbasie... historia lubi się powtarzać.

Cytuj
Zapewne znasz przysłowie rosyjskie: "wszędzie dobrze gdzie nas nie ma"
Cytuj
To jest przysłowie rosyjskie???! ;D
Tak jest. "Всюду хорошо, где нас нет".

Rosyjski bohater Ilja Muromiec stoi na wierzchołku wzgórza i patrzy w dal.
Podchodzi stary Żyd:
- Szalom, Iljusza, czego tam  wypatrujesz?
- Szukam gdzie się dobrze żyje...
- Eee, Iljusza, wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma!
- Oto właśnie wypatruję, gdzie was nie ma...


Cytuj
nie wiem jak to ująć..ssak finansowy.
Cytuj
Wystarczy klasycznie - sumy bajońskie  :
https://pl.wikipedia.org/wiki/Sumy_bajońskie
Hm...
Sumy bajońskie – olbrzymie sumy, jakie Księstwo Warszawskie było winne Napoleonowi (ok. 20 mln franków).
/.../
Określenie sumy bajońskie weszło do języka potocznego, jako określenie olbrzymich, wręcz bajecznych, nieosiągalnych kwot.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Sumy_bajońskie

Jednostka monetarna Francji (frank – LA) równa 100 centymom, wprowadzona w miejsce liwra w 1795 roku (III roku Republiki). W 1803 roku ustalono jego wartość na 0,290323 g czystego złota lub 4,5 g czystego srebra.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Frank_francuski

Czyli owa „olbrzyma suma” wynosi mniej niż 6 ton złota. Zgadzam się, suma duża, ale czy aż taka olbrzyma na skali budżetu państwowego?

2332
Hyde Park / Odp: Pytam:
« dnia: Listopada 11, 2018, 01:53:39 pm »
Druga - a co takiego wydarzyło się w w1787?
Co wydarzyło? Wybuchła kolejna wojna rosyjsko-turecka
http://www.wilanow-palac.pl/rzeczpospolita_a_wybuch_wojny_rosyjsko_tureckiej_w_roku_1787.html

i to właśnie spowodowało wycofanie wojsk z Polski:
В 1787 году началась новая русско-турецкая война, русские оккупационные войска были выведены из Польши.
https://ru.wikipedia.org/wiki/Польша

Zapewne znasz przysłowie rosyjskie: "wszędzie dobrze gdzie nas nie ma" :D

Cytuj
Obecna kanoniczna wersja to jeden..dwa..trzy (1795-1918); stad moje zdziwienie.
Czyżby zwykły błąd?
Błąd? Nie sądzę...

2333
Hyde Park / Odp: Pytam:
« dnia: Listopada 11, 2018, 12:42:22 pm »
Może ktoś ma pomysł, skąd w depeszy ogłaszającej odrodzenie Polski wzięła się liczba 140 lat tej...przemocy?
Rząd Polski zastąpi panowanie przemocy, która przez sto czterdzieści lat ciążyła nad losami Polski – przez ustrój zbudowany na porządku i sprawiedliwości.
Może tak: jeśli liczyć od roku pierwszego rozbioru Polski (1772), z wyjątkiem lat napoleonowskiego odrodzenia Księstwa Warszawskiego (1807 – 1813), wychodzi dokładnie 140 lat pod zaborami.

A może też Pan Józef miał na myśli lata 1787 – 1793 jako okres tymczasowej wolności Polski – wycofanie wojsk rosyjskich, Sejm Czteroletni, Konstytucja?..

2334
Hyde Park / Odp: O muzyce
« dnia: Listopada 09, 2018, 10:33:25 pm »
nastrój mam całkiem dobry, zaraz idę na koszykówkę i nawet najpiękniejsza aria męska mi tego nie zepsuje ::)
I dobrze! I cieszę się! Co Ty tam pisałeś o chałwie i wałachu? ;) :D

Jesienna deprecha?
- A skąd Ty znasz takie tubylcze zwroty!?
O! w moim języku ojczystym są wiele pochodnych od депрессии: депреха, депресняк, депресуха itd. Leksyczne bogactwo języka :)

Mniejsza z deprechą. Szabes, szanowni Państwo!
Pejsy do góry, panowie! ;)
 Szabat szalom!



