Wszyscy, wlacznie z Lemem, mowia o niemoznosci porozumienia ze wzgledu na rozna technologie. W mojej ocenie to nie jest zbyt duzy problem, bo po prostu cywilizacja zaawansowana bedzie wysylac wiadomosc taka, zeby cywilizacja na nizszym poziomie bedzie mogla ja odebrac. Jak zetknelibyscie sie z neandertalczykiem, to nie nadawalibyscie do niego przez radio, wiec podejrzewam, ze obca cywilizacja na tyle inteligentna, zeby potrafic nawiazac z nami kontakt, bedzie dzialala podobnie i nie zacznie nadawac za pomoca swojego najnowszego hi-techu, bo to zaweza spektrum potencjalnych odbiorcow.
Pytanie jest tu raczej inne: czy zaawansowana cywilizacja będzie wogóle chcieć rozmawiać z "neandertalczykiem". Czy - wyostrzając - człowiek będzie chciał gadać z mrówkami.
Znaczy: czy wyższa technicznie cywilizacja będzie zainteresowana zniżaniem się do jakichś "prymitywów", czy raczej będzie robić swoje nie oglądając się na nich? A może będą interesujący, ale wyłącznie jako "obiekt badawczy" (my mamy np. entomologię)?
(Upraszczając: czy prezydenta Obamę, a tym bardziej jego poprzednika Busha, obchodziło co sądzi o jego polityce któryś tam wódz Zulusów?)
A z drugiej strony: czy mrówka włażąc do mojego domu, wie, że to mój dom, i że jest on "zrobiony".
Prawdziwy problem jest w roznicach kulturowych, czyli zaszyfrowaniu wiadomosci takim, zeby zostala odszyfrowana przez odbiorce w zamierzony sposob. Oczywiscie nie chodzi mi o to, czy beda nadawac morsem (bo Morse byl tylko na Ziemi), tylko jak pies z kotem - ten pierwszy porusza ogonem w lewo i w prawo, gdy jest przyjazny i sie cieszy, a kot, gdy przygotowuje sie do ataku.
Owszem i dlatego np. w dziedzinie sygnałowej jestem umiarkowanym sceptykiem. Tzn. umiem sobie wyobrazić, że jakiś sygnał odbierzemy, i nawet zidentyfikujemy jako sztuczny. I uznałbym to za wielki sukces. Ale spodziewam się efektów jak w "Głosie Pana" , czyli, że konstatacja "nie jesteśmy sami!" będzie jedyną nagrodą. (No, może jeszcze uda się coś odpisać, ale zdaje mi się, że potrzeba długich wieków takiej korespondencji by wyjść poza tabliczkę mnożenia. I nie tylko o odległości tu chodzi.)
(Natomiast samych różnic kulturowych bym sie nie bał, występują już na Ziemi w sporej ilości, a jednak nawet turyści umieją się tego nauczyć.)
No i pewnie duzo innych.
A'propos innych sposobów... Nie wiem czy zwróciliście uwagę, ale wszelka SF od lemowej, po różne bzdury doradza tu w sumie niespieszność. Tam gdzie dochodzi do zetknięcia face-to-face (niezła "Wieczna wojna" Haldemana, ten "Babylon 5" co w nim kobity na łyso golą
, bzdurstwa Carda; "Przybysz" Cherryh; cytowane opowiadanie Huberatha; nawet "Fiasko") tam się zwykle krwawo kończy (a przynajmniej krwawo zaczyna
). Tymczasem tam gdzie strony zaczynają od ostrożnego, niespiesznego, przyglądania się sobie, tam zyskują więcej. Zastanawiajace jest też, że większość tych scenariuszy zakłada działanie "per procura" - w "Odysei kosmicznej" Obcy przepisują na swoje technologie przybysza z Ziemi, ładują weń konieczne ułamki swojej wiedzy i wysyłają nazad, teraz jako swojego emisariusza. Ocean Solaris, by zrozumieć ludzi wynajduje wręcz technologię (te fantomy to jakby stworzone przezeń maszyny
*). Ci cameronowi podwodni tworzą swoją - niezrozumiałą dla ludzi - technologią "wstęgę z wody" i to ona robi za obmacującą ludzi mackę
. Ba, nawet tam, gdzie autor idzie na skróty, jak ma być happy end jest "obmacywanie" - w "Edenie" zanim zaczną gadać z Dubeltem biorą Kalkulator, który słucha dubelciej mowy i tworzy słowniczek; nawet w "Star Treku" to samo, tylko jeszcze bardziej skrócone - ichni
uniwersalny translator to taki "technologiczny telepata", analizuje procesy myślowe Obcaka, a potem - bazując na bankach pamięci zawierających wiedzę o sposobach myślenia setek gatunków - tworzy swoistą mapę obcego mózgu i dopiero bazując na niej robi za tłumacza (robota potężna acz wykonana w nierealnym tempie).
Więc wydaje się, że jeśli się już tych Obcych kiedy napotka to rozsądniej będzie przyglądać się, oglądać, analizować, a nie przeć na "hurra" do pełniej wymiany myśli jak to ze "Fiasku" robili. (Zauważmy jeszcze w jak wolnym tempie, i jak nieśmiało działa u LeGuin Ekumena, a przecie z obu stron humanoidy. Także spielbergowe ufoki się nie spieszyły: najpierw porywały i badały, potem się ujawniły
.)
(Zresztą: jak na to spojrzeć z tej strony, to może wyjść jeszcze, że pesymistyczne scenariusze są pesymistyczne, bo działano "na wariata", a optymistyczne nie są aż tak hurraoptymistyczne jak zakładano. Np. mówi się, że "Fiasko" jest b. pesymistyczne odnośnie Kontaktu - po mojemu to jest ono raczej pesymistyczne odnośnie działania "na już", bez oglądania się na konsekwencje. Mówi się też, że "Odyseja kosmiczna 2010" ocieka optymizmem, a przecie ten optymizm sprowadza się do tego, że Obcy zdołali przekazć, że nie mają złych zamiarów i wrócili do swoich inżynieryjnych zajęć. Jak dla mnie wniosek z obu tych powieści jeden: nie chcieć za dużo, to i tragedii mniej będzie.)