2335
Hyde Park / Odp: O muzyce
« dnia: Listopada 08, 2018, 11:52:27 am »
Epoka nastroiła mnie...listopadowo.
Dopadła jesienna deprecha, livie?
A oto coś specjalnie dla Ciebie. Na pocieszenie. Similia similibus curantur ;) :)


2336
Warto. Rzuć temat please :D
Shut up you orators! The floor is yours, Comrade Mauser!

Temat? Może tak po prostu następny rozdział "Summy..." (który to ostatnio był?)...

A Cormade Mauser niezbyt sprawdza się jako narzędzie do rozstrzygania intelektualnych sporów (czego symbolem stała się - i to zanim go jeszcze wyprodukowano - sprawa śmierci Archimedesa). Jako narzędzie decydowania o porządku dziobania... różnie bywa...
No i trudno powierzać mu wybór celów, w końcu to jeno Ślepy Miecz 2.0, który ręka dzierżyć musi.
;D
Zażartowałem z tym mauserem. Skrót myślowy... Miałem na myśli: skoro wzywasz, by wrócić do rozważania możliwości jakie "Summa..." roztacza, masz prawo do podania tematu. Podobne prawu do pierwszego strzału podczas pojedynku ;)
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/93541/kodeks-honorowy-i-reguly-pojedynku

A tak, nawiasem: broń ręczna (czy ogólniej – siła) nieźle nadaje się do rozstrzygania dowolnych sporów, w tym intelektualnych :)
„Gdy słyszę o kocie Schrödingera, odbezpieczam rewolwer”
(S.Hawking)

„...każda wielka idea musi mieć za sobą siłę, jak o tym świadczą liczne przykłady z historii dowodzące, że lepiej od wszystkich argumentów i perswazji broni światopoglądu policja.”
(S.Lem)


Cytuj
Z lemowskiej szkoły ;) . (Na ile da się być materialistą, gdy nam się ta materia w rękach rozłazi, aż zostają nam w nich matematyczne punkty...)
Ładnie to ująłeś.
Gdy mówimy, że coś składa się z czegoś, my, używając codziennego doświadczenia, mamy na myśli jakąś substancję. Ale ze strunami sytuacja jest inna! Struny zostały wymyślone właśnie w celu odpowiedzi na pytanie, z czego składa się substancja, czyli cząstki elementarne. I okazało się (z punktu widzenia tej teorii), że z pewnych strun. Właśnie one są pierwotne.
- Cóż, dobrze! – mógłby zawołać czytelnik, który nie chce się poddać. - A czym są te struny, skoro istnieją? Z czego one, do diabła, się składają?!
Moja odpowiedź brzmi: z czystej matematyki! Faktem jest, że zweryfikowanie teorii strun jest praktycznie niemożliwe. Będzie to wymagało tak niewyobrażalnej energii, której nie osiągnęliśmy w naszych akceleratorach ziemskich i prawdopodobnie nigdy nie osiągniemy. Takie energie istniały tylko w pierwszych sekundach po powstaniu Wszechświata. W istocie ludzkość zbliżyła się do momentu, kiedy czysta matematyka zastąpiła fizykę. A dokładniej, geometria matematyczna. Fizyka ostatecznie została zredukowana do geometrii przestrzeni.
(A.Nikonow, Astronomia „na palcach”. Błędy moje – LA :) )


Cytuj
Załóżmy, że masz rację, ale czemu uzależnienie od piękna (jakkolwiek je rozumieć), miałoby być lepsze od innych uzależnień?
Oj, jak ładnie to brzmi – uzależnienie od piękna :)

Chyba poważna choroba, podobna do uzależnienia od kokainy lub geroiny. Wymagająca niezwłocznego podjęcia leczenia.
A jak poprawnie nazwać ten nałóg? Nałóg – jaki? piękn... piękielny? ;)

Wyobrażam sobie typowy poranek uzależnionego. Po obudzeniu się pacjent natychmiast włącza muzykę. Samo przez się, klasyczną – passacaglię Bacha lub kwartety smyczkowe Mozarta. Po czym, wbiwszy wzrok w obraz Rafaela Santiego, gładzi palcami figurkę Pegasusa z brązu, zarazem wąchając doniczkowe kamelie japońskie :)

Cytuj
Ale dlaczego ta zabawa ma być zaraz hedonistyczna? Czemu jej celem ma być przyjemność, a nie samo bawienie się
Trudno rozdzielić bawienie się i przyjemność. Przecież Ty sam określiłeś rozszerzanie granic wiedzy i rozwijanie cywilizacji jako rozrywkę, formę zabawy. Zabawie zaś, moim zdaniem, zawsze towarzyszy przyjemność. Przynajmnie musi towarzyszyć. Inaczej cóż to za rozrywka? Zabawa, która nie sprawia przyjemności, zostaje zaraz porzucona. Albo staje się pracą.

Cytuj
Dlaczego mamy skupiać się na biochemii mózgu jednego czy drugiego małpiego pociotka, zamiast cały Wszechświat - wedle programu "Summy..." myślą obiegać?

Tu, sądzę, zahaczamy o sprawę powodów dla których GOLEM chwalił sobie bycie Nikim, przedkładając to nad wszelkie luckie bycie kimś:
https://forum.lem.pl/index.php?topic=605.msg30585#msg30585
Temat, moim zdaniem, nieco dyskusyjny. Nie wiem, nie jestem pewien, że osobowość, poczucie własnego „ja” ma coś wspólnego z poziomem inteligencji lub z rozmiarami ciała...

Pytanie zasadnicze: czy świadomość i rozum mogą – teoretycznie - wetchnąć siebie w krążenie prądów morskich lub zjonizowanych gazów atmosfery?
Z punktu widzenia inżynieryjnego chyba nie.

Bo prądy i gazy są materią amorficzną, nieuporządkowaną, o wysokim poziomie entropii. Takie „żywioły” nie da się uporządkować na tyle, żeby z nich powstał układ złożony, podobny do komputera lub mózgu. Zawierający obwody i jakieś odpowiedniki lamp elektronowych, diodów, tranzystorów, bramek logicznych, lub neuronów i aksonów z synapsami. Słowem, elementy nieliniowe, posiadające właściwości przełącznika. Podstawowe elementy dowolnego układu przetwarzającego informację.
Co tam prądy i gazy, sznurki i jabłka, co tam mózg czy maszyna myśląca – proszę spróbować zbudować prymitywne urządzenie elektroniczne – przerzutnik, multiwibrator, bramkę „or” lub „not” – z elementów liniowych – rezystorów, kondensatorów i cewek indukcyjnych. A zobaczymy.
Gotów jestem założyć się, nikomu nie uda się. Teoria obwodów liniowych stoi na przeszkodzie.

O, proszę, mamy gotowy temat do omówienia. Czy rzeczywiście można zbudować maszynę ze sznurków lub atomów gazu?
Summa Technologiae, rozdział Konstrukcja świadomości ;)

Cytuj
A może - skoro już na gruncie hedonizmu tak bardzo chcesz stać - istnienie ostrza (i świadomość jego wiszenia) fun potęguje? Pomnisz słowa Amety?
No, właśnie! Do tego pzez cały czas zmierzam. Istnienie ostrza przysparza radości życia i, powiedziałbym, nakłada na człeka obowjązek bycia szczęśliwym. Właściwie, po co bym miał rezygnować choć z jednej minuty radości, skoro życie jest krótkie i przede mną nie ma nic oprócz nicości (tautologia :) ), niebytu?
„Skoro zmarli nie zmartwychwstają, to jedzmy i pijmy, bo jutro pomrzemy” (1 Kor. 15, 32)

Co innego wierzący chrześcijanin – ten może pozwolić sobie na luksus ascezy, bo ma przed sobą wieczność (lub sądzi, że ma, co zresztą na jedno wychodzi) i jest pewien czekającej nań nagrody.

Cytuj
Mam wrażenie, że łatwiej (Ohydkowi, statystycznemu) być szczęśliwym (lub nieszczęśliwym), niż być obojętnym, to ostatnie niejakiej samodyscypliny (do buddystów wracamy) wymaga, to pierwsze bierze się z okoliczności (i automatycznych reakcji mózgu na nie).
Ja bym nieco uściślił: łatwo być nieszczęśliwym. To rzeczywiście automatyczna reakcja na okoliczności. Poza tym, nieszczęścia w naszym świecie o wiele więcej niż radości. Łatwiej w nim niszczyć, niż tworzyć; łatwiej dręczyć, niż uszczęśliwić; łatwiej zgubić, niż ocalić; łatwiej zabić, niż ożywić.

Szczęśliwym być o wiele trudniej. Obrazowo mówjąc, szczęście (prawdziwe, nie odheroinowe) to harmonia duszy, czyli stan bardziej uporządkowany, a zatem wymagający dla osiągnięcia pewnych wysiłków. Druga zasada termodynamiki ;)

Co do buddyjskiej obojętności, zgadzam się, zapewne wymaga jeszcze o wiele większego wysiłku. Bo taki stan jest przeciwny naturze człowieka. Ale, rzecz najważniejsza, po co ten stan jest potrzebny żywemu człowiekowi? Tak jakby nie było możliwości delektować kompletną obojętnością co najmniej przez kolejne 10..15 mlrd lat. A może przez wieczność. Więc po co taki pośpiech?

Zawsze ze smutkiem patrzę na zwolenników religii – czy doktryny - buddyjskiej. Owa obojętność  wydaje mi się niczym innym, jak tylko desperackim usiłowaniem uniknąć udręki świata, nawet za cenę rezygnacji z radości.
Zresztą nie na tyle dobrze znam się na buddyzmie, żeby sądzić.

Cytuj
Może inaczej. Szczęście jako skutek uboczny tego, czy owego, uznaję za stan naturalny, i w tym sensie ani mnie ono ziębi, ani grzeje. Podejrzana wydaje mi się dopiero za szczęściem pogoń, gdy staje się ono celem samym w sobie. A zwł. gdyby cel ów podniesiony miał zostać do rangi ogólnocywilizacyjnego imperatywu. I tu zaraz nasuwają mi się rozmaite czarne scenariusze...
A dlaczego miałby zostać podniesiony? Jesteśmy niby wolnymi ludźmi, żyjemy w wolnych krajach :-\
Niech każdy sam decyduje o swoim modus vivendi, o swoim losie. Chcesz być szczęśliwym – bądź nim, nie chcesz – nie bądź :)


2337
Pozostaję zresztą słaba nadzieja, że niesprawiedliwość pozorna. Jest skutkiem naszego ograniczonego punktu widzenia. Kto wie, może w jedenastowymiarowej przestrzeni wszystko układa się wręcz odwrotnie, w najlepszy sposób?:)
Słaba pociecha albo już po prostu wyeksploatowana: cierp w przestrzeni trójwymiarowej a w jedensto - czeka Cię nagroda;)
No, moim zdaniem, to nie słaba pociecha, tylko żadna. Oczekiwanie nagrody wydaje mi się czymś poniżającym, niegodnym człowieka.
A poza tym, jutrzejsza kiełbasa nie nasyci wczorajszego głodu, nawet jeśliby miała być nieskończonej długości. :)

Nie to miałem na myśli, olka. Nie o nagrodzie mi chodzi. Jedenastowymiarowa przestrzeń – to nie zaświaty.
Pamiętasz dwuwymiarowego psa z utworu Hawkinga?

Na pozór, z punktu widzenia mieszkańców świata dwuwymiarowego, ów piesek – to dwie osobne istoty, rozdzielone przełykiem i jelitą. Gdzie dwie połówki zwierza „łączą się” w jedną całość? W trzecim wymiarze. Uchwyciłaś, do chego zmierzam?
Świat jest jednolity. Czy nie może być tak, że w wielowymiarowej przestrzeni istoty na pozór osobne, oddzielne są w rzeczywistości cząstkami, komórkami jakiejś Nadistoty? Podobnej do oceanu z planety Solaris, lecz na skali kosmicznej?
Jeśli tak, śmierć żywej istoty naprawdę nie jest śmiercią, tylko – w uproszczeniu - czymś w rodzaju apoptozy komórek ciała.
Organizm co sekundę traci miliony komórek, i tyleż tworzy, i nie przestaje przez to żyć. I żadna to tragedia i niesprawiedliwość.
Tyle tylko miałem na myśli. Nic nowego, pomysł dość trywialny :-X

Cytuj
No, inżynieria genetyczna w odniesieniu do ludzi – to dopiero sprawa przyszłości, chociaż zapewne nie bardzo odległej. Więc czy możemy już teraz uważać siebie za organizmy genetycznie modyfikowane?
Przyszłości...pewnie...
https://pl.wikipedia.org/wiki/Metoda_CRISPR/Cas
Ups...rzeczywiście...znaczy przemiana ludzkości na GMO już dziś ide pełną parą? :o

A oto rzecz interesująca. Okazuje się, mechanizm CRISPR/Cas w pewnym sensie jest potwierdzeniem ewolucyjnej teorii Lamarcka. Gdyż Darwin kategorycznie zabrania cechom nabytym dziedziczyć się :)

Durch den CRISPR/Cas-Mechanismus können Bakterien Immunität gegen bestimmte Phagen erwerben und die so erworbene Immunität weitervererben, da sie einen virusspezifischen Spacer in ihr Genom integrieren und somit bei der Replikation weitergeben. Aus diesem Grund wurde auch die provokante These geäußert, dass es sich beim CRISPR-Cas-System um den ersten wirklich lamarckistischen Vererbungsmechanismus handele.
https://de.wikipedia.org/wiki/CRISPR

Dzięki mechanizmowi CRISPR/Cas bakterie mogą uzyskać odporność na niektóre fagi [wirusy atakujące bakterii – LA] i przekazać nabytą odporność, ponieważ integrują z genomem charakterystyczną dla wirusa sekwencję - spacer, a następnie przez replikację przekazują go potomkom. Z tego powodu powstała prowokacyjna teza, że system CRISPR/Cas jest pierwszym naprawdę lamarkowskim mechanizmem dziedziczenia.
[Błędy i nieścisłości tłumaczenia moje - LA] :D

Ave Lamarcus! Stąd już niedaleko do celowości ewolucji i jej przyczynowości ;)

Cytuj
Nawiasem...skoro maszyna pozycjonuje siebie jako kobietę, ciekawe jest, czy właściwa robotowi rzekoma kobieca niekonsekwencja i nielogiczność? ;)
Nie ma co...warto czekać na taką SI...
Właśnie ciekaw jestem, czy owa sztuczna inteligencja posiada wolną wolę? Mam na myśli suwerenność, samodzielność, spontaniczność maszyny – w tym sensie jak to rozumiał doktor Diagoras:
Ależ, panowie, powiedziałem im, jeżeli przedstawiam wam maszynę, która wyciąga pierwiastki z liczb parzystych, a z nieparzystych wyciągać ich nie chce, nie jest to żaden defekt, u licha, ale przeciwnie, wspaniałe osiągnięcie! Ta maszyna posiada idiosynkrazje, gusta, wykazuje już zatem coś jakby zaczątek samochcenia, ona ma swoje widzimisię, zalążek postępowania spontanicznego, a wy mówicie, że trzeba ją przekonstruować! Owszem, trzeba, ale tak, by tę jej krnąbrność zwiększyć jeszcze...

2338
Lemosfera / Odp: konkurs CO TY WIESZ O STANISŁAWIE LEMIE
« dnia: Listopada 05, 2018, 08:31:36 pm »
Troszkę trzeba było się naszukać (5 minut), ale warto było...
5 minut? Ależ zuch z Ciebie, livie! Respect! :)
Mnie zajęło to godzinę z hakiem. Najpierw podejrzenie padło na "Zasadę antropiczną", esej z r. 1989.
Aż przypomniłem sobie "Bibliotekę..." i "Holocaust".
...kłania mi się dobry doktor Alzheimer...

2339
Hyde Park / Odp: O muzyce
« dnia: Listopada 01, 2018, 08:26:51 pm »
He, nie słyszałem o takim patencie, dzięki. Jednak potrzeba matką wynalazków  :)
aleale, jak oni to wytłaczali?
Nie wiem dokładnie, livie. Sadzę, ze względu na właściwości materiału nośnika owe płyty w ogóle nie da się wytłaczać. Bo, w odróżnieniu od szelaku albo kopolimeru polichlorku i polioctanu winylu - materiałów zazwyczaj wykorzystywanych do produkcji płyt gramofonowych, materiały błony rentgenowskej – celuloid lub octan celulozy i żelatyna – nie są tworzywami termoplastycznymi. Toteż przypuszczam, masowej produkcji "płyt na kościach" nie było. Każdę pojedynczą płytę zapisywano osobno, sposobem mechanicznym. Za pomocą recordera. O takiego urządzenia:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:Neumann_TELDEC-DMM_Kupferfolien-Schneidemaschine.jpg

Ale, rzecz jasna, o wiele bardziej uproszczonego, własnej roboty. A może też skradzionego gdzieś ze studio nagrań ;)

Cytuj
Mimowolnie. Twoje przerażenie...nieuzasadnione.
No i dobrze. I chwała Ałłachowi :):)


Ze względu na okoliczności kalendarzowe:


2340
Hyde Park / Odp: O muzyce
« dnia: Października 30, 2018, 10:57:30 pm »
Mijając inne ważkości, był on prekursorem wydawnictw muzycznych poza oficjałką. Swoje piosenki wydawał samodzielnie... Rosjanie to zwą samizdatem.  8)
Technicznie wyglądało to tak, że facet nagrywał taśmę w domu, drukował w nielegalnej rzecz jasna drukarni okładeczki na kasetę magnetofonową...
W latach pięćdziesiątych-sześćdziesiątych, jeszcze przed ukazaniem się magnetofonów jako sprzętu domowego, w Związku istniał dość egzotyczny rodzaj samizdata – tzw. „muzyka na kościach”. Przeszmuglowane z krajów Zachodu, przeważnie  przez marynarzy, płyty winylowe następnie powielano w nielegalnych studiach nagrań. Z wykorzystaniem niezwykłego nośnika – starych zdjęć z gabinetów rentgenowskich.
https://www.youtube.com/watch?v=xgtnYbvQTn4

Takie przezroczyste „płyty” ozdobione żebrami i kręgosłupami, rozchodziły się na pchlich targach jak ciepłe bułeczki. Byłominęło... :)

Cytuj
... ulubiona funebrałka...
Ulubiona? Oj... Ty mnie przerażasz, livie :(

Cytuj
Kończąc, zmieniam trochę  klimat, na smętny ale już nie pogrzebowo-kombatancki. Ostatnio Pani często w radiu z powodu wydania nowej płyty; i jakoś tak - dobrze mi wchodzi.
https://www.youtube.com/watch?v=EieoSzA6HRE
z ko ko kotem...
cocotte...

A oto koty...kociska-włóczędzy z innej beczki...z innego strychu:)



Piosenka z mojej studenckiej młodości. Sztuka, powiedzmy wprost, niezbyt wysokiego lotu. Ale, rzecz najważniejsza, ta kocia muzyka poprawia humor i dodaje optymizmu :)

Strony: 1 ... 154 155 [156] 157 158 ... 